Do książki Gustavo Nielsen’a „Auschwitz” podchodziłam z dużym sceptycyzmem. Nie bardzo bowiem wiedziałam w jaki sposób ją "potraktować" mając świadomość ,że jest ona połączeniem brutalności, sadyzmu, rasizmu, ksenofobii, fanatyzmu , etc.,… Udało mi się jednak przebrnąć przez nią w całości. Nie ! Absolutnie nie dlatego że była „męczarnią” ale dlatego , że pewne rzeczy zapisane na kartkach tej książki były dla mojej głowy nie do przyjęcia. Chociażby opisane w rozdziale szóstym tortury (również sfery seksualnej) na małym chłopcu – kosmicie, jakich dokonywał Berto ( nienawidzący wszystkiego i wszystkich 40 – letni księgowy zaczytany w „Nigdy więcej” oraz „Mein Kamp”).
Jakie przesłanie kieruje do czytelnika autor ? i dlaczego właśnie w taki bezwstydny sposób pobudza Nasze komórki do zagłębienia się w sens całości ?
Drastyczna gra jaką toczy z samym sobą Berto, gra w którą zresztą wciągnęła go poznana w klubie Rosana , żydówka o nazwisku Auschwitz domaga się od czytelnia spojrzenia na sprawy w kontekście współczesności. Tego jak zachowują się ludzie w systemach w których przyszło im żyć. Jak dalece są wstanie się posunąć aby osiągnąć cel i w konsekwencji jak funkcjonują podczas nieuniknionego zderzenia z rzeczywistością.
Gustavo Nielsen obdzierał mnie samą po kawałku. Z każdą kolejną kartką moje napięcie i emocje rosły . Zdenerwowanie przeplatało się z obrzydzeniem. Były momenty kiedy sama chciałam zmienić się w kata (czy jakiekolwiek okoliczności byłyby w stanie wydobyć ze mnie „potwora”?).
Jedno jest pewne podczas tej lektury czytelnik nie próżnuje a jak słusznie podsumował Tomasz Pindel w posłowiu na końcu książki: „wnioski należy wyciągnąć na własną rękę”.
Najsłabsza odsłona - z ostatnio przeze mnie czytanych - "Kroków w nieznane". Pominąwszy poznane wcześniej opowiadanie Bacigalupiego, pierwsza połowa tego tomu raczej rozczarowuje. Opowiadania zdecydowanie nie zachwycają pod względem fabularnym i zniechęcają nieco zawiłą i często przekombinowaną formą.
Późniejsze, "Syndrom Łazarza" i "Duma i Prometeusz" czyta się dużo lepiej, zwłaszcza ze względu na dość przewrotny koncept w nich zawartych. W pierwszym Aleksiej Kaługin znakomicie łączy to, czego o wskrzeszeniu Łazarza możemy dowiedzieć się z Ewangelii Św. Jana z całkowicie odmiennym nań spojrzeniem z punktu widzenia samego przywróconego do życia. Dodam tylko, że jest to niezupełnie taka wersja wydarzeń, jaką zaaprobowałby Wasz katecheta.
Natomiast w "Dumie i Prometeuszu" Johna Kessela mamy do czynienia z modnym ostatnio zabiegiem retellingu z dodaniem elementów nadprzyrodzonych. W tym wypadku jednak autor z finezją połączył wątki i postaci z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austin i "Frankensteina" Mary Shelley. Choć morał tej historii szczególnie odkrywczym nie jest, to duch i klimat obu powieści wprost magnetyzują czytelnika.
Poza wyżej wymienionymi, na uwagę zasługują również "Imperator i Maula" Roberta Silverberga (za którym szczególnie nie przepadam),stanowiące wariację opowieści Szeherezady, jak również bardzo dobre, napisane nieco w stylu Gaimana "Zaślubiny ze Słońcem" pióra Rachel Swirsky. Warto też wyróżnić klimatyczne "Przyjęcie pożegnalne" Erica Browna.
Nie mam natomiast pojęcia, jakim cudem "Szkaradne kuraki", słabe i nudne opowiadanie Howarda Waldropa znalazło się w tym zbiorze. Historia lekko tylko zahacza o granice science - fiction a ogólne nieciekawe wrażenie pogłębia kompletnie nijaka puenta.
Zbiór dobry, ale nieco poniżej zazwyczaj doskonałego poziomu tej serii antologii.