Ignis Mare. Tom 1 Kacper Śniedziewski 6,6
Fakt, że cyberpunk w Polsce ma się bardzo dobrze, nie podlega dyskusji. Udowodniliśmy na niejednej płaszczyźnie, że „czujemy” ten klimat i potrafimy go dobrze rozreklamować i sprzedać. Z tym podgatunkiem fantastyki miałam kontakt głównie, dzięki komiksom, anime i grze . Literatura „wchodziła” mi dość topornie, czego idealnym przykładem jest fundament-beton czyli Gibson i jego trylogia z Neuromancerem na czele. Ta pozycja powinna doczekać się osobnej opinii, nie ukrywam jednak, że ciężko mi pisać o uderzaniu łbem o chaotyczną barierę, pełną nieścisłości, braku logiki i konsekwencji. Udało mi się jednak trafić na książkę, napisaną przystępnym językiem. Taki cyberpunk dla każdego. Nie trzeba być geekiem i zajawieńcem, żeby zrozumieć opisany świat i nie czuć się jak noob expiacy w wysokiej lokacji. Jak udała się podróż do krainy „morza ognia” autorstwa Kacpra Śniedziewskiego? Sprawdźmy.
Zwykle nie poruszam tematu okładki i tutaj również dużo nie napiszę. Wiem jednak, że rzuca się w oczy i budzi skrajne emocje. Czy pasuje, czy nie pasuje? To kwestia sporna. Dla mnie liczy się wnętrze i mimo bycia okładkową sroką, nigdy nie skreślam treści z góry patrząc tylko na pierwszą grafikę. A to, czy ta konkretna okładka przedstawia głównych bohaterów, czy też może futurystyczną Pszczółkę Maję z chomikiem Boo w dłoni? Trzeba przeczytać, by poznać odpowiedź.
Już na samym wstępie, poznajemy Różę, nieletnią dziewczynę trudniącą się najstarszym zawodem świata. Oderwana od biedy i patologii trafia z deszczu pod rynnę, czyli do półświatka właścicieli kasyn i bezwzględnych szych dominujących w bogatych dzielnicach Miasta Cudów. Wrażliwa i pogodzona ze swoją rzeczywistością dostaje od losu kolejnego sierpowego, w postaci zamachu na swoje życie. Uratowana z potężnego wybuchu otrzymuje nowe, przesiąknięte technologią ciało oraz poznaje swój nowy cel – chęć wymierzenia sprawiedliwości. Pomogą jej w tym dwaj detektywi, a przeciwnicy, wydadzą się na pierwszy rzut oka, nie do ruszenia.
Sama Róża, ze swoim infantylnym charakterem, od początku budziła mieszane uczucia. Poprowadzenie tej postaci jest lekko niespójne i osobiście nie przekonał mnie opis oraz sposób przekształcenia się bohaterki z młodziutkiej dziewczyny, płaczącej w poduszkę by ją ktoś pokochał, do wykwalifikowanej zabójczyni a'la Kusanagi, przechwytującej pociski w locie celnymi strzałami z broni. To dopiero pierwszy tom serii, więc pokornie zaczekam na wyjaśnienia.
Przedstawiony świat jednak, dodam do atutów tej historii. Mamy tu prawie wszystko co charakteryzuje stereotypowy obraz cyberpunkowego uniwersum. Od struktury politycznej oraz społecznej, po opisany z najdrobniejszymi szczegółami aspekt technologiczny, z wyszczególnieniem najsmakowitszych nowinek i przedstawieniem wyrazistego, jaskrawego tła – czyli samej metropolii. Autor nie jeden raz, upaja się swoimi pomysłami, co może nieść wrażenie braku zaufania do uważności i skrupulatności czytelnika – naprawdę, informacja, że AirCar napędzany jest antygrawitacyjnym silnikiem, została przeze mnie zakonotowana za pierwszym razem i nie trzeba było uporczywie tego przypominać.
Akcja nie toczy się turbo-szybko, mamy czas by poznać motywy stron konfliktu i zarys fabuły, która zapewne rozwinie swoje skrzydła w kolejnych tomach. Czyta się za to ekspresowo, co potwierdza tezę z początku opinii, że pod względem językowym, treść jest łatwo przyswajalna oraz nie razi w oczy przesadnymi zwrotami.
I teraz refleksja. Dla kogo jest ta książka? Jeśli macie nastoletnie rodzeństwo lub potomstwo, którego zainteresowania zmierzają ku takiej tematyce, absolutnie nie polecam tej lektury. Mimo przyjaznego języka, same elementy w treści już przyjemne nie są. Chwilami było grubo i nie mówię tutaj tylko o fruwających flakach czy szczegółowych opisach kazirodczego gwałtu na nieletniej. Motyw gangu łowców narządów (upraszczając: zboczeńców w pełnym tego słowa znaczeniu),choć trafiający w mroczny klimat gatunku, był delikatnie mówiąc obrzydliwy i choć nie jestem typem delikatnej panienki, miałam śledzia w śmietanie w odwrocie. Co się raz przeczyta, już się nieodzobaczy. Przesadne? Fantastyczne? To już trzeba samemu ocenić.
Reasumując, jestem na tak. To było, przynajmniej dla mnie, coś nowego w tej formie. Nie można odmówić autorowi wyobraźni i zapewne wiedzy o danym gatunku. Zobaczymy co jeszcze się z tego wykluje, choć nie ukrywam, że tę historię widzę bardziej w formie komisu lub nawet… serialu. Kto wie?