cytaty z książek autora "Marta Knopik"
Całkiem ciekawy koncept - alkohole pasujące do lektur. Jan pomyślał, że to mógłby być niezły pomysł na biznes…Może by otworzyć bar, w którym gość zamawia książkę wraz z pasującym winem lub piwem pochodzącym z tego samego regionu co pisarz, z ćwiartką wódki w przypadku autorów rosyjskich.
Nie ma końca, jest tylko powolne przesuwanie się po okręgu, z ciemności w jasność, z jasności w ciemność, z rozpaczy w ukojenie, z ukojenia w rozpacz, z rozkwitania w usychanie, z usychania w rozkwit.
Byłam jak zbiegły więzień, który uciekł przed harmonogramem zakładu. Nagle dostał do dyspozycji nieskończoną rzekę czasu i oto może unosić się beztrosko w jej leniwym nurcie, nie bojąc się, że ktoś go wyciągnie za kołnierz.
Przez moment mam jeszcze w sobie tę odrobinę światła, która wniknęła w ciągu tych kilku słonecznych godzin, ale potem i we mnie zalega mrok, a im dłużej siedzimy w brzuchu ciemności, tym więcej mam czarnych myśli.
Spędzaliśmy czas w tym samym pomieszczeniu, lecz nie razem, a to wielka różnica.
I nie boję się już nagłych drzemek, sennych omamów i dziwacznych wizji, ba, pragnę ich jak niczego innego! Ze świata snów i jawy wybieram sny.
Nie tylko ty tęsknisz za tym, co przeminęło - mówi w końcu. Mnie też jest ciężko. Czasem mam ochotę po prostu pójść przed siebie...
„Nie chodzi o to, czy przekaz zgadza się z faktami, chodzi o to, co dana historyjka robi ze słuchaczami, jakich dostarcza im emocji”.
Jest to przenikliwy chłód zapomnianych sprzętów, dawno niedotykanych ludzką ręką, chłód wielu niedogrzanych pokoi w tym wysokim na cztery metry mieszkaniu. Chłód nieczytanych książek i nieoglądanych zdjęć, chłód porcelanowych figurek stojących pojedynczo, parami, grupkami na komodach i regałach. Chłód krzeseł, na których nikt nie siada oraz łóżek, w których nikt nie śpi.
Jest to chłód podszyty mrokiem, który wsączał się latami w dywany, obicia sof, w książki i ubrania, a teraz wydobywa się z niedomkniętych szaf, z szuflad komód, spod łóżek, otoman i skrzyń, wypływa spomiędzy podłogowych desek, z pęknięć i rys w ścianach.
W końcu zrozumiałam, że źródło wybudzeń nie pochodzi z zewnątrz.
To ja sama siebie wyszarpuję ze snu.
Przechodzę na drugą stronę balustrady. Moja suknia faluje niczym skrzydła ogromnego motyla.