cytaty z książek autora "Christelle Dabos"
- Cóż pan tutaj robi? - spytała Berenilda Archibalda.
Siedzący do góry nogami w fotelu mężczyzna wyciągnął sziszę z ust i wydmuchał wstęgę niebieskawego dymu.
-Przyglądam się mej egzystencji pod innym kątem - oświadczył Archibald poważnie.
- A to ci dopiero. I cóż pan o niej myśli?
- Że z tej czy tamtej strony jest ona równie mocno pozbawiona sensu.
Thorn głośno przełknął ślinę.
– Ach, a tak w ogóle to cię kocham.
Kiedy powiedziałem, że masz ponadnaturalne predyspozycje do katastrof, nie chodziło mi o to, byś czuła się w obowiązku udowodnić mi, że mam rację.
Czasem najbardziej zażarci tępiciele pewnych pokus jednocześnie najgorliwiej im ulegają.
- (...) Dziwi mnie, że w ogóle przeżyłaś to spotkanie.
- Mam nadzieję, że nie jest pan zawiedziony.
Prawda to ciężkie brzemię, nie należy nią wszystkich obarczać.
Co się stało, to się nie odstanie, a co musi się wydarzyć, to się wydarzy.
- Urok to najlepsza broń, jaką kiedykolwiek podarowano kobietom, musisz się nią posługiwać bez skrupułów. Wystarczy drobnostka, wymowne spojrzenie, odpowiednio podkreślony uśmiech, żeby mężczyzna znalazł się u twoich stóp.
Oczekiwała od Thorna słów i gestów, których sama nigdy dla niego nie miała. Ani razu nie powiedziała ''my''. Nie zrobiła w jego kierunku ani jednego kroku. Ani razu się przed nim nie odsłoniła.
Prawda była taka, że zachowywała się jak tchórz.
- Jedyny prawdziwy błąd to ten, którego się nie poprawia.
- Przepowiedziałem Ci, że nie wytrzymasz zimy, a ty wyprowadziłaś mnie z błędu. Uważasz, że w przyszłości nie dam rady zapewnić ci przyzwoitego życia. Czy pozwolisz, żebym tym razem to ja z kolei czegoś dowiódł?
(...)
Dostrzegła w lustrze iskierkę złości w spojrzeniu Thorna. Przez chwilę myślała, że spuści ją po brzytwie, ale on zamiast tego przytaknął. Ofelia zanurkowała w lustro szafy i wyszła z niego w swojej służbówce na drugim końcu Niebiasta. Stała tam nieruchomo, w zimnej ciemności, zagubiona w płaszczu Thorna, z żołądkiem skręconym aż do mdłości
Spodziewała się po nim wszystkiego. Grubiaństwa. Pogardy. Obojętność.
On nie miał prawa się w niej zakochiwać.
Zimowe zaręczyny, rozdział Intendentura.
- Dlaczego zawsze musi pan narażać swoje życie na niebezpieczeństwo?
(...)
- Bo moje własne życie to jedyne, czym mam prawo ryzykować.
Jedyny prawdziwy błąd to ten, którego się nie poprawia".
Kto długo igra z ogniem, ten sobie w końcu tyłek przypali.
Oczekiwanie od kobiety punktualności to znak, że słabo się ją zna.
Żeby się poddać, trzeba się pogodzić z sytuacją, a żeby się pogodzić z sytuacją, trzeba zrozumieć, co i jak.
Jego intencją nie było uwolnienie mężczyzn i kobiet spod niewidzialnej dyktatury, tylko sprowadzenie zbłąkanych owieczek na prostą drogę. Po raz kolejny – jak zwykle – chodziło o narzucenie ludziom określonej perspektywy, sposobu postępowania, trybu życia. Jednym słowem utrzymywanie ich w wiecznie trwającym dzieciństwie.
Ofelia się zawahała. Chciałaby chwycić odwrócone ręce chłopaka, powiedzieć, jak bardzo jest mu wdzięczna za życzliwość, którą okazał jej od pierwszej chwili. Ale nie była wstanie. Zawsze tak z nią było - przy byle emocji ogarniał ją całkowity paraliż.
-A ty? - zapytał wreszcie. - Czy ty nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
Ofelia miała mi do powiedzenia wiele rzeczy, ale ani jedna z nich nie przeszłaby jej przez gardło. Mówienie do pleców Thorna było jeszcze trudniejsze niż mówienie do jego twarzy.
W końcu nic nie powiedziała, więc Thorn załozył hełm na uszy.
- Zamknij, proszę, za sobą.
Po wyjściu z Kalkulatorni Ofelia staneła wśród zgiełku cylindrów. Ugryzła z całej siły pięść w rękawiczce, żeby zdusić szloch, który jeszcze chwila i wybuchnąłby pod jej żebrami.
"Ach, a tak w ogóle to cię kocham".
Niebezpieczeństwo to nieodłączny element naszego życia.
Nie wiedziała, co mężczyzna chciał wyrazić, mówiąc ,,do tego wszystkiego", i miała to w nosie. Profesor Wolf nie był Thornem, więc nie interesowało jej nic, co mógłby sądzić na jej temat.
Dziewczyna uklękła na dywanie i wyobraziła sobie swoją służbówkę, po czym zanurkowała pochyloną głową prosto w tacę. Jej nos się rozpłaszczył, okulary zazgrzytały, a czoło wydało dźwięk niczym gong. Ogłuszona Ofelia przyglądała się pozbawionej wyrazu twarzy Mima naprzeciwko. Czyżby przejście się nie udało?
Smarkula! Nawet z dala od domu, nawet po tylu latach, nadal traktują ją jak smarkulę. (...) To nie ona była smarkulą. Tylko cała ludzkość. Wszyscy, absolutnie wszyscy byli utrzymywani przez Boga i jego Opiekunów w stanie wiecznej niedojrzałości ".
Jak to jest? Jakie to uczucie posiadać tysiące tożsamości i nagle utonąć w świadomości jednego człowieka?