cytaty z książek autora "Stephen Westaby"
Niedobór snu sprzyja wykształceniu się cech psychopatycznych – odporności na stres, skłonności do podejmowania ryzyka, utracie empatii. Kawałek po kawałku stawałem się pełnoprawnym członkiem tego elitarnego klubu.
Chirurdzy powinni być obiektywni. Nie mogą być ludzcy.
,,Kostucha spogląda przez ramię każdego chirurga, a śmierć jest nieodwracalna. Nikt nie dostaje drugiej szansy".
,,Granica między życiem a śmiercią jest taka cienka".
,,Ich żal nietrudno zrozumieć: jak wiele może znieść jedna osoba, dlaczego Bóg na to pozwala i wreszcie - co począć dalej?".
Dziwny sposób na dodawanie komuś otuchy, ale wizja, że niepowodzenie oznacza śmierć, w pewnym sensie przynosiła mu ulgę. Życie stało się dla niego nieznośne.
Leżał z rurką od respiratora wprowadzoną do gardła, gdy zaś spróbowałem się przedstawić, jasne stało się dla mnie, że facet ledwo kontaktuje i w każdej chwili może stracić przytomność. Jego nerki przestały produkować mocz, płuca wypełniały się płynem, był blady i zimny, a mimo to zlewał się potem. W kąciku posiniałych ust zbierała się piana. Oczy uciekały w głąb czaszki. Tak właśnie umierają ludzie po ataku serca...
Czasami o życiu lub śmierci decyduje głupstwo – światła na skrzyżowaniu, radiowóz przed nosem, brak miejsca na szpitalnym parkingu.
Tam trwało życie, podczas gdy tu zawitała śmierć. Samotna śmierć na stole operacyjnym. Koniec bólu, duszności, koniec miłości i nienawiści. Koniec wszystkiego.
Ja zaś coś sobie uświadomiłem: operacje na otwartym sercu mogą pewnego dnia stać się dla mnie chlebem powszednim, ale dla pacjenta i jego bliskich zawsze będą czymś wyjątkowym… i przerażającym. Dlatego trzeba ich traktować delikatnie.
Co to zwykle odpowiadałem, gdy pytano, czy kiedykolwiek denerwuję się, podejmując się jakiejś operacji? Nie, przecież to nie ja trafię pod skalpel!
Odebrałem w życiu wiele takich telefonów, ale ten mną wstrząsnął. Zapytałem, co się dokładnie stało. Maluch najpierw dostał gwałtownych drgawek, być może w wyniku zaburzeń metabolicznych i podwyższonej temperatury. Nie mogli ich opanować barbituranami. Poziom kwasów i potasu we krwi nadal był wysoki, gdyż nie zaczęli jeszcze dializy. W końcu doszło do zatrzymania akcji serca. Nie zdołali dzieciaka odratować. Amerykanin wahał się, czy budzić mnie taką wiadomością. Złożył mi kondolencje.
Bo czyż może być coś gorszego niż widok poczerniałych, przeżartych przez gangrenę kończyn u cierpiących na zapalenie opon mózgowych maluchów oczekujących amputacji? Albo maleńkich ofiar wypadków samochodowych – z licznymi obrażeniami lub wręcz znajdujących się w stanie śmierci mózgowej? Albo powikłań związanych z rakiem bądź chemioterapią? Dlaczego dzieciaki w ogóle chorują na raka? Gdzie tu sprawiedliwość? Czemu niektóre rodzą się z wodogłowiem sprawiającym, że nie mogą podnieść główki, bo jest cięższa od reszty ciała? Na co te wszystkie kruche, żałosne istnienia?
Fachowo nazywamy to zespołem zamknięcia. Polega on na całkowitym paraliżu mięśni z wyjątkiem tych odpowiedzialnych za ruch gałek ocznych – przy czym możliwy jest tylko ruch w pionie oraz mruganie. Co jednak najstraszniejsze, część mózgu odpowiedzialna za myślenie – kora mózgowa i istota szara – pozostaje w tym scenariuszu nienaruszona. Pacjent zachowuje czujność i pełną świadomość, tyle że nie może mówić ani się ruszać. Koszmar.
,,Wraz z wiekiem traciłem dystans na rzecz współczucia.Zawód, który sobie wybrałem, stawał się przyczyną cierpienia''.
Na widok jego twarzy zmartwiałem. Przód czaszki został zupełnie ogołocony z włosów, powieki zniknęły, pozostawiając gołą twardówkę, połyskującą bielą nad okropnie poparzonymi nosem i ustami. Szyję pokrywała plątanina blizn, pośrodku której tkwiła rurka tracheostomijna. Od dźwięku, jaki maluch z siebie wydawał, krajało się serce: gdy wciągał powietrze, pod wpływem gęstej wydzieliny śluzowej z jego piersi dobywał się przeciągły grzechot, wypuszczał je zaś z wysokim, umęczonym świstem. Obrazek gorszy niż w horrorze, a przy tym niebywale tragiczny. W pierwszej chwili pomyślałem: biedny dzieciak, lepiej by mu było zginąć razem z ojcem. Nie cierpiałby tyle.
Niewydolność serca to gówniana sprawa. Faceci, którzy odmówili finansowania naszych badań, powinni kiedyś stanąć przy stole chirurgicznym i przekonać się o tym na własne oczy.
Goodman mógł się cieszyć rumianą cerą, ciepłymi czubkami palców i wszystkimi innymi dobrodziejstwami znakomitego krążenia – szkoda tylko, że go, kurwa, sparaliżowało. A zdawało się, że wszystko poszło tak pięknie. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł? Odruchowo chciałem zrzucić winę na kogoś innego. Ale za co? Intuicja podpowiadała mi, że do mózgu pacjenta trafił skrzep – oderwany albo od jego własnego serca, albo od powierzchni pompy czy protezy naczyniowej.
W sumie to według większości kryteriów karetka przywiozła nam z Londynu trupa. Ale mieliśmy nadzieję, że teraz się to zmieni. Nieźle, co?
Podobnie jak wielu innych pacjentów najbardziej martwiło go to, że mógłby przeżyć, ale doznać uszkodzeń mózgu i zostać warzywem. Kazałem mu się nie martwić. Jeśli coś pójdzie nie tak, to nie przeżyje.