cytaty z książek autora "Bianca Iosivoni"
Ludzie, którym najbardziej ufasz, to również ci, którzy mogą cię najbardziej zranić.
Niektórzy nie dostają drugiej szansy, nie istnieje dla nich ani 'pozniej', ani 'jutro'. Mają tylko 'tu i teraz'.
Książka to nie tylko książka. To możliwość zostawienia czegoś po sobie, kiedy pewnego dnia już nas nie będzie.
Nienawidzę pożegnań. A już szczególnie nienawidze, kiedy ludzie odchodzą nagle. Kiedy żadne pożegnanie nie jest możliwe".
Ten kto na zewnątrz wydaje się najszczęśliwszą osobą na ziemi, może być tym, kto wylał najwięcej łez. Najbardziej beztroska osoba mogła ponieść w swoim życiu najwięcej strat.
Łatwo jest robić innym wyrzuty. Denerwować się z ich powodu. Kłócić się z nimi. Ale nigdy nie myślimy o tym, że to może być ostatni raz. Ostatnie objęcie. Ostatnie słowo. Ostatnie spojrzenie.
Nic nie trwa wiecznie. I czasami najważniejsi ludzie w twoim życiu po prostu znikają, nieważne, jak rozpaczliwie chcesz ich zatrzymać.
Wcześniej wierzyłam, że miłość i przyjaźń są wieczne. Że mogą wszystko przetrzymać. Ale teraz wiedziałam już, że była tylko jedna osoba, na której mogłam zawsze i wszędzie polegać: ja sama.
Nie potrafiłam tego nazwać, nie umiałam dokładnie powiedzieć, co się zmieniło, ale może wcale nie musiałam tego robić. Oboje to czuliśmy. Tylko to się liczyło.
Książka to nie tylko książka. To możliwość zostawienia czegoś po sobie, kiedy pewnego dnia już nas nie będzie.
I chłopiec, który opuścił dom, żeby uratować cały świat, na końcu ratuje tylko jednego człowieka: siebie samego. Ale uczy się pewnej bardzo ważnej rzeczy. Że jeśli każda pojedyncza osoba zaczęłaby zachowywać się jak on, gdyby była silna, przyjazna i pomocna wobec innych, wtedy moglibyśmy wspólnie ten świat uratować. Każdy dla siebie i dla wszystkich razem.
Uwielbiam jeść. Czekoladę. Włoskie makarony. Zapiekankę cottage pie. Gulasz. Pizzę. Bułeczki scones. Lody... Dzięki jedzeniu wszystko jest po prostu lepsze.
Bo kiedy czytam te słowa, jest prawie tak, jak gdyby Jasper tu był. (...) Ale kiedy dojdę do końca , będę musiała się pożegnać. Pożegnać z tą pasjonującą, refleksyjną, fantastyczną opowieścią-i z moim najlepszym przyjacielem.
Kiedy wszystko inne się wali, zostaje ci tylko muzyka. Muzyka nie stawia pytań, nie wygłasza głupich komentarzy, nie daje rad, o które wcale nie prosiliśmy, po prostu jest. Tak długo, jak trzeba.
Ja pierniczę. To była pierwsza myśl, jaka powstała w mojej głowie, kiedy ją ujrzałem. Nie ostra laska ani ślicznotka, ani żadne inne komplementujące określenie,tylko właśnie ja pierniczę.
Łzy nic nie zmieniały. Nie poprawiały sytuacji, nie rozwiązywały problemów i z pewnością nie mogły sprowadzić nikogo z zaświatów. Po co więc marnować czas i przy okazji rozmazać makijaż?
Czy wiesz, jaki jesteś fantastyczny? -mamrocze pod nosem . -Taki piękny...Taki apetyczny... Jak pizza na grubym cieście z dodatkową porcją sera. Czy ktoś ci już to mówił ?
Zaciskam wargi , żeby nie wybuchnąć śmiechem , ale jest mi trudno się powstrzymać . Bardzo trudno .
....Mój puls szaleje. Nie mogę jasno myśleć. W mojej głowie panuje jeden wielki chaos....
Mogłem cię tak znienawidzić tylko dlatego, że naprawdę mi na tobie zależało.
Chwile takie jak ta były rzadkie. Rzadkie i cenne – nie wiedziałam, ile mi ich jeszcze pozostało, nim to wszystko się skończy.
Podczas tych kilku sekund miałam wrażenie, że wszystko jest możliwe, że wszystko poza tą chwilą straciło znaczenie. Nawet to, co się wtedy wydarzyło. I co nas podzieliło i będzie dzielić już zawsze.
- Cieszę się. - Jego głos był tak cichy, że przez chwilę nie byłam pewna czy rzeczywiście go usłyszałam. - Przez kilka godzin niemal zapomniałaś o swojej nienawiści do mnie.
- Dla mnie umarłeś w dniu, w którym wyszedłeś ze szpitala.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak się na niego gapię, dopóki nie dotarłam wzorkiem do twarzy. Jego pełen satysfakcji uśmieszek podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody.
Wcześniej moim miejscem odosobnienia była wnęka przy oknie, ale dziś potrzebowałam świeżego powietrza, bo czułam, że zaraz się uduszę. Nie to, że w moim pokoju, ale w ogóle w tym domu. Jakby wspomnienia, które w ciągu ostatnich kilku godzin osiadły na mojej klatce piersiowej, powoli wyciskały ze mnie powietrze.
(…) W tych rzadkich chwilach zapomniałam, jakim potrafił być bubkiem. Dziś przynajmniej był bubkiem w marynarce.
- Nie wiesz, co tracisz.
- Żel do włosów, słabe żarty i wymuszony wdzięk?
Jej głos stał się nieco cichszy i patrzyła prosto w moje oczy. Już przestałem próbować ustalić, jakiego dokładnie były koloru, i zaakceptowałem, że za każdym razem wyglądają trochę inaczej i mają tyle odcieni, co sama Teagan".
Smakowała słodyczą i winem, które piła, ale również sobą, Sophie. Kobietą, która tak cicho i potajemnie wślizgnęła się do mojej głowy i serca, że uświadomienie sobie, ile naprawdę dla mnie znaczy, kompletnie mnie zaskoczyło".