Ostatni cesarz Chin. Należał do mandżurskiej dynastii Qing, zmuszony w 1912 roku do abdykacji. Od 1934 roku cesarz marionetkowego państwa Mandżukuo, a od 1945 roku więzień – najpierw radziecki, a potem chiński. Po uwolnieniu w 1959 roku został zwykłym obywatelem Chińskiej Republiki Ludowej i pracował jako ogrodnik, a potem archiwista. W latach 1920-1932 używał imienia Henry Pu Yi.
Opowieść o człowieku bez kręgosłupa. Studium syndromu sztokholmskiego.
Kiedy był marionetką Japończyków, wyładowywał frustrację na służących. Uciekał w dewocję i bigoterię. Z jednej strony nie pozwalał nikomu zabić muchy, z drugiej był okrutny dla ludzi... Tchórz pomiatający podwładnymi, a płaszczący się przed zwierzchnikami, którymi byli Japończycy.
Rozumiem, że był więźniem, pozbawionym prawa do decydowania o czymkolwiek. Rozumiem nawet próby wazeliniarstwa wobec Japończyków - wszystkie hymny pochwalne i odezwy. Ale strach o własny byt nie uprawnia do chłostania służby prawie na śmierć za byle drobiazg. Pomijam już fakt, że niektórzy służący byli zaledwie dziećmi.
Później został przechwycony przez Rosjan, a następnie deportowany do Chińskiej Republiki Ludowej.
Już w trakcie podróży zmienia front i sztorcuje swoich bratanków za to, że nie podlizują się nowej władzy. Żałosne...
Gdzie tu honor, resztki godności? Gotowość na śmierć w obronie monarchistycznych wartości? Co z "możecie nas wymordować jak Romanowów, a i tak nas nie złamiecie" i tak dalej? Gdzie jakakolwiek szlachetność wynikająca z błękitnej krwi?
Zostaje poddany "reedukacji", w trakcie której nie tylko wyznaje swoje zbrodnie wojenne, ale też przeprasza za bycie cesarzem, zionąc nienawiścią do monarchii, do cesarzowej Tzu Hsi (Cixi) i innych przedstawicieli starego ustroju. Nieważne, że w trakcie rządów złej Cixi zginęło "aż" kilkadziesiąt tysięcy ludzi (w czasie wojny domowej),zaś dobry Mao wymordował ich "tylko" kilkadziesiąt milionów, i to w czasie pokoju...
Nawet nie można powiedzieć, że komuniści złamali jego ducha, bo nie było czego łamać - ten facet płaszczył się przed każdym, kto miał nad nim władzę.
Trochę śmieszy podejście byłego cesarza do czyszczenia toalet - to zajęcie miałoby przynieść hańbę jego przodkom... których się zresztą wyparł i opluł ich pamięć. Hańbą nie było natomiast tchórzostwo i okrucieństwo...
Wiele razy widziałem te książkę na półkach antykwariatów po bardzo niskich cenach. W końcu sprawiłem ją sobie i czekała chwilę na swoją kolej. Dziś wiem że to hym doskonały zakup a cena zupełnie nieadekwatna to wartości. Wspomnienia Pu Yi są po prostu niesamowite. Nie czyta się już teraz o takich czasach, ludziach wydarzeniach jak te opisywanae w formie autobiograficznej. Doskonała lektura na lato czy na dwa wieczory. Czyta się szybko, są fotografie ale przede wszystkim treść jest super ciekawa. Jedynym mankamentem jest duża liczna postaci i imion chińskich zupełnie nieznanych przez polskich czytelników czy historyków. Poza rym wielki plus