Wkręcona w idee slow fashion z przyjemnością sięgnęłam po książkę Dress Scandinavian. Możecie więc sobie wyobrazić moje rozczarowanie kiedy książka okazała się totalną klapą...
Poza w miarę fajnymi zdjęciami stylizacji i ciekawą okładką, nie dowiecie się z tej książki nic, kompletnie nic ciekawego. Tekst jest na co dziesiątek stronie i zajmuje 5 linijek, 3/4 kartki jest puste. No nie powiem, ciekawe zagranie ale chyba tylko dlatego, że autorka nie miała nic ciekawego do przekazania.
Jeśli chcecie zmarnować 50zł to proszę bardzo, ale ja raczej nie polecam.
Książka jest pięknie wydana a jakość to niejako motyw przewodni „Dress Scandinavian”. Ubierać się po skandynawsku to przede wszystkim zwracać uwagę na jakość. Mimo iż Pernille Teisbaek ma zapewne garderobę wielkości małego mieszkania (nie sprawdzałam, tylko przypuszczam),wcale nie propaguje nadmiernego konsumpcjonizmu. Wręcz przeciwnie: podkreśla swoje przywiązanie do ponadczasowych klasyków i dokładnego planowania każdego ciuchowego wydatku. Umiejętnie łączy rzeczy nowe z ciuchami vintage oraz wyszperanymi w różnych miejscach perełkami. Co ciekawe, tych perełek nie nosi tylko na specjalne okazje, łączy je z innymi, bardziej klasycznymi ciuchami. Ile z nas ma w swojej szafie ciuchy które ubiera od wielkiego dzwonu, raz w roku albo rzadziej?
Jako Dunka, Pernille ma dużą wrażliwość na kwestie związane z ochroną środowiska i kupuje tylko rzeczy wysokiej jakości (co nie zawsze znaczy najdroższe).