cytaty z książek autora "Grzegorz Miśkiewicz"
Teraz patrzył na swój opuszczony dom. Tak bardzo szkoda mu było życia. Tulił Hannę w ramionach, ale oboje milczeli. Oboje bezgłośnie płakali – to był ich niemy krzyk. Nagle obraz oddalającego się domu został zakłócony nieoczekiwanym zdarzeniem – ich furmanka, tuż za mostkiem, ostro skręciła w prawo i wjechała na łąkę Stolaskiego, która sąsiadowała przez drogę z posesją Köglów. Widzieli ją co dzień, gdy tylko wyglądali przez okno, albo wychodzili z domu. Była nieodłącznym elementem ich krajobrazu. Inne wozy też na nią wjechały. Czyżby tu właśnie miał nastąpić kres ich życia? Przed własnym domem?
Mosze Blumstein, miejscowy mohel i szochet, nie wytrzymał tego napięcia. Wyjął, schowany w kieszeni rytualny nóż i jednym, szybkim ruchem – tak, jak to robił ze zwierzętami – podciął sobie gardło. Krew trysnęła i po kilkunastu sekundach zwalił się martwy na ziemię. Niemcy nie reagowali, a ludzie nie rozstąpili się nawet na krok.
- Jak oni nas będą zabijać? – spytała roztrzęsiona Hanna.
- Nie myśl o tym, kochanie. To pójdzie bardzo szybko – wyszeptał Alojzy.
- Z tego karabinu na moście?– Wylewała łzy i zakrywała ręką usta.
- Chyba nie, za daleko.
Hannę pierwszą wydarto z objęć Alojzego. Szła o wiele wolniej, jakby prowadzący znał jej problemy zdrowotne. Nie popychał, nie wymuszał tempa. Gdy byli już na miejscu odsunął się nieco i wystrzelił. Alojzy chciał być świadkiem ostatnich chwil jej życia, towarzyszyć do końca, ale nie był w stanie, odwrócił wzrok i patrzył na miejsce, w którym szczęśliwie przeżyli tyle lat. Pusty dom bladł teraz w szybko zapadającym zmroku. Gdy usłyszał strzał, nawet nie poczuł żelaznego uścisku na własnym ramieniu. Nie czuł swojego ciała, ani tego, że się przemieszcza. Ani tego, że przestał istnieć.