rozwiń zwiń

Każdy mieszkaniec Rosji może usłyszeć ich echo. Guzel Jachina o powieści „Eszelon do Samarkandy”

Grzegorz Przepiórka Grzegorz Przepiórka
13.10.2023

Guzel Jachina w swojej najnowszej powieści „Eszelon do Samarkandy”, rozgrywającej się sto lat temu w Związku Radzieckim, dotyka zbiorowej traumy i opisuje czasy, w których jednocześnie można być katem, ofiarą i zbawcą. O horrorze głodu, śladach przeszłości odbitych w teraźniejszości, cudzie dobra i współczucia oraz pisaniu po lutym 2022 roku z Guzel Jachiną rozmawia Grzegorz Przepiórka.

Każdy mieszkaniec Rosji może usłyszeć ich echo. Guzel Jachina o powieści „Eszelon do Samarkandy”

[Opis: wydawnictwo Noir sur Blanc] Autorka korzystając ze wspomnień pracowników partyjnych zajmujących się likwidacją bezdomności i walką z głodem w latach 20. XX w. w ZSRR, z ówczesnej prasy, dokumentów archiwalnych i opracowań historycznych, stworzyła przejmującą powieść „Eszelon do Samarkandy”. Akcja książki rozgrywa się podczas ewakuacji 500 sierot w wieku od 2 do 12 lat z objętego klęską głodu Powołża do Uzbekistanu.

Eszelonem dowodzi młody weteran wojny domowej Diejew, a pomagają mu doświadczona komisarz do spraw dzieci Biała, felczer, kucharz i kilka opiekunek. Podróż trwa długo, utrudniają ją pustynne piaski oraz problemy z pozyskiwaniem żywności i opału. Mimo to w kolejnych miejscowościach Diejew przygarnia wszystkie bezdomne dzieci. Niestety wiele z nich choruje i umiera. Czy tym, które przetrwają morderczą podróż, uda się zapewnić bezpieczne schronienie w ośrodku opiekuńczym w Samarkandzie? Czy będą mogły odzyskać brutalnie odebrane im dzieciństwo?

Grzegorz Przepiórka: Dzisiaj na świecie z głodu i wywołanych przez niego chorób umrze 25 tys. osób, w tym 10 tys. dzieci. Według ONZ niedożywionych jest 800 mln ludzi i to są najgorsze dane od dekady. Świat staje się coraz bardziej głodny, ale jednocześnie mamy ponad 800 mln osób otyłych. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami rodzi się jedno pytanie: jak smakuje głód? Do jego zadania prowokuje pani najnowsza książka.

Guzel Jachina: Głód jest tematem tak strasznym, że rzadko bywa głównym bohaterem dzieł literackich. Przychodzą mi do głowy „Głód” Knuta Hamsuna (vis-a-vis Etiuda, 2023), „Słońce martwych” Iwana Szmielowa (Claroscuro, 2023), jeszcze kilka powieści i sztuk teatralnych – w sumie niewiele. Częściej głód jest tylko częścią świata przedstawionego w dziele, w literaturze poświęconej gułagom, drugiej wojnie światowej czy oblężeniu Leningradu.

Doświadczenie masowego głodu jest nieznośnie trudne do opisania i równie trudno się o nim czyta. Długotrwały głód wywołuje zaburzenia psychiczne, a uczciwe opowiedzenie o nim nosi znamiona szaleństwa. Ten, kto czytał dzienniki głodujących, mógł poczuć na własnej skórze, że smak głodu to szaleństwo. Normalna psychika odrzuca złudzenia i nie jest w stanie ich zrozumieć.

Kiedy zbierałam materiały do tej powieści, zdałam sobie sprawę, że najpoważniejszym twórczym wyzwaniem będzie opowiedzenie o głodzie w taki sposób, żeby czytelnicy mogli to znieść, żeby przerażeni nie odłożyli książki po dwóch stronach, tylko chcieli przeczytać ją do końca.

W rezultacie zdecydowałam się opowiedzieć historię masowego głodu w formie przygodowej. Niektórym może się to wydawać paradoksalne, a nawet bluźniercze, ale okazało się możliwe. Pięćset dzieci trzeba wywieźć eszelonem z dotkniętego głodem Powołża do ciepłej, słonecznej Samarkandy, aby uchronić je od śmierci – oto główna oś fabuły. Podróż trwająca sześć tygodni i ciągnąca się przez tysiące wiorst, przez połowę Związku Radzieckiego, to arena wydarzeń i ograniczenie czasowe akcji. Przygody napotykane po drodze są treścią powieści, a jest ich wiele. Główny bohater, naczelnik eszelonu Diejew, nieustannie musi dokonywać wyczynów: zdobywać dla dzieci ubrania i buty, zapewniać im jedzenie i lekarstwa. Zachowane są wszystkie konwencje gatunku: dynamiczna fabuła ze zwrotami akcji, ciągłe zmiany scenerii za oknami pociągu, filmowa narracja, krótkie i dosadne dialogi. Młodzi czytelnicy, mam nadzieję, odbiorą powieść jako literaturę przygodową, a dojrzalsi dostrzegą za gatunkową otoczką temat tragedii masowego głodu i konsekwencji wojny domowej.

Tłem powieści „Eszelon do Samarkandy” jest głód i bezdomność dzieci ogarniające ZSRR w latach dwudziestych. Jaka była skala tego zjawiska? Co mówią źródła?

Sto lat temu w Rosji doszło do katastrofy narodowej: masowy głód dotknął 35 guberni zamieszkanych przez 90 milionów ludzi, z których głodowało co najmniej 40 milionów. Ucierpiały Krym, Kazachstan, zachodnia Syberia, Ukraina i oczywiście Powołże. Liczba bezpośrednich ofiar zmarłych z głodu nie została wówczas oszacowana, ale naukowcy zgadzają się co do liczby 5 milionów ludzi. Niemożliwe jest ustalenie liczby osób, które doznały nieodwracalnego uszczerbku na zdrowiu i tych, które zostały okaleczone psychicznie.

Głód poprzedziła trudna sytuacja gospodarcza spowodowana udziałem Rosji w pierwszej wojnie światowej, a jego główną przyczyną była polityka terroru żywnościowego, którą prowadzili bolszewicy. Państwo bezlitośnie opróżniało chłopskie spiżarnie, rekwirując chleb na potrzeby Armii Czerwonej podczas wojny domowej i tym samym skazując chłopów na śmierć głodową.

Opisałam to wszystko w powieści, nie na pierwszym planie, ale w tle bieżących wydarzeń albo w historii postaci. Powieść nie jest jednak dziełem naukowym, w którym punkt po punkcie wylicza się przyczyny i konsekwencje wydarzeń historycznych. Mam nadzieję, że uważny czytelnik zrozumie wszystko: o potwornych konsekwencjach wojny domowej, która formalnie się skończyła, ale trwa w ludzkich sercach, o postępującej dewastacji kraju i o zbrodniczej polityce państwa.

Chciałam jak najbardziej zanurzyć czytelnika w emocjonalnym doświadczeniu zbiorowej traumy głodu. Takie jest, moim zdaniem, zadanie fikcji – wywołać uczucia, a poprzez nie współczucie.

Guzel Jachina

„To nie pociąg, tylko istna arka Noego — zauważyła Fatima, pomagając wyszorować kolejne przybrane dziecko”. Tytułowy eszelon z pięcioma setkami dzieci przemierza kilka tysięcy kilometrów, kierując się do Samarkandy. Jakie były jeszcze inne kierunki – gdzie trafiały dzieci? Ile podobnych transportów zorganizowano w ówczesnym czasie? I jakie zazwyczaj były dalsze losy dzieci z eszelonów?

Takie pociągi ratunkowe dla głodujących dzieci rzeczywiście istniały. Przeprowadzono kilkadziesiąt transportów. Pierwszy wyruszył w 1921 roku z Powołża do Moskwy, następne były skierowane do Piotrogrodu (wtedy nazywanego Petersburgiem), na Ukrainę, do Turkiestanu (tak nazywano we wczesnych latach sowieckich wszystkie terytoria współczesnej Azji Środkowej i Zakaukazia).

Jednym z takich eszelonów wywieziono do Uzbekistanu mojego dziadka. W 1920 roku był bezdomnym chłopcem, żył na ulicy i głodował. Po półtorarocznym pobycie w Uzbekistanie wrócił do rodzinnego Kazachstanu i stał się żarliwym komunistą, pozostał nim do śmierci – przez całe życie wierzył, że radziecka władza go ocaliła. Nie zastanawiał się tylko, dlaczego w latach dwudziestych sytuacja w kraju była taka, że kilka milionów dzieci znalazło się na ulicach jako bezdomne sieroty i głodowało. W powieści jest więc kawałek historii mojej rodziny. Jedna z ważnych postaci, autystyczny chłopiec, który oszalał z głodu, nosi imię mojego dziadka: Zagriejka.

„Nawet największy szczęściarz nie zapewni dzieciom w pociągu nowej przeszłości. Nie zwróci im rodziców. Nie wyhoduje nowej pamięci i nowego zdrowia. Diejew może tylko zbierać następstwa głodu, zniszczenia i wojny”. Czy ślady tamtej przeszłości są jeszcze widoczne dzisiaj, w kolejnych pokoleniach?

Na pewno. Traumy społeczne mają to do siebie, że zatruwają przyszłość – rozdzierają nie tylko uczestników wydarzeń, ale także ich dzieci i wnuki. Nadal odbijają się echem w rodzinnych opowieściach, ponad sto lat po wojnie domowej i wielkim głodzie. Każdy mieszkaniec Rosji może usłyszeć ich echo, ale ono dla każdego brzmi inaczej.

Komunistyczna rewolucja z 1917 roku otworzyła puszkę Pandory, wywołała wiele traum społecznych. 2 miliony poległych w wojnie domowej. Emigracja najtęższych umysłów w kraju – następne 2 miliony. Masowy głód, który pochłonął 5 milionów istnień ludzkich. Kilka milionów bezdomnych dzieci. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Ten szczyt góry jest jeszcze większy: bandytyzm na niewyobrażalną skalę, przemoc, która rozlała się z terenów objętych wojną na całe terytorium czerwonej Rosji. Bezprecedensowa migracja chłopów, którzy przemierzali kraj w poszukiwaniu chleba. Szerzenie się prostytucji (kobiety sprzedające się za jedzenie), w tym prostytucji dziecięcej. Szerzenie się narkomanii i alkoholizmu, również wśród dzieci. Epidemia syfilisu będąca konsekwencją rozpasanych obyczajów. Plus inne epidemie – dur brzuszny i cholera. Kanibalizm, w tym kanibalizm dzieci. Tak poważnych traum nie da się wyleczyć w ciągu jednego pokolenia.

I to jeszcze nie wszystko. Nikt nie policzył, ile milionów ludzi zostało okaleczonych psychicznie lub doznało nieodwracalnego uszczerbku na zdrowiu w wyniku głodu. Dla wielu z nich przemoc, której doświadczyli na froncie, stała się normą w powojennym życiu. Zniekształcone i wypaczone zostało samo pojęcie normy: optyka wojny przyniesiona z frontu zamieniła spokojne życie w wieczną walkę z własnymi demonami. Ile matek zostawiło swoje dzieci na progu sierocińców lub wyrzuciło je do wagonów sanitarnych nie z kukułczej natury, ale z desperacji, nie wiedząc, jak je nakarmić.

Nawiasem mówiąc, mój dziadek był jednym z takich dzieci pozostawionych w sierocińcu. Rodzina nie była w stanie go wyżywić i oddała dziecko pod opiekę państwa. Dziadek uciekł z sierocińca, był bezdomny i, jak już wspomniałam, na początku lat dwudziestych wraz z innymi głodującymi został ewakuowany z terenów nadwołżańskich do Uzbekistanu i uratowany. Jako rodzic dziadek poważnie rozważał oddanie swojego nowo narodzonego syna do sierocińca i podzielenie się ciężarem jego wychowania z państwem – chciał zrobić swojemu dziecku to, co kiedyś zrobiono jemu. Na szczęście do tego nie doszło. Tym dzieckiem był mój ojciec. Gdyby trauma zadziałała, tata zostałby sierotą z żyjącymi rodzicami i wyrósłby na inną osobę, a ja bym się nie urodziła. W ten sposób zerwanie więzi rodzinnych, które nastąpiło sto lat temu z powodu masowego głodu, mogło zniweczyć moje istnienie.

Do lutego 2022 roku miałam dość naiwne przekonanie, że moje pokolenie, czyli ci urodzeni w latach siedemdziesiątych, było pokoleniem granicznym między światem sowieckim a nowoczesnością, „pokoleniem przełomu”. Że to na nas skończy się sowiecka trauma. Że jesteśmy swoistą barierą, ochroną, granicą. Urodziliśmy się i wychowaliśmy w Związku Radzieckim i nosimy jego bezpośrednie piętno: my, byli pionierzy i członkowie Komsomołu, znamy z pierwszej ręki totalną ideologię i hipokryzję tamtych czasów. Odbyliśmy wiele rozmów z dziadkami, którzy przeżyli czasy stalinowskie i chcąc nie chcąc przekazali nam swoje trudne doświadczenia: recepty na przetrwanie w warunkach masowych represji, praktyki milczenia i ucieczki przed państwem, wielkie lęki. Ale nasze dzieci urodziły się w demokratycznej Rosji i wierzyłam, że będą dorastać całkowicie wolne od komunistycznej spuścizny. Niestety tak się nie stało. Sowiecka przeszłość nagle nas dopadła, chociaż myśleliśmy, że już dawno została pogrzebana.

„Dlaczego tak się działo, Diejew nie wiedział. Dlaczego śmierci i bólu zawsze było pod dostatkiem, a życia – odrobina?”. Czy te proporcje na początku XXI wieku uległy zmianie? I dlaczego śmierci i bólu zawsze było pod dostatkiem, a życia – odrobina?

Do niedawna najtęższe umysły naszych czasów wierzyły, że na świecie jest mniej przemocy, a nawet ogłosiły „koniec historii”, koniec ery sprzeczności i wojen. Niestety luty 2022 roku wywrócił szachownicę do góry nogami.

Dla wielu osób, w tym dla mnie, dotychczasowe życie zostało anulowane i rozpoczęło się nowe. Przez pierwsze kilka miesięcy tego nowego życia wydawało się, że w obliczu dojmującej rzeczywistości – wiadomości z frontu – tak wiele rzeczy straciło znaczenie, w tym sztuka. Napisanie czegokolwiek twórczego wydawało się absolutnie niemożliwe. Później jednak zdano sobie sprawę, że jest odwrotnie: w momencie wybuchu wojny sztuce przypisuje się więcej zadań niż w czasie pokoju. Ma to na celu potwierdzenie wartości ludzkiego życia, przepracowanie traum zadanych społeczeństwu i pracę na rzecz przyszłego zbliżenia stron konfliktu. Oczywiście dopóki konflikt się nie zakończył, dla polityki czy opinii publicznej jest za wcześnie, by mówić o pojednaniu. Ale nie dla sztuki.

„Człowiek rodzi się po to, żeby istnieć” – wierzy głęboko Diejew, główny bohater powieści, a ta wiara decyduje o jego determinacji. Skąd bierze się takie silne przekonanie o wartości życia? A wraz z tym wiara, że: „Człowiek rodzi się, aby się pocić w pracy, jeść jabłka, chodzić boso po trawie, kłócić się, godzić, kochać kogoś i komuś pomagać, budować, naprawiać – oto do czego. Nie do leżenia nago w bratniej mogile z dziurką w czaszce. Nie po to, żeby śruby wojskowego kutra siekały go na sto kawałków”. Jak krzesać ją w innych?

Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów. Jednym z nich jest sztuka. Uważam, że głównym zadaniem sztuki było i jest potwierdzanie wartości ludzkiego życia. Innymi słowy, literatura jest dla mnie narzędziem empatii. Jeśli jako autorka czuję sympatię do bohaterów – współczucie, czułość, litość, podziw, ból – to wszystkie te uczucia są przenoszone na czytelnika, przynajmniej do pewnego stopnia. I pomagają lepiej zrozumieć drugą osobę.

Chcę wierzyć, że moje powieści pomagają lepiej zrozumieć sowieckiego człowieka i totalitarne traumy, nie na poziomie poznawczym, ale emocjonalnym, zmysłowym. Zrozumienie praw powstawania, istnienia i śmierci systemów totalitarnych jest raczej domeną nauk społecznych: politologii, socjologii i psychologii społecznej. Ale żaden tekst naukowy nie jest w stanie dać czytelnikowi doświadczenia życia na syberyjskim zesłaniu lub doświadczenia przetrwania masowego głodu. A tekst artystyczny daje taką możliwość. Dziś wszelkie badania systemów totalitarnych – zarówno naukowe, jak i artystyczne – nabierają nowego znaczenia. I to jest kolejne, bardzo pilne zadanie sztuki.

Diejew umyka jednoznacznym klasyfikacjom. Nieprzewidywalne reakcje, silne emocje, lawina myśli składają się na tę postać. Do tego stopnia, że rodzi się pytanie: to jest heros, szaleniec czy narwaniec?

Główny bohater powieści Diejew jest postacią symboliczną. Uosabia dwie strony komunistycznego reżimu, ciemną i jasną: jest zarówno katem, jak i zbawcą. Oprawcą Diejew jest wbrew własnej woli: w czasach okrutnych mordów, które naznaczyły jego młodość, był zmuszony zabić wiele osób najpierw jako uczestnik wojny domowej, a następnie jako żołnierz oddziałów zaopatrzenia. Zbawicielem Diejew został z wyboru: sam przyszedł do pracy na kolei, aby walczyć z głodem w kraju, walczyć bez zabijania. Okrutna ironia polega na tym, że Diejew ratuje głodujące dzieci, które zostały bezdomnymi sierotami między innymi z jego winy: równie dobrze mógł zabić podczas wojny rodziców tych dzieci lub pozostawić ich bez środków do życia podczas terroru żywnościowego.

Takich Diejewów, którzy stali się mordercami mimo woli, były miliony: rozstrzeliwali chłopów za niepłacenie podatku żywnościowego, pracowali w gułagach, realizowali represyjną politykę państwa. Byli też prawdziwymi bohaterami: walczyli z głodem, odbudowywali kolej, poświęcali się w kampaniach szczepień, ewakuowali dzieci, byli bohaterami wielkich projektów budowlanych, drugiej wojny światowej, walczyli z analfabetyzmem i o wyzwolenie kobiet na Wschodzie. Miliony Diejewów miały obie twarze jednocześnie – czarną i białą, zabójcy i zbawcy.

Z powodu tej ambiwalencji rosyjskiemu społeczeństwu trudno jest nawet po dziesięcioleciach zdecydować o swoim stosunku do sowieckiej przeszłości. Jest to jeden z powodów, dla których sowiecki fenomen przetrwał. Można powiedzieć, że „Eszelon do Samarkandy” opowiada o przyczynach długowieczności radzieckiego fenomenu.

Nie tylko Diejew umyka klasyfikacjom, ale również wartości, zwłaszcza dobro. „Eszelon do Samarkandy” można odczytać m.in. jako powieść polifoniczną na temat dobra. Jest dobro czynione dla idei, jak w przypadku Białej, dobro zindywidualizowane, jak u Diejewa, który nadaje każdemu dziecku przydomek. Dobro czyste i „na odwyrtkę”, o które spierają się felczer Bug z głównym bohaterem. Jak uchwycić naturę dobra, mając tyle różnych stanowisk?

Tak, dokładnie tak: powieść jest nie tyle o zbrodni sowieckiej władzy i horrorze masowego głodu, co o dobroci. O człowieczeństwie jako warunku przetrwania każdego społeczeństwa. O tym, jak to, co ludzkie, często triumfuje nad tym, co bestialskie, nawet w najtwardszym sercu. Dzieci z eszelonu przeżywają tylko dlatego, że pomagają im różni dorośli: jedni dają jedzenie, drudzy lekarstwa, jeszcze inni ubrania lub buty… Ostatecznie wszystkie te małe akty dobroci składają się na jeden wielki ratunek – można by rzec, jeden cud. A cudu tego dokonują nie piękni i nieskazitelni bohaterowie, ale bandyci, mordercy, przestępcy, zaprzysięgli wrogowie społeczni. Ci ludzie pozabijaliby się nawzajem, gdyby stanęli ze sobą twarzą w twarz. Ale na widok cierpiących dzieci zdobywają się na pomoc – współczucie niweluje społeczną wrogość, choć na krótko, a ratowanie dzieci staje się miarą człowieczeństwa dla wszystkich zaangażowanych dorosłych. Diejew wyraża tę samą myśl w innych słowach pod koniec powieści: najlepszym sposobem na uratowanie siebie jest ratowanie innych.

Diejew nieodparcie przywodzi na myśl księcia Myszkina. Jednocześnie wiele odróżnia obie postaci. A co panią, jako pisarkę, łączy, a co dzieli z Dostojewskim, przede wszystkim w kontekście tych dwóch postaci?

Dziękuję za uchwycenie subtelnego podobieństwa. Fiodor Dostojewski jest jednym z najważniejszych dla mnie pisarzy, a jego „Idiota” ulubioną powieścią. Wszyscy składamy się z książek, które przeczytaliśmy, a wpływ Dostojewskiego na mnie jest z pewnością ogromny. Nie będę jednak oceniała własnego podobieństwa do klasyka i różnic między nami – to nie leży w gestii autora.

Mówiąc językiem internetowego marketingu, współczesne media pozycjonują zło, mroczny obraz świata. To się ogląda, to się klika. Jak zaś wypozycjonować dobro? By nie trąciło naiwnością.

Nie sądzę, że powinniśmy się bać naiwności. Prawdziwa dobroć jest często naiwna. Dzisiejsza agenda polityczna z całą jej tragedią – działaniami wojennymi, milionami uchodźców, zniszczonymi miastami – wymaga najprostszej ludzkiej odpowiedzi w postaci podstawowych, wręcz banalnych prawd. Dziś jest czas przywoływania frazesów. Że zabijanie jest grzechem. Że życie ludzkie jest najwyższą wartością. Że państwo nie może i nie powinno być ważniejsze od człowieka.

Jaki potencjał w pozycjonowaniu dobra mają literatura i powieść, biorąc pod uwagę nie to, ile czytamy, ale jak czytamy, czyli zanik umiejętności głębokiego czytania?

Częściowo odpowiedziałam już na to pytanie, mówiąc o wykorzystaniu środków gatunkowych do przedstawienia tematu głodu. Myślę, że jeśli autor naprawdę chce coś przekazać, musi się wysilić. Nie po to, by zaspokajać potrzeby konkretnej publiczności, nie po to, by dopasować się do aktualnej mody, nie po to, by zaspokajać czyjeś gusta, ale po to, by zadać sobie trud polegający na intensywnym i dogłębnym myśleniu o czytelniku. Jak mu pomóc poradzić sobie z ciężkim tematem. Jak rozłożyć emocje w przebiegu akcji. Jak zmieniać modalności tekstu, aby nie stał się nudny. Jak powiedzieć nie za dużo, zostawiając miejsce na własne wnioski czytelnika… Uważam, że w ten sposób okazuję mu szacunek.

Tytułowy eszelon swój bieg zaczyna w Kazaniu, mieście, w którym się pani urodziła. Powrócić w rodzinne strony poprzez literaturę, dzięki literaturze, ale jednocześnie w trudne czasy – jakie to było dla pani doświadczenie?

Miejsce urodzenia i dorastania definiuje nas. Urodziłam się i dorastałam w Kazaniu, miejscu, w którym krzyżują się dwie kultury (rosyjska i tatarska) oraz dwie religie (prawosławie i islam). A dla mnie od dzieciństwa najlepszym otoczeniem jest środowisko, w którym splatają się kultury, języki, religie. We wszystkich trzech książkach opisuję przecięcia, przenikanie się i docieranie różnych narodowości. Na przykład w powieści „Eszelon do Samarkandy” pięćset dzieci jest ewakuowanych z obszarów objętych głodem i są to przedstawiciele bardzo różnych narodów zamieszkujących Rosję, mówiących różnymi językami. A sam eszelon to oczywiście arka Noego, zabierająca dzieci od Śmierci do Życia.

Pisanie powieści nie było powrotem do rodzinnego miasta: mój Kazań jest zawsze ze mną. 24 lata temu przeprowadziłam się z rodzinnego miasta do Moskwy. Ale nigdy nie opuściłam tego świata, gdzie można jednocześnie usłyszeć mowę turkijską (języki ludów pochodzących z terenów obecnej pustyni Gobi i gór Ałtaju, np. turecki, azerski, turkmeński, kazachski, kirgiski, tatarski czy uzbecki – przyp. tłum.) i słowiańską, gdzie orientalne i europejskie twarze mieszają się na ulicy, gdzie istnieje zrozumienie i szacunek dla innych kultur i religii. Odtwarzam ten świat w każdej powieści w nowy sposób.

Sześć miesięcy temu zyskałam drugi dom – Ałmaty, byłą stolicę Kazachstanu. Teraz dzielę swoje życie na pół między Moskwę i Ałmaty. Wybrałam to miasto, ponieważ w nim, podobnie jak w moim rodzinnym Kazaniu, elementy turkijskie i rosyjskie przeplatają się – kulturowo, historycznie, przez pokrewieństwo i przyjaźń – i wzajemnie się wzbogacają.

Pani pisarstwo to, oprócz powrotu do miejsc, również podróż w czasie. W swoich książkach powraca pani w lata dwudzieste, trzydzieste, czterdzieste – w czasy makabryczne. Co było do tego impulsem? I co było zarzewiem napisania najnowszej książki?

Moje książki dotyczą poważnych zbiorowych traum zadanych rosyjskiemu społeczeństwu. Ceną wojny domowej w latach 1918–1923 było 12 milionów istnień ludzkich. Ceną głodu w latach 1921–1922 – 5 milionów istnień. Ceną rozkułaczenia – 4 miliony okaleczonych losów plus złamany kręgosłup rosyjskiego chłopstwa, które zostało siłą przeobrażone w kolektywne gospodarstwa rolne. Wszystkie te tematy zostały przemilczane w czasach sowieckich. Nie da się patrzeć w przyszłość, zostawiając za sobą w martwym punkcie wiele tysięcy, a czasem nawet milionów istnień ludzkich. Mam nadzieję, że moje powieści pomogą choć trochę wypełnić te luki.

Starałam się pisać wszystkie moje powieści w taki sposób, aby były postrzegane jednocześnie jako historyczne i niehistoryczne: ukazywały ponadczasowe tematy na materiale z konkretnego okresu. Starałam się, aby nie był to tylko portret małego człowieka na tle Wielkiej Historii, ale by Wielka Historia splatała, popychała i rozwijała prywatną historię bohatera. W powieści „Zulejka otwiera oczy” procesy rozkułaczenia, zesłania chłopów i życia w gułagu inicjują osobistą metamorfozę kobiety, jej emancypację: od niewolnicy domowej do wolnej osoby. W „Dzieciach Wołgi” historia Niemców nadwołżańskich i stosunek „wodza narodów” Stalina do małych narodów zamieszkujących kraj są pokazane oczami przerażonego wiejskiego nauczyciela, który przez całe życie próbuje uciec od czasu, od procesów dziejowych. W „Eszelonie do Samarkandy” masowy głód w latach dwudziestych XX wieku przeplata się z tragedią głównego bohatera, „mimowolnego oprawcy”, który chce udowodnić sobie, że wciąż jest człowiekiem.

W „Eszelonie do Samarkandy” jest wiele prawdy: losy dzieci, fakty z życia głodujących, przepisy na chleb zastępczy, sposoby łagodzenia głodu, opisy delirium głodowego i tak dalej, wszystko zaczerpnięte ze źródeł archiwalnych, pamiętników i gazet sprzed stu lat. Ale dla mnie ta powieść to nie tylko i nie tyle wątek historyczny, co próba zrozumienia istoty sowieckiego fenomenu. Czy można pozostać człowiekiem, będąc jednocześnie trybikiem w totalitarnej machinie? Czy można być jednocześnie narzędziem totalitarnego mechanizmu i jego ofiarą? W czym tkwi sekret trwałości sowieckiego fenomenu? To są główne pytania, które stawia powieść.

Oprócz tych wielkich pytań, pisząc teksty, zadaję sobie również te czysto osobiste – staram się poprzez pisanie tekstów nieco lepiej zrozumieć moich dziadków, wyjaśnić sobie pewne osobliwości naszej rodzinnej historii. Dlaczego moja babcia, która przeszła przez zesłanie na Sybir, była tak surową osobą? Dlaczego dziadek, dawne dziecko ulicy, chciał oddać własnego syna do sierocińca?

„Kiedy zabierałem je po drodze, wierzyłem, że tu na pewno zostaną przyjęte. Mądrzy towarzysze mówili, że nic z tego. A ja, głupi, wierzyłem, że się uda. Wszyscy spotykani przez te półtora miesiąca, a było ich sporo, wszyscy się zgadzali. Nie dlatego, że jestem uparty czy fartowny. Tylko dlatego, że jakoś trzeba być człowiekiem. Nawet w tym młynie mielącym wszystko – jednak człowiekiem”. A jak być człowiekiem pisarzem w niełatwym kontekście ustrojowym, politycznym?

Po pierwsze, nie jestem pisarką, tylko człowiekiem. Nie wystarczy powiedzieć, że okres od lutego 2022 roku jest trudny – on wywrócił całe moje dotychczasowe życie. My w Rosji żyjemy w nowej, kardynalnie zmienionej rzeczywistości. Niektórzy z naszych współobywateli rozumieją to, podczas gdy inni uciekają się do ratujących życie technik psychologicznych, aby jak najbardziej odsunąć od siebie tę świadomość: zaprzeczanie, zapominanie, intelektualizacja, hiperkompensacja i inne mechanizmy opisane przez Zygmunta Freuda. Ludzie przypominają sobie również mechanizmy adaptacji do „burz państwowych”, które wiele pokoleń ludzi radzieckich wypracowało w ciągu ostatnich stu lat: milczenie, wycofanie się na emigrację wewnętrzną, różnego rodzaju imitacje i naśladownictwo, nadmierne przystosowanie ze szkodą dla praw moralnych. To zadziwiające, jak szybko radzieckie praktyki podniosły się z trumny. Naiwnie myśleliśmy, że zostały pogrzebane na długi czas.

To bardzo trudny czas dla tych, którzy mają odwagę mieć oczy szeroko otwarte. Ale jednocześnie jest to również Wielka Historia, w której bezpośrednio uczestniczymy. Wydarzenia, przez które teraz przechodzimy, będą opisywane w podręcznikach. Będą zaprzątać umysły naukowców przez cały XXI wiek. Oczywiście to wyjątkowe doświadczenie przeżywać tak ostre zakręty razem ze swoim krajem. Dlatego uważam, że bardzo ważne jest, by żyć teraz w Rosji.

Ponadto w ciągu ostatniego półtora roku doszło do tragicznego rozdźwięku między Rosją a Europą, Zachodem jako całością. Żelazna kurtyna została prawie wyciągnięta z sowieckiej przeszłości i prawie została ponownie ustawiona – niektórzy publicyści nazywają ją „miedzianą kurtyną”. Nadchodząca długa izolacja Rosji napawa mnie olbrzymim lękiem. Nie mogę na to pozwolić. Dlatego przyjazd do Europy wydaje mi się bardzo ważny: aby przemawiać, rozmawiać o moich książkach i zwykłym życiu w Moskwie, po prostu rozmawiać z ludźmi. Więzi polityczne i gospodarcze zostały zerwane, więc będziemy utrzymywać więzi osobiste i kulturowe tak długo, jak będzie to możliwe. To, co jest teraz potrzebne, to zszywanie, zlepianie i sklejanie – a nie rozdzielanie i rozrywanie.

W pierwszych miesiącach po lutym 2022 roku wydawało się, że moje teksty, podobnie jak wszystkie inne fikcyjne historie, straciły wszelkie znaczenie. A teraźniejszość jest tak żywa i tragiczna, że powieści o radzieckiej przeszłości znikają jak zeszłoroczny śnieg. Nieco później okazało się jednak, że studia nad totalitaryzmem – czy to naukowe, czy artystyczne – nabierają nowych znaczeń i stają się coraz bardziej poszukiwane. Dziś opowieść o zbrodniach sowieckiej władzy – a o tym są wszystkie trzy moje książki – jest bardziej aktualna niż pięć, a tym bardziej niż piętnaście lat temu. Ci, którzy chcą lepiej zrozumieć współczesną Rosję, mogą i powinni czytać o jej totalitarnej przeszłości, bo to tam leżą korzenie tego, co dzieje się dzisiaj.

Wywiad został przetłumaczony z rosyjskiego przez Monikę Szewczyk.

Kim jest Guzel Jachina?

Guzel Jachina, z pochodzenia Tatarka, urodziła się w 1977 roku w Kazaniu. Ukończyła tam Instytut Pedagogiczny, a później także wydział scenariuszy Moskiewskiej Szkoły Filmowej. Jej debiutancka powieść „Zulejka otwiera oczy” (wyd. pol. Noir sur Blanc 2019) zdobyła uznanie krytyków i czytelników w wielu krajach, a sukces ten został potwierdzony prestiżowymi nagrodami „Wielka Księga” i „Jasna Polana”. Pisarka jest uznawana za kontynuatorkę tradycji wielkich twórców literatury dwóch kultur, którzy należeli do jednego z narodów imperium, ale pisali w języku rosyjskim, takich jak: Fazil Iskander, Jurij Rytcheu, Ołżas Sulejmenow czy Czingiz Ajtmatow.

Książka „Eszelon do Samarkandy” jest już w sprzedaży online

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [18]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
PedroP  - awatar
PedroP 16.10.2023 23:51
Czytelnik

Temat bardzo ciekawy. Z opisami gangów obdartych dzieciaków, okupujących dworce w Sowietach w następstwie rewolucji październikowej,spotkałem się w wielu miejscach, bo i Pipes pisał o tym w swojej genialnej "Rosji bolszewików", nadmieniał o tym Koestler w swojej Autobiografii, ostatnio również w "Kontrze" Mackiewicza spotkałem się z tym zjawiskiem, dość powszechnym, jak się...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Krzysztof Gromadzki - awatar
Krzysztof Gromadzki 13.10.2023 19:16
Czytelnik

Autorka jest mi znana, choć jej książek do tej pory nie czytałem. Być może to druga Ludmiła Ulicka, a na pewno pisarka, na którą warto zwrócić uwagę. Tematyka "Eszelonu do Samarkandy" dotyka problematyki w Polsce bardzo mało znanej, za to bardzo ważnej, żeby prawidłowo zrozumieć ogrom grozy sowieckiego totalitaryzmu. Koniecznie trzeba po tę książkę sięgnąć. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aka  - awatar
Aka 13.10.2023 18:00
Czytelniczka

Opis tej książki wywołuje we mnie mieszane uczucia, zupełnie tak jak film Życie jest piękne czy serial Allo Allo. Czy można siedząc  wygodnie w bezpiecznym miejscu robić  sobie takie rozrywkowe filmy (często mniej lub bardziej do śmiechu), czy to nie jest jakiś brak szacunku, czy w ogóle ma się do tego moralne prawo. Nie wiem (może kiedyś poszukam i doczytam) co sądziła...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aguirre  - awatar
Aguirre 13.10.2023 17:44
Czytelnik

No cóż, wpis zachęcający do dyskusji sugeruje, jakoby to była rozrywkowa powieść przygodowa, coś w rodzaju taniej sensacji. Po lekturze dwóch znakomitych powieści autorki - Zulejka otwiera oczy oraz Dzieci Wołgi, których na pewno nigdy nie zapomnę - mam pewność, że tak nie będzie....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Katarzyna  - awatar
Katarzyna 13.10.2023 20:49
Czytelnik

@Aguirre, nic dodać, nic ująć. Twój komentarz, jak każdy, niezwykle trafny. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
KenGoKang  - awatar
KenGoKang 24.10.2023 09:36
Oficjalna recenzentka

Nieszczęśliwie ta zachęta została sformułowana, ale książkę warto przeczytać. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Aka  - awatar
Aka 13.10.2023 17:06
Czytelniczka

"opowiedzieć historię masowego głodu w formie przygodowej" to chyba jakiś koszmar. To może następny krok to utwór  w formie komediowej

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lucy Fair - awatar
Lucy 13.10.2023 17:16
Czytelniczka

Taki koszmarek powiedziała bym. Prawdziwy koszmar to na przykład codzienne zasuwanie na fitnesie z koreańską trenerką w celu utrzymania idealnej linii.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aka  - awatar
Aka 13.10.2023 17:46
Czytelniczka

Wolałabym jednak  ten fitness niż cofnąć się w czasie do czasów opisywanych w tej książce. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lucy Fair - awatar
Lucy 13.10.2023 17:48
Czytelniczka

Nie ma problemu. Masz to jak w banku.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
awatar
konto usunięte
13.10.2023 22:10
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

awatar
konto usunięte
13.10.2023 22:15
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Lucy Fair - awatar
Lucy 13.10.2023 22:20
Czytelniczka

W przysłowiowym banku.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
awatar
konto usunięte
13.10.2023 22:21
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

awatar
konto usunięte
13.10.2023 22:23
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Lucy Fair - awatar
Lucy 13.10.2023 22:24
Czytelniczka

...że niby z wampirem knułam? Nic z tych rzeczy.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Agnieszka Żelazna - awatar
Agnieszka Żelazna 13.10.2023 16:48
Czytelniczka

Tak, ja sięgnę jeżeli nadarzy się taka okazja.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 11.10.2023 12:55
Administrator

W wywiadzie Guzel Jachina mówi, że chciała "opowiedzieć historię masowego głodu w formie przygodowej". Czy Waszym zdaniem takie podejście faktycznie sprawi, że czytelnik nie zniechęci się do tak poważnego tematu? Po lekturze wywiadu sięgniecie po książkę Jachiny?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post