Każda postać niesie ze sobą opowieść – mówi Anna Rozenberg
Błyskotliwy brytyjski detektyw z polskimi korzeniami to nowa ciekawa postać na rynku powieści kryminalnych. Samotnik z nieoczywistą przeszłością już zdążył nieźle namieszać, a to dopiero druga odsłona jego przygód. Z Anną Rozenberg, twórczynią cyklu o komisarzu Davidzie Redfernie, przyglądamy się pracy pisarza niejako „od kuchni”. Dowiemy się, dlaczego tak istotne jest dla niej barwne tło postaci, porozmawiamy o inspiracjach a także pochylimy się nad warsztatem pisarskim autorki, który szlifowany przez lata wymaga odpowiedniego podkreślenia.
[OPIS WYDAWCY] Policja w Woking rozpoczyna poszukiwania kilkuletniej Izy Wolańskiej, córki polskiej imigrantki. Pogrążona w rozpaczy matka dziewczynki nie potrafi w żaden sposób pomóc funkcjonariuszom, natomiast brak jakiegokolwiek tropu nie pozwala wytypować podejrzanych ani nawet wskazać motywu ich działania. Funkcjonariusze czują, że upływający czas nieubłaganie zmniejsza szansę na uratowanie dziecka.
W tym samym czasie Redfernowi przydzielone zostaje śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa przy Monument Road. W spływającym krwią pokoju odnaleziono ciała pięćdziesięcioletniego taksówkarza, Muztara Abbasiego, i jego żony. Początkowo policjant zakłada, że ma do czynienia ze zbrodnią na tle religijnym. Wkrótce znika jednak także syn ofiar i sprawa przyjmuje nieoczekiwany obrót…
Usiłując odnaleźć zaginioną dziewczynkę i wyjaśnić zagadkę mrożącego krew w żyłach morderstwa, Redfern nie może zapomnieć o własnych problemach – tajemniczy mężczyzna, który pozostaje nieuchwytny, zagraża już nie tylko jemu, ale też jego bliskim. Czy inspektorowi uda się zatrzymać nieznajomego, zanim ten posunie się o krok za daleko?
Barbara Dorosz: Rozmawiamy w przeddzień premiery drugiej części cyklu o inspektorze Redfernie. Pierwsza pani powieść, „Maski pośmiertne”, została bardzo dobrze przyjęta przez fanów gatunku. Czy denerwuje się Pani przed recenzjami najnowszej powieści?
Anna Rozenberg: Często w literackich kuluarach mówi się o teście drugiej powieści, bo pierwsza mogła być dziełem przypadku, a o prawdziwej wartości autora nie stanowi debiut, ale właśnie kolejna książka. Można sobie zatem wyobrazić, jaka skala emocji dziś mi towarzyszy. Z jednej strony „Punkty zapalne” wydają mi się dopracowaną powieścią, bo poświęciłam jej bardzo dużo uwagi, ale to Czytelnik ma ostatnie zdanie, które wywołuje u mnie lekką tremę. Wszystko w jego rękach.
Pani pisarski debiut został poprzedzony latami ciężkiej pracy warsztatowej pod okiem mistrzów literatury kryminalnej. Czy już na początku swojej literackiej drogi wiedziała pani, że to właśnie kryminał jest gatunkiem dla pani, czy może dopiero szukała pani swojego stylu i nurtu, w którym czuje się najlepiej?
Nie, zawsze bliska mi była literatura dziecięca, ale właśnie wspomniane przez Panią warsztaty, które odbyły się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, pozwoliły mi uwierzyć w moje kryminalne siły, choć nie od początku myślałam o dłuższej formie. Dobrze czułam się w opowiadaniach, ale szybko zrozumiałam, że nie tędy droga i podniosłam rękawicę rzuconą niegdyś przez moich mistrzów. Po paru latach zasiadłam do pisania „Masek pośmiertnych”, poprzedzając to solidnym researchem i czytaniem dziesiątek kryminałów. Zawsze brakowało mi w nich stylu Heninga Mankella i w tym nurcie zawsze chciałam się obracać, choć dodając swój własny koloryt. Kiedy kończyłam tworzyć w głowie cykl o Redfernie, wiedziałam, że tym właśnie nurtem chcę poprowadzić jego historię.
Anna Rozenberg wie, jak przykuć uwagę czytelnika! Intrygujący bohater, trzymająca w napięciu zagadka i emocje, które zostaną ze mną na długo. Polecam!
– Sonia Bohosiewicz
Brutalne podwójne morderstwo, porwanie dziecka, wewnętrzne konflikty w zespole – nie oszczędza Pani swojego głównego bohatera. Jakie założenia towarzyszyły pani podczas tworzenia koncepcji na cykl o inspektorze Redfernie? Czy miała pani gotowy plan na postacie i wątki, czy też pojawiały się one w trakcie pisania fabuły?
Inspektor Redfern miał być przede wszystkim samotnikiem bez nałogów, rozwodów, ale z barwnym tłem nieoczywistej przeszłości. Prawda jest jednak taka, że nie to było dla mnie najważniejsze. Chciałam, żeby w serii o Woking każda postać coś o sobie opowiedziała, żeby drugi plan nie był przezroczysty, bo tak naprawdę w życiu to właśnie nasze tło – zawodowe czy społeczne stanowi o nas samych, odbijamy się w nim jak w tafli wody. Dlatego dążyłam do konfrontowania Redferna na wielu płaszczyznach, ale z balansem, tak by nie przygnieść czytelnika obocznymi historiami.
Ciekawi mnie, jak kobiecie-pisarce tworzy się tak bardzo męską postać, jaką jest David Redfern? Inspektor jest w całości efektem pani wyobraźni, czy może jednak posiada umocowanie w autentycznej postaci?
Ostatnio miałam ciekawą rozmowę na temat roli i miejsca kobiety w kryminale i zastanawialiśmy się, czy można by odwrócić to pytanie. Czy dałoby się zadać je mężczyznom-pisarzom: jak mężczyźnie-pisarzowi pisze się męską postać, czy jest pan takim twardzielem jak pana bohater? To oczywiście wszystko z przymrużeniem oka! Nie widzę przeszkód, żeby kobiety tworzyły dobrze skonstruowanych męskich bohaterów, tak jak nie odmawiam zdolności pisarzom w kreowaniu kobiecych postaci. Redfern jest całkowitym wytworem mojej wyobraźni, a jedynie jego pochodzenie ma umocowanie w rzeczywistości. Natomiast w tle poruszają się osoby, które w pewnym stopniu przerysowywałam z obrazów codzienności.
Charakterystyczna dla pani powieści jest multikulturowość. Główny bohater cyklu, David Redfern, ma zaskakujące pochodzenie – w połowie jest jamajskim Szkotem, w połowie Polakiem. Skąd pomysł na taką hybrydową postać?
Przyjaźnię się z dziewczyną, która ma męża o tym właśnie pochodzeniu i na tyle mnie ono zaintrygowało, że postanowiłam nim wysycić postać Redferna. Drugą połowę inspektora dołożyłam celowo, by zmniejszyć dystans do polskiego czytelnika. Jest to też efekt mojej pracy w szkole, gdzie często spotykałam dzieci z mieszanych rodzin. Obserwacja ich pomogła mi w stworzeniu tej właśnie hybrydy.
Czytając zarówno „Maski pośmiertne”, jak i najnowsze „Punkty zapalne”, nie sposób przejść obojętnie obok świetnie oddanej pracy brytyjskiej policji. Skąd tak dobrze zna pani jej realia?
To wynik miesięcy studiowania przepisów, rozporządzeń i procedur, do jakich stosować muszą się angielscy policjanci. Czasem oczywiście pozwalam sobie na korzystanie z licentia poetica, ale są to drobne nagięcia rzeczywistości, bo czymże jest powieściopisarstwo jak nie sztuką opowiadania realistycznych kłamstw!
Od lat mieszka pani w Wielkiej Brytanii, jednak w książce wątki brytyjskie przenikają się z wątkami polskimi. Czy w ten sposób wyraża pani tęsknotę za ojczyzną?
Nie tyle tęsknotę, ile chęć pokazania czytelnikowi, że historia obu krajów niejednokrotnie się przenikała i wciąż przenika. Mamy wiele wspólnych mianowników, które mogłam poznać, dopiero będąc w Anglii. Takie podejście do fabuły dawało też szansę, by książka ukazała się w Polsce.
Ze szczegółami rysuje pani socjologiczny portret mieszkańców Woking. Czy obserwowanie ludzi, ich zachowań i charakterystycznych cech to część pisarskiego warsztatu?
Tak, doskonale pamiętam ćwiczenie podczas warsztatów, o których wspominam wyżej. Jeden z mistrzów wysłał nas – kursantów na wrocławski rynek, żebyśmy podsłuchali przechodniów czy kawiarnianych gości. Każdy z nas wrócił z niesamowitymi dialogami i pomysłami, jak je przekuć w kryminalną intrygę. Bezcenna lekcja, z której korzystam do dziś, choć w obecnych realiach jest to nieco utrudnione.
Ta historia jest jak garnitur szyty na miarę przez świetnego krawca. Najlepszy materiał, krój i fason – precyzja i dbałość o detale. Jestem oddanym fanem Anny Rozenberg od czasu jej debiutu, a kolejna odsłona opowieści o inspektorze Redfernie potwierdza, że rzetelność i szacunek dla czytelnika to jej znak firmowy.
– Marek Stelar
Czy inni pisarze stanowią dla pani pewnego rodzaju inspirację? Prywatnie czyta pani powieści kryminalne czy sięga po inną literaturę?
Zdecydowanie od lat moim czytelniczym faworytem jest kryminał. Nie bez powodu. Powieść kryminalna jest w tej chwili gatunkiem niezwykle pojemnym i obok zbrodni bardzo często mamy wspaniale rozwinięte wątki społeczne czy kulturowe. W ostatnich latach kryminał staje się kopalnią wiedzy, ponieważ autorzy, chcąc zaciekawić czytelnika, sięgają po coraz smakowitsze ciekawostki z historii czy geografii różnych regionów. Jako zapalona podróżniczka po takie kryminały sięgam najczęściej, choć muszę zaznaczyć, że nie czytam absolutnie niczego, kiedy piszę, ponieważ mam wrażenie, że przesiąkam stylem innych autorów.
Kiedy możemy spodziewać się kolejnej odsłony przygód inspektora Redferna?
Zanim do tego dojdzie, dajmy najpierw rozgościć się „Punktom zapalnym” na czytelniczej niwie. Jedyne, co mogę obiecać, to to, że Redfern nie będzie kazał długo na siebie czekać.
Anna Rozenberg – Częstochowianka, od 2011 roku mieszka w Wielkiej Brytanii, która zainspirowała ją kryminalnie. Czterokrotna laureatka konkursu na opowiadanie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Prowadzi portal redakcje.com.pl, gdzie pomaga szlifować teksty literackie i komercyjne. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na czytanie kryminałów, egzotyczne wyprawy i głaskanie kotów, których jest niekwestionowaną wielbicielką.
Jej debiutancki kryminał nosi tytuł „Maski pośmiertne”. Jest to pierwszy tom serii z inspektorem Davidem Redfernem. Tom drugi to „Punkty zapalne”.
Przeczytaj fragment książki „Punkty zapalne”
Punkty zapalne
Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.
Książka „Punkty zapalne” jest już do kupienia w księgarniach online.
Materiał we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona
komentarze [12]
Wczoraj wyciągnęłam z paczkomatu, właśnie się zabieram :-)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Cytat z tekstu
"Anna Rozenberg wie, jak przykuć uwagę czytelnika!
Intrygujący bohater, trzymająca w napięciu zagadka i emocje, które
zostaną ze mną na długo. Polecam!– Sonia Bohosiewicz"
Rozumiem że p. Sonia Bohosiewicz została recenzentką i krytykiem literackim. Weźcie się trochę ogarnijcie. Po chusteczkę mi zdanie podrzędnej aktorki
Ogarnąć się muszą dwa podmioty: wydawca, bo tą opinię SB zamieścił na okładce i LC, bo bezmyślnie powtarza... To samo dokładnie pomyślałam, dla kogo pani Sonia miałaby być autorytetem w dziedzinie literatury? Nawet tej lekkiej, łatwej i przyjemnej?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
@AgaGaga Może dla płatnych* recenzentów :). Pragnę nadmienić że książka ma oceny 8,3 tydzień po premierze. Toż to nowy King nam się narodził 😂
*płatnych tzn tych którzy za darmowy egzemplarz piszą pochlebne recenze
Masz sporo racji, acz to ogólne założenie. Dawno temu, gdy się w to bawiłem, zazwyczaj dawałem dobre oceny bo sam wybierałem książki które chciałbym recenzować, więc wybierałem takie co do których miałem podejrzenie, że będą wartościowe. Niemniej gdy się pomyliłem w przewidywaniach, bez pardonu krytykowałem nie przejmując się uczuciami wydawcy.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niemniej gdy się pomyliłem w przewidywaniach, bez pardonu krytykowałem nie przejmując się uczuciami wydawcy.
I co, wydawcy przestali się odzywać z propozycjami?
@John_Doe Marcin możesz stosować kryterium odwrotne, jeśli na okładce pojawia się taka polecajka o, to książkę skreślasz i już. Fakt, możesz stracić coś ciekawego, ale pewnie i tak masz co czytać, a jeśli książka jest naprawdę dobra, to prędzej czy później "wypłynie". Jak tak miałem np. z Drogą - pojawił się film, okładka "kłuła" mnie w...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
@asymon I właśnie tak robię. Nowości raczej nie czytam (no chyba że King, lub inny lubiany pisarz)
Jeśli chodzi o "Drogę" to czytałem ją z 10 lat temu. Przeczytałem do połowy i nie mogłem więcej. Bo ja uczuciowy jestem 😓. Jedna z nielicznych książek na których łezkę uroniłem. Ale jak przyjdzie odpowiednia stosowność przeczytam ją jeszcze raz.
P.S Teraz rozdają 20 książek o...