-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Cytaty z tagiem "zamość" [9]
[ + Dodaj cytat]
O kacie-detektywie z Zamościa:
„Gdy kobieta pozbędzie się wstydu, wówczas godzi się na każdą niegodziwość — pisał Bazyli Rudomicz 10 lipca 1662 r. — Dowodem tego jest pewna kobieta, która wczoraj poślubiła kata nie dbając o swoje pochodzenie z rodziny kupców lubelskich, ani niepomna na to, że jej pierwszy mąż był nieostatnim kupcem. Nie zważa także na swą zacną siostrę, ani syna itp.”. Z innego wpisu dowiadujemy się, jak miał na imię jeden z zamojskich katów. „Zło zarazy rozszerza się, albowiem wczoraj w drodze do folwarku widziałem Michała kata, a dziś już nie żyje” — notował ze zdziwieniem pan Bazyli 19 września 1662 r.
Ten niezwykły kronikarz pisał 15 marca 1666 r.: „Z dnia na dzień nowe przestępstwa popełniają Żydzi. Oto przykład: 7 bieżącego miesiąca odbył się w Fajsławicach pogrzeb pewnej młynarki z licznym udziałem ludu. Żydówka znajdująca się na drodze, po której miał przechodzić kondukt pogrzebowy, skropiła całą drogę w poprzek krwią sprowadzającą nieszczęście, prawdopodobnie pochodzącą z jej okresu. Zauważył to pewien człowiek znajdujący się w górnej części dzwonnicy kościoła ruskiego, przy którym zmarła miała być pochowana. Dawał on znaki krzykiem i wymachiwaniem rąk, aby kondukt się zatrzymał, ale ludzie idący w nim nie zauważyli tego i szli dalej. Skoro przeszli to miejsce skropione krwią, nagle niektórzy z nich padli martwi na ziemię”.
Ta „zbrodnia” musiała być wyjaśniona. W tym celu zatrudniono „małodobrego” z Zamościa (widać, że czasami przedstawiciele tej profesji byli także detektywami). Zapewne zabrał ze sobą niektóre narzędzia, którymi posługiwał się w tym mieście. „W celu zbadania tej zbrodni wysłany został tamże kat zamojski, który przy pomocy tortur starał się wykryć prawdę — ciągnął swoją opowieść Bazyli Rudomicz. — Żydzi jednak chcąc ją ukryć obiecali jm. panu Tyszkiewiczowi, dziedzicowi tego miasteczka dać okup w wysokości 500 talarów. Podobne przestępstwa Żydów miały miejsce w Krasnobrodzie i Biłgoraju, jak mówił o tym sam kat”.
Wróżenie z kutii
Krystyna Kościk z Zamościa, córka pani Emilii, pamięta wigilijną wróżbę z sąsiedniego Adamowa. – Rodzina mojego męża pochodzi z tej miejscowości – tłumaczy pani Krystyna. – Tam na Wigilię także podawano taką wschodnią kutię. Wtedy teść brał jej trochę na łyżkę i mówił robiąc znak krzyża: Tędy szedł Pan Jezus (wykonywał wówczas prawą ręką ruch pionowy), tędy Matka Boska (robił ruch poziomy), a tędy... wszyscy święci. I wtedy wyrzucał kutię z łyżki na sufit.
Gdy dużo ziaren pszenicy przylepiło się do sufitu, była to dobra wróżba. Zwiastowała np. urodzaj, dostatek, większe powodzenie w życiu.
Pomoże ci, czy nie pomoże, a zapłać niebożę. Czyli znachorka z okolic Zamościa
W miejscowości Rozdoły (gm. Sitno) sławę zdobyła niejaka Kowalicha. Była to starsza kobieta, która znakomicie radziła sobie z "boleśnicą", czyli bolącym brzuchem. Smarowała obolałe miejsca maścią własnej roboty, a potem je masowała. Następnie odmawiała zaklęcia i spluwała trzy razy w lewo. Zygmunt Węcławik zanotował ciekawe zaklęcie, którego używała gdy wypędzała także różę i kołtuna: "Różo, różyco, kołtunie, kołtunico, macico, macico" – szeptała nad pacjentem kobieta. "Nie ja lekarz, pan Bóg lekarz, ciebie boli ty narzekasz. Pomoże ci, czy nie pomoże, a zapłać niebożę.
Gdy byłem dzieckiem dowiedziałem się także, iż Zamość wybudował Jan Zamoyski (...). Zastanawiałem się jak to możliwe, iż jeden człowiek - sam i własnoręcznie - postawił słynny zamojski ratusz, potężne mury twierdzy, okazałe bramy i aż tyle kolorowych kamienic.
Wyobrażałem sobie tego "starożytnego" Zamoyskiego jako brodatego siłacza, który przyodziawszy szlachecki strój roboczy (były takie?) stawiał przynajmniej pół zamojskiego domu dziennie.
Kołtun i Akademia Zamojska
Pod koniec października 1599 r. Wawrzyniec Starnigel, ówczesny rektor Akademii Zamojskiej, wysłał list skierowany do pełnego medycznych sław "fakultetu medycznego" w Padwie. Było to, jak pisał prof. Stanisław Łempicki (ten zasłużony także dla Zamościa uczony żył w latach 1886-1947), rodzaj "pierwszego przemówienia" uniwersytetu hetmańskiego w europejskim świecie naukowym. List niewątpliwie został zatwierdzony przez samego Jana Zamoyskiego, założyciela Zamościa (być może pomagał go redagować także Szymon Szymonowic, lekarz oraz współtwórca i organizator Akademii Zamojskiej).
W owym piśmie do padewskich uczonych stwierdzono, iż leczenie kołtuna jest niesłychanie trudne. Zauważono, że ta choroba "łamie kości, naciąga członki, rzuca się na stawy, ciało zniekształca i wykręca, powoduje narośle, sprowadza robactwo i tak głowę tegoż bezustannym mnożeniem się zanieczyszcza, że w żaden sposób nie można jej do porządku doprowadzić". Zaobserwowano coś jeszcze. Według Starnigela splątanych i zlepionych włosów nie wolno było pod żadnym pozorem ścinać (kołtun kojarzono z symptomami prawdziwych chorób m.in. reumatyzmem, artretyzmem, a nawet nowotworami). Mogło się to dla pacjenta źle skończyć.
Jan Zamoyski ubierał się z ruska
Jak wyglądał sławny założyciel Zamościa? „Wzrost jego jest wyższy nad mierny, postać piękna i rześka, twarz okrągła, rumiana, wesoła, przytem bardzo poważna. I lubo powiada, że nie ma więcej nad lat pięćdziesiąt pięć, jednakowoż włosy i broda którą goli, zupełnie są siwe” – pisał Vanozzi. „Ubiera się z ruska, płaszcz czyli ferezya z szkarłatu długa po kostki: żupan miał z adamaszku karmazynowego (...). Bóty nosi podkute po Polsku, zawsze szabla przy boku, a kandziar (turecki nóż) za pasem. Mówiąc miał prawie zawsze głowę odkrytą i nie często patrzy w oczy temu z kim mówi”.
Zamoyski wysłuchał mowy wysłannika. Ani razu mu nie przerwał, nie pokazał po sobie zmieszania, czy zaskoczenia. Jedynie gdy wspominano imię papieża lub polskiego króla zdejmował czapkę. A gdy nie miał jej akurat na głowie – unosił się nieco na krześle i pochylał z szacunkiem głowę. Potem odbyły się rozmowy. Zamoyski zauważył w nich, że oprócz papieża nie ma właściwie nikogo, kto pragnąłby „koniecznie” takiego sojuszu przeciwko Turcji.
„Polska (...) dobrze się namyślić powinna, aby się dla drugich biedy nie nabawić i wplątawszy się pomiędzy nich, całego ciężaru wojny na siebie nie zwalić. Gdyż w naszych potrzebach pomoc papiezka daleka, a cesarz nie mógłby, albo niechciałby dać wsparcia” – miał m.in. powiedzieć Zamoyski do wysłannika kardynała.
Z kobietą bić się nie można!
Żubrowa wraz z mężem wstąpiła do 2 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, którym dowodził Stanisław Potocki. Początkowo ukrywała, że jest kobietą (mąż przedstawił ją jako swojego, młodszego brata). Ta mistyfikacja szybko się wydała, ale pani Joanna została w pułku (doceniono jej odwagę, karność i wojskową determinację). Żubrowa szybko zyskała zresztą sławę. Antoni Fibich, który spisał wspomnienia m.in. na temat tej niezwykłej kobiety (są dostępne w zbiorach Olgi Byszewskiej z Krakowa), pisał iż pewnego razu wyzwała na pojedynek rosyjskiego oficera "za obrazę narodowości Polaków".
Sprawa stała się głośna. Wieść o pojedynku dotarła podobno do samego wielkiego księcia Konstantego Romanowa (brata cara Aleksandra I). Do starcia jednak nie doszło. Rosjanin po prostu nie chciał się z Żubrową pojedynkować, bo – jak tłumaczył – z kobietą bić się nie może. Wybrał inne rozwiązanie: złożył szarżę (czyli zrezygnował, ze swoich oficerskich szlifów).
Zamość. Twierdza otoczona rowami
Urodził się w Zamościu i mieszkał w tym mieście ponad 35 lat. Miał wielki talent pisarski i niezwykłą, poetycką wyobraźnię. Icchok Lejb Perec jest uważany za klasyka żydowskiej literatury. Zdobył międzynarodową sławę.
„Miasteczko gdzie mieszkali moi rodzice i gdzie spędziłem dzieciństwo w ubraniach szytych przez lwowskich i krakowskich krawców, było twierdzą otoczoną rowami, wodą, wałami i wysokimi murami” – pisał Icchok Lejb Perec w swoim opowiadaniu pt. „Czasy mesjasza”. – „Na wałach stały armaty, żołnierze uzbrojeni w karabiny, strzegli ich maszerując tam i z powrotem poważnie w milczeniu”.
Zamojskie pielgrzymki do Oławy
– Trzeba pamiętać, że to był czas tuż po Stanie Wojennym. Żyliśmy w szarej, brutalnej rzeczywistości. I wtedy pojawiło się takie dalekie światełko, promyk nadziei – wspomina 73-letnia pani Joanna z Zamościa. – W wielu parafiach niemal natychmiast zaczęto organizować pielgrzymki do Oławy. To było daleko, jechało się tam co najmniej kilka godzin. Wierni się wówczas modlili, śpiewali nabożne pieśni i gorączkowo rozmawiali o tym cudzie.
Mama pani Joanny (ta kobieta już niestety nie żyje) także pojechała z taką pielgrzymką. I doznała mistycznego przeżycia. – Gdy pielgrzymi dotarli na te oławskie działki, dzień był zimny, pochmurny. Kiedy jednak ludzie przyszli w okolice miejsca, gdzie miało dochodzić do objawień, zrobiło się im ciepło, przyjemnie – opowiada pani Joanna. – Mama przekonywała, że tylko w tym miejscu panowała wyższa temperatura. Może to było wrażenie wywołane emocjami, a może coś innego...