-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "kaszuby" [10]
[ + Dodaj cytat]Nie było mi w smak kontynuowanie dyskusji o Kaszubach. Kto wie, może to jakaś sekta? Albo partia?
Kaszubski to bodaj jedyny język, który zdrabnia czasowniki, jeśli Kaszub chce być uprzejmy. s.74.
Kiedy Bóg stworzył Ziemię wszyscy aniołowie zachwycali się tym, co zrobił. Tylko jeden anioł stał markotny i się nie odzywał. "Czemu się smucisz?", zapytał go Pan Bóg. A anioł spojrzał na Niego przez łzy: "Panie, dałeś w opiekę moim braciom i siostrom piękne zakątki ziemi, a mnie zostawiłeś Kaszuby. Nic na nich nie ma, jeno ziemia jałowa". Zamyślił się Pan. A po chwili powiedział: "Zajrzyjmy do mojej starej skrzyni. Może coś jeszcze w niej się znajdzie". Podniósł wieko skrzyni. "Jest tu jeszcze po małej garsteczce tego i owego", powiedział Pan Bóg. Było tego wszystkiego po trochu: gór i dolin, jezior i rzek, lasów i łąk, a i morze się znalazło. I rozsypał wszystkie te cuda na kaszubskie piaski. "Teraz jesteś zadowolony?", zapytał Bóg. A anioł padł na kolana i dziękował.
Nareszcie możemy opowiedzieć perzynkę więcej o naszym Torbusie. Aha: już wiecie, że "perzynkę" to po prostu kaszubskie "troszkę". Żyje w tej naszej, a jeszcze bardziej w starkowej melodii mowy polskiej wiele słów tak starych, że tylko bardzo stare drzewa je pamiętają! Wzgórza, doliny, lasy, łąki, pola i jeziora także. I morze. Ale o tym morzu to niech Stark sam opowie cośtamcoś. Stark umie długo opowiadać, a o morzu to można bardzo długo, długo, długo, tak długo i wiele, jak wiele jest dookoła nas świata!
BAŁTYK niesie nasze zboże
Od Kaszubskich w dal wybrzeży,
Na dnie jego zagrzebany
Złotożółty bursztyn leży.
Pan Bieszk spojrzał najpierw na ojca, potem na szypra. Był to rodzaj niemego pytania - czy można temu knopowi" powiedzieć prawdę? Zaden z nich nie zareagował. I nagle potoczyła się opowieść. Najpierw o Stutthofie, gdzie pan Bieszk trafił jako młody chłopak. W obozie spędził niemal rok, wystarczająco długo, bykiedy Niemcy ogłosili amnestię dla Kaszubów nieobciążonych najcięższymi przestępstwami przeciwko Rzeszy Niemieckiej - zgodzić się na wstąpienie do Wehrmachtu. Ojciec pana Bieszka był już rozstrzelany - w tym samym obozie - jeszcze wtedy nie było gotowego krematorium i zwłoki poddanych egzekucji palono na stosach, w lesie, tuż za drutami pod napięciem. Pan Bieszk był akurat w komandzie, które przez cały dzień zbierało drewno z lasu na ten stos. Pożegnał ojca cichą modlitwą, więcej nie mógł zrobić. A potem były Kartuzy. Zgrupowanie czterystu młodych mężczyzn na front wschodni. Wielu z nich nie umiało więcej niż dwa, trzy zdania po niemiecku. Już w mundurach, choć jeszcze bez broni - tę mieli otrzymać dopiero na froncie - stali na peronie. Pod czujnym okiem gestapowców i SS-manów. Za nimi matki, żony, siostry, narzeczone. Lejące łzy. Nadjechał pociąg. Lokomotywa wypuściła syczący kłąb pary, rozległ się gwizd - znak do wsiadania. Ale nie wsiedli od razu. Nie. Stanęli na baczność i odśpiewali - nie wiadomo przez kogo zaintonowaną pieśń - Boże, coś Polskę. Wszystkie zwrotki. W mundurach Wehrmachtu. Wraz z refrenem -"Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Było to niesamowite. Za taką pieśń trafiało się właśnie na Gestapo i do obozu. A tu nic. No, nic.
Epoka żelaza trwająca na Kaszubach do dziś (noże, widelce, łyżki, pługi, brony, samochody) to kultura pomorska, która przeżywała lekki kryzys w drugiej połowie XX wieku, gdy z NRD zaczęto masowo sprowadzać plastikowe Trabanty. (s.8).
Fascynowało ją, że rozmowy - przynajmniej częściowo - były prowadzone w języku kaszubskim. Coraz bardziej podobała jej się ta mowa: twarda jak sami Kaszubi, a jednocześnie melodyjna jak Szum morskich fal lub szept głębokiego lasu.
Zatrzymali się pod drewnianą bramą o łuszczącej
się nieco farbie. Znała ją już ze zdjęcia. Za nią dostrzegła sympatyczny domek, który emanował ciepłem –
nie tylko dlatego, że ściany miały jasny odcień, a dach
był kryty czerwoną dachówką. Coś w układzie okien
i drzwi sprawiało, że można było odnieść wrażenie, iż
dom mruga łobuzersko. I trudno się było powstrzymać
przed mrugnięciem w odpowiedzi. Domek otaczało kil-
ka owocowych drzew, głównie jabłoni. Po prawej stronie
widać było także zabezpieczoną pokrywą starą studnię,
na której ktoś postawił kiczowatą, ale śmieszną figur-
kę krasnala ogrodowego. Studnia… Znak, że ten dom
tętnił życiem już od bardzo dawna, w przeciwieństwie
do wyrastających w okolicy licznie niczym grzyby po
deszczu nowych budynków. A za domem… Za domem
niepodzielnie panował sosnowy las.
– Dlaczego tablice drogowe mają dwie nazwy? – spytał Pawełek, który obserwował w skupieniu otoczenie.
– Dlatego, że podano nazwy w dwóch językach, polskim i kaszubskim – odparła mama.
– Kaszubskim? – zdziwiła się Łucja. – Co to za język?
Rodzice tłumaczyli nam to już podczas poprzednich
wakacji nad morzem, ale najwyraźniej zapamiętałem
tylko ja, bo jestem najstarszy. Dlatego nie było dla mnie
zaskoczeniem, gdy tatuś zaczął opowiadać o tym, że ludzie mieszkający na Kaszubach, czyli Kaszubi, mają swój
własny język, różniący się od polskiego.
– Niestety coraz mniej osób mówi w tym języku. Nie
wszyscy Kaszubi są dumni ze swojej tradycji i tylko niektórzy posyłają swoje dzieci na dodatkowe zajęcia z kaszubskiego. A szkoda, bo miejscowa kultura, język i legendy są
naprawdę piękne. Mam nadzieję, że ludzie się zorientują,
że warto o nie dbać i pokazać je światu – opowiadał tata.