cytaty z książek autora "Mateusz Kraft"
Przedpołudniowe słońce niemiłosiernie wdzierało się do wnętrza starej krakowskiej apteki u zbiegu ulic Norwida i św. Doroty. Gdy telefon Janiny zaczął głośno dzwonić, wystraszyła się. Nie przywykła do tego dziwnego urządzenia, które dzieci i wnuk nakazały jej nosić przy sobie pod groźbą kary śmierci. Więc nosiła. Telefon z rzadka dzwonił i przeczuwała, że skoro dzwoni, musiało coś się stać. Ani dzieci, ani jedyny wnuk, nie korzystały zazwyczaj z tego połączenia, regularnie dzwoniąc na numer stacjonarny i dowiadując się o zdrowie dziadków. Zresztą nie o tej porze.
W tej właśnie chwili Janina poznała wschodni akcent sąsiadki, którą zawsze uważała za nieco przygłupią. Bo kto całkiem normalny hoduje w tych czasach kury w dużym mieście? Nim cokolwiek zdążyła z siebie wydusić, Zofia Gałązkowa krzyknęła, jakby nie całkiem dowierzając, że dzięki uprzejmości operatora telefonii komórkowej, głos jej może swobodnie przemieszczać się z jednego miejsca na drugie:
- Pani Walasikowa! Pani męża, znaczy się Pana Walasika, zabrało pogotowie!
Janina po trosze wściekała się na niego, że zawraca wszystkim głowę tymi hodowlanymi opowieściami, jednak nie była w stanie go powstrzymać. Ale co mogło teraz stać się Stasiowi? Ta myśl i towarzyszące zdenerwowanie nie opuszczały jej ani na chwilę.
- Co się mogło właściwie stać? – pytała wciąż samą siebie.