cytaty z książek autora "Małgorzata Hayles"
Pamiętaj, Dag, nic nie jest takie jak Ci się wydaje. Nie ma lepszego sposobu,by zniknąć. Raz, dwa, trzy… Znikam.
Prawda jest taka, że ktoś, kto nie przeżył zdrady, nie ma pojęcia o tym, jak bardzo upokarzające jest to doświadczenie. I nie chodzi wyłącznie o życie, które płynie inaczej od momentu, w którym się o niej dowiadujesz, ale o to poprzednie, które zaczynasz kwestionować. Ile to trwało? Naprawdę pół roku czy może dłużej? Czy zaczął rano podskakiwać z jej powodu? (...) Zaczynasz się zastanawiać nad swoim udziałem, bo przecież, tłumaczysz sobie, zdrada nie bierze się z próżni, tylko z braku, a to dwa zupełnie inne rodzaju niczego. Czy go zaniedbywałam? Czy byłam nudna w łóżku? Co też może mieć ona, czego nie mam ja?
Od poniedziałku do soboty tkwiłam na ostatnim piętrze wieżowca niczym księżniczka zaklęta w wieży. Od poniedziałku do soboty opowiadałam dzieciom świat swoim słodkim syrenim głosem. Dzieci kochały mój syreni śpiew, a Tomasz kochał mój ogon, na którym nie da się przecież daleko uciec. W niedzielę natomiast rosły mi ludzkie kończyny.
Można wyciągnąć dziewczynę z małego miasteczka, ale nie można małego miasteczka wyciągnąć z dziewczyny."
:D
Aby domem i dzieckiem zajmował się ten, kto ma w danym momencie więcej czasu, a nie ten, kto jest kobietą.
Bariera języka. Prosiłam Tomasza: "Kup chleb". A on mówił, że nie lubi, jak mu się rozkazuje. Następnym razem pytałam go, czy po pracy mógłby wstąpić do sklepu, a on mówił: "Dlaczego nie poprosisz wprost, jak ja nie lubię tych kobiecych gierek".
Siobhan mówiła bardzo szybko, jak lektorzy na końcu telewizyjnych reklam leków. Barbara pomyślała, że tak się mówi, gdy się mieszka z sześciorgiem rodzeństwa i trzeba współzawodniczyć o uwagę.Tak właśnie się mówi, łapczywie i zachłannie, dławiąc się własnymi słowami, choć Barbara nigdy jej nie przeyrwała. Słuchała Siobhan zafascynowana, poruszając się początkowo ostrożnie po jej, zdawało się nieograniczonej przestrzeni językowej, jak po lodzie. Przyswajała sobie w zadumie jej nieskrępowaną obcojęzyczną żywiołowość (...) A czasem ją ponosiło i mówiła "ty chorobo wściekłych krów", co nie miało większego sensu i tym bardziej podobało się Barbarze, tym mocniej sprawiało, że czuła się zaangażowana w to nowe życie, stworzone z przypadku, z pewnej autokarowej podróży, z niczego.
Jak komuś takiemu opowiedzieć o samotności? Dla dziewczyny samotność to była chwila zanurzenia głowy w wannie podczas mycia włosów i wygaszony cmentarz kilka tygodni po pożarach pierwszego listopada. Dziwny moment, jakby na chwilę umierało życie. Jak jej opowiedzieć, że samotność to dom kreta, niewidoczny dla oka. Są w nim podziemne drzwi, pokoje i korytarze, a jego budowa i udoskonalanie zajmuje dużo czasu.
Kiedy staram się świadomie zapamiętać jakąś chwilę, nigdy się to nie udaje.