cytaty z książki "Dolina szpiegów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha. Jednego był pewien. Gdyby jednak czas się cofnął i miał ponownie zdecydować, zrobiłby dokładnie to samo. Wcale nie czuł się źle z misją, której podjął się w przededniu wojny. W tym momencie, o dziwo, przyszła mu do głowy wypowiedź najbardziej dziś znienawidzonego człowieka, Adolfa Hitlera, z sierpnia 1939 roku: „Zwycięzców nikt sądzić nie będzie". O ile wszystkie praktycznie nauki Führera były warte jedynie natychmiastowego zapomnienia, o tyle te słowa trafiały w sedno.
Nie spieszmy się za bardzo, bo możemy stracić z oczu sprawy zbyt ważne, aby je zlekceważyć.
Jego wzrok spoczął na budynku, który niedawno opuścił. W myślach nadal nazywał go centralą Abwehry - taka nazwa już pewnie na zawsze pozostanie w użyciu wśród starszych oficerów wywiadu wojskowego.
Kiedy młody Bachleda po zabraniu do torby świeżych serów wyruszył w drogę powrotną, Gąsienica poszedł do chałupy. Napisał krótką notatkę, którą miał zamiar przekazać poprzez łącznika do radiooperatora. Wiedział, że informacja dotrze do Londynu następnego dnia.
Staszek był bystrym chłopakiem i w mig orientował się, co jest ważne. Zresztą niedawno został przez ojca wprowadzony do siatki konspiracyjnej.
Ojciec od dzieciństwa pilnował, aby syn, mający w perspektywie przejąć prowadzenie karczmy, nauczył się szczególnie języka niemieckiego. Z czeskim i słowackim był osłuchany. Ale zagraniczni turyści przychodzący do karczmy w większości pochodzili z Niemiec.
Agresja niemiecka na Polskę była dla niego ciosem. Ale prawdziwą wściekłość wywołał w nim atak armii słowackiej. Działania wojenne trzech słowackich dywizji na Podhalu, w większości polegające na współdziałaniu z oddziałami niemieckimi, były dla Gąsienicy aktem zdrady ze strony sąsiadów.
Jasiek Bachleda od początku współpracował z Gąsienicą. Dlatego Staszek, któremu bardzo imponowało przyjęcie go do konspiracji, często realizował zadania o różnym charakterze. Nie brał dotąd udziału w bezpośredniej walce z okupantem, choć liczył, że i to kiedyś się stanie.
Kierując się w stronę parku, parę razy skręcał w boczne uliczki. Dwa razy w oknach narożnych kamienic udało mu się sprawdzić, czy nikt za nim nie idzie. Minął kilka osób, ale żadna nie szła w tym kierunku co on.
Usłużny mężczyzna pomimo zimna wyszedł z nim przed sklep i chętnie wskazał kierunek. Ta chwila umożliwiła mu zerknięcie na oba końce ulicy. Uspokojony ruszył w dalszą drogę.
Nisko kłaniający się dyrektor restauracji był doskonałym potwierdzeniem tezy, że pozycja gościa w normalnych czasach jest głównie na wysokich i częstych napiwkach.
Restauracja, mimo że przeniesiona do piwnic ze względów bezpieczeństwa, zachowywała pozory znanego z wysokich cen berlińskiego lokalu. Menu nie było już tak wykwintne jak dawniej, ale zapewniało nie najgorszy wybór w porównaniu z jadłospisem przeciętnych berlińczyków.
Starając się prowadzić lekką rozmowę z dziewczyną, von Wedel dyskretnie rozejrzał się po sali. W dymie papierosowym dostrzegł wiele znanych postaci z elit niemieckiej armii i służb bezpieczeństwa. Wymienił ukłony, po czym skupił się na swojej partnerce.
Ponownie rozejrzał się, czy nikt nie nadchodzi. Teczkę przełożył do lewej ręki, a prawą pomacał pod barierką. Poczuł najpierw zwartą masę starej zaprawy, potem dwie wystające końcówki cegieł. Jego dłoń trafiła w końcu na taką, która delikatnie się poruszyła. Ostrożnie ją wyciągnął. Z drugiej strony była wydrążona. Przytrzymał ją lewą dłonią. Wsadził palec drugiej dłoni w otwór. Wyczuł brzeg złożonych kartek papieru niewielkich rozmiarów.
Von Wedel orientował się, że w okresie międzywojennym polski wywiad posiadał liczne rezydentury na terenie Niemiec, słusznie zakładając, że z zachodu może nadejść największe zagrożenie dla młodego państwa polskiego. Obecnie, w szóstym roku wojny, niewiele z tych struktur pozostało.
Wpadka rezydenta oznaczałaby zagrożenie dla personelu rezydentury i źródeł. Ale toczyła się wojna i wszystko było możliwe. Carl wiedział, że wyjaśnienie sytuacji "Bohuna" stanowi obecnie najważniejsze zadanie.
Kochali się do szaleństwa i nie wyobrażali sobie, że coś może ich rozdzielić. Niestety, raka nawet wielka miłość nie powstrzyma.
Rudolf Geiger opróżnił do końca szklankę, pożegnał się z agentem i opuścił lokal. John odetchnął z ulgą. Kiedy za wysłannikiem centrali zamknęły się drzwi, odstawił niedopite piwo i przyniósł z baru podwójną whisky. Z sympatią pomyślał o jej szkockich producentach.
Po dotarciu do mieszkania, nie ściągając płaszcza, opadł na fotel. Czuł się kompletnie wypompowany. Myślał o tym, co by się stało, gdyby nie dał rady wspiąć się po rynnie na dach.
W sumie warto było podjąć ryzyko i zabrać notatnik z mieszkania. W ten sposób zlikwidował potencjalne zagrożenie, jakie mogłoby powstać, gdyby notatnik został znaleziony i trafił do specjalistów z SD.
Fakt, że po czterech latach wojny nadal żył i mógł działać jako agent polskiego wywiadu, potwierdzał słuszność stosowania zasad kontroli operacyjnej. Tak naprawdę nigdy nie zastanawiał się, czy idąc po zakupy, na spacer albo do biura, może zrezygnować z obserwacji otoczenia. Kontrola operacyjna weszła mu w krew jako naturalna czynność codzienności - miał pełną świadomość, że od niej zależy jego życie.
Horst Hofmann pojawił się w biurze prawie dwie godziny później niż Carl. Jego nietęga mina świadczyła o tym, iż spotkanie w kasynie było długie i udane, a wypity koniak wieczorem smakował świetnie, tyle że rano skutkował potężnym kacem.
Wyglądało na to, że świadomość kłopotów, w jakie mógł się wpędzić, spowodowała całkowite wytrzeźwienie Horsta.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi do mieszkania, obydwoje poczuli się tak, jakby świat na zewnątrz przestał istnieć.
Jesteśmy zależni od szaleńca. Jeżeli ktoś go nie powstrzyma, cała ta wojna zakończy się narodową tragedią. Jedyne, co nam pozostaje, to zawrzeć pokój z aliantami. I to jak najszybciej. Tej wojny wygrać, niestety, nie możemy.
Pamięta pan naszą ostatnią rozmowę? Wtedy również doszliśmy do tematu dalszego losu Adolfa Hitlera. Przed chwilą powiedziałem, że odsunięcie go od władzy jest jedyną szansą dla Niemiec na pokój. Czy pan podziela ten pogląd?
Sześciu niemieckich żołnierzy robiło taki hałas, że reszta klientów siedzących przy kilku stolikach w odległej części sali mogła albo krzyczeć swoim sąsiadom do uszu, albo milcząco podziwiać dobrą zabawę okupantów.
Obaj zdradzili swoje ojczyzny. Mieli inne motywacje? Się w podobnej Carl chciał pracować na rzecz tych dobrych, a na szkodę złych. John współpracował ze złymi przeciwko dobrym.
Czy jeśli w wieku dwudziestu kilku lat zakocha się pan bez pamięci w pięknej kobiecie, z którą zaręczy się pan po miesiącach, i okaże się, że ojciec lub matka tej kobiety są o coś podejrzani, to powinno to rzucić cień również na pana?
Tymczasem zawsze znajdzie się ktoś zbyt gadatliwy, chcący się pochwalić swoją pozycją lub wiedzą oraz ktoś, na kogo alkohol działa jak skopolamina, jak serum prawdy.