cytaty z książki "Niełatwo mnie zabić. Opowieść o Joannie Chmielewskiej"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Świetnie, dziewczyno- powiedział. - Jestem w Warszawie we wtorek. Przyjdź do Czytelnika na Wiejskiej na obiad literatów, zaprezentuję cię. Tylko ubierz się jakoś marnie, nie maluj się za mocno, żeby nie gadali, że Marian proteguje swoją podrywkę. Ostatnia bida z nędzą, brzydula i tak dalej.".......
Młoda kobieta w wiosennym płaszczyku według najnowszej mody Anno Domini 1962 wypadła z ciężkich drzwi gmach Drukarni Narodowej w Krakowie i pobiegła w kierunku ulicy Mickiewicza.
Projektowanie przestrzeni zawsze dobrze jej robiło.
Dni miała wypełnione po brzegi: praca, chłopcy, zakupy, obiad, pranie. Pisała nocą. Przyzwyczajona do witania dnia "od drugiej strony", czyli od świtu, miała drugą część po trzech tygodniach.
Wielokrotnie później mawiała, że tak właśnie, za sprawą Eilego, zaistniała jako nowa osoba: Joanna Chmielewska. Sama się temu dziwiła, bo wszystko miało być inaczej.
Uparła się przy architekturze i żadna siła, nawet ciotek Lucyny i Teresy, nie zdołała jej od tego odwieść. Chociaż obie siostry matki usilnie próbowały tego przy rodzinnym stole i ciastkach własnej roboty.
Irena była przyzwyczajona, że mówią o niej, jakby jej obok nie było.
Ciąża zmienia kobietę, tak przynajmniej myślała Irka, bacznie się obserwując.
Życie dawkowało zwyczajność stopniowo.
To zwyczajne życie nie było miętą z bubrem, jak się mówiło w Grójcu na każdą łatwiznę. Potrafiło dokopać.
Kiedy umarł Stalin, radio oszalało.
Irena, zaganiana między biurem, obliczeniami, dodatkowymi zleceniami, pozostały czas oddawała dziecku, trochę gospodarstwu i nie miała chwili dla siebie. Po powrocie do domu wkładała najgorszy fartuch, chustkę na głowę...
Zostawiła zdumiona ciotkę na Nowym Świecie. W domu z szacunkiem odwiesiła sukienkę do szafy, przywdziała szatę domową w stylu worka po ziemniakach, obstawiła się kubkami z herbatą i zabrała do roboty.
Oszczędna żona cały tydzień lepi pierogi i pyzy, sama robi makaron, sama ceruje odzież syna i męża - wszystko po to, by ograniczyć wydatki. Spotyka ją nagroda: pod koniec miesiąca za zgromadzone w ten sposób oszczędności może sobie kupić fartuszek. Będzie jej się przyjemniej pracowało w następnym miesiącu.
Lata pięćdziesiąte zbliżały się ku końcowi, kraj popadał w tak zwaną małą stabilizację, oni też.
Jestem w tej chwili w wielkiej biedzie, ale niełatwo mnie zabić.
Chłopcy mają dobrze w głowach, umieją sobie podgrzać obiad, klucz nosić na szyi i radzić sobie.
Następne miesiące poświęciła na pisanie Lesia. Pomysł miała od dawna, ale przychodził i znikał, za dużo było wokół zdarzeń.
Wrócili do grudniowej Polski zadowoleni i pełni nowej energii. Przywieźli zza granicy trochę luksusowych produktów dla uświetnienia świąt Bożego Narodzenia, bo w kraju nawet mięso było na kartki. I wtedy wprowadzono stan wojenny.
Joanna Chmielewska zbudowała dom pod Warszawą, potem gościła w nim przyjaciół i hodowała pokolenia kotów. Wyruszała w podróże, grała na wyścigach i w kasynach, napisała jeszcze ponad dwadzieścia książek. Została ulubioną pisarką Polek.
Oficjalnie spoczęła na Powązkach. Jednak możliwe, a nawet prawdopodobne, że dołączyła do Alicji w Szwajcarii lub przebywa w innym kurorcie. Nie ma z nią kontaktu, bo brakuje tam zasięgu. Trzeba będzie kiedyś po prostu tam pojechać.
Grali w poobiedniego brydża u rodziców Ireny, gdy chwyciły ją bóle. Niezbyt mocne, a że dobrze wspominała poprzedni poród, i miała znakomitą kartę, postanowiła jeszcze pograć. Z satysfakcją zrobiła szlemika w kierach, ale bóle powracały wzmożoną falą i rodzina orzekła, że trzeba z Irką udać się do szpitala(...).
Przykucnęła, zanuciła patriotycznie "Witaj, jutrzenko swobody", bo to akurat jej przyszło do głowy i pomagało. Skurcz zniknął, wstała zadowolona, zastanawiając się, czy aby nie zdążą rozegrać jeszcze jednego roberka.