cytaty z książki "Jak płakać w miejscach publicznych"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Twarz depresji nie istnieje. Ale są inne sposoby, sygnały, po których się rozpoznajemy. Wyłapujemy słowa klucze - te, które brzmią jak nazwy tajnych służb: SSRI, SNRI, MAO, i te, które mogłyby być imionami w sadze fantasy: Sertralina, Wenlafaksyna, Duloksetyna. Śmiejemy się z tych samych memów. Nie pytamy, dlaczego ktoś z dnia na dzień przestał pić alkohol, a ktoś inny poszedł na zwolnienie i nie wiadomo, kiedy wróci. Zdarza się, że szybciej od was dostrzegamy wasze niemijające zmęczenie, napięte mięsnie mimiczne, tembr głosu. Nie bójcie się, nikomu nie powiemy, najwyżej dyskretnie podsuniemy wam namiary na psychiatrę. Witajcie w klubie.
Czasami myślę, że wszystko byłoby okej, gdyby nie śmierć. A czasem wręcz przeciwnie.
Poczucie winy to moja specjalność. Czuję się winna częściej, niż czuję się wyspana.
I tylko czasem, kiedy akurat czujesz się naprawdę dobrze, a świat mimo to uporczywie nie chce wyglądać na miłe miejsce, zaczynasz się zastanawiać, czy to na pewno przetarte przewody w mózgu. Czy przypadkiem nie jest tak, że Twoje przewody działają jak złoto, a depresja i lęk stanowią adekwatną reakcję na późny kapitalizm, nieuniknioną katastrofę klimatyczną, patriarchat i inne społeczne wymagania, świadomość własnej śmiertelności.
I że może jednak nie chodzi o ciebie, tylko o świat.
Zasady były dwie: nie podbiera się komuś książki, którą właśnie czyta, i nie zdradza się komuś z rodziny zakończenia. Za drugie przewinienie groziła dożywotnia banicja, wyrywanie paznokci i łamanie kołem, a jeśli uważacie, że to zbyt surowa kara, ewidentnie nie wiecie nic o powieściach sensacyjnych. Autorowi można wybaczyć najidiotyczniejsze postaci, najgorsze dialogi i najbardziej kuriozalne teorie spiskowe, o ile uda mu się jedno - zaskoczyć czytelnika.
Kto nigdy nie pracował w mediach, ten nie wie, jaką przygodą może być poranek spędzony na przeglądaniu służbowej skrzynki. Wędrówka przez mejle bywa równie ekscytująca co premiera cudem odnalezionej powieści klasyka.
Trudno tłumaczyć, co jest ze mną nie tak, gdy wszystko, co mówię, brzmi jak kiepsko wyuczona kwestia. Im gorzej się czuję, tym uporczywiej zmuszam się więc do zagadywania tego stanu, paplania jak najwięcej, by nikt nie zauważył wzbierającej we mnie paniki. Wyciąga to ze mnie wszystkie siły, ale pozwala uniknąć konfrontacji.
Czekając pod drzwiami psychiatry, marzyłam o szufladce. Przytulnym schowku, w którym w końcu będę mogła poczuć się u siebie. Klubie, do którego przyjmowane są tylko takie osoby jak ja, w którym wszyscy się rozumieją i nikt niczemu się nie dziwi. Jeśli czujesz, że od zawsze coś było z tobą nie tak, diagnoza nie jest problemem, tylko potwierdzeniem, że nie jesteś wariatką. Po prostu chorujesz psychicznie.
Nie wiedziałam, co mnie czeka. Ale pierwszy raz od długiego czasu się tego nie bałam.
Topiłam się w czerwcu jak w miodzie.
Życie z lękiem to brnięcie przez tor przeszkód, którego większość ludzi nie jest w stanie dostrzec.
Skutkiem ubocznym nawracającej depresji jest wzrost umiejętności aktorskich potrzebnych do jej maskowania. Nie jest to może aktorstwo oscarowe, ale wystarcza, by przekonać nieuważnego rozmówcę twarzą w twarz i uważnego przez telefon.
Cywile wyobrażają sobie, że depresję można zobaczyć, że jest jakiś wzór, po którym da się nas rozpoznać. Podziel nasycenie worów pod oczami przez powierzchnię spierzchniętych ust, dodaj włosy zmierzwione od łapania się za głowę, pomnóż przez liczbę słów na minutę i bach, dostaniesz idealną twarz depresji. Nie wiedzą, że to fejk, który sprawdzi się co najwyżej w reklamach leków uspokajających.
Wirujesz nadludzkim wysiłkiem. Wkładasz resztki energii w to, by nie upaść, nie zawieść wszystkich tych obserwujących cię ludzi. Nie może się udać, a jednak się udaje. Ustałeś. Łapiesz oddech, słuchasz oklasków i już wtedy wiesz, że ten sukces niczego nie zmienia, że od razu musisz zbierać siły do następnego, i następnego, i następnego. A w końcu i tak zostaniesz w tyle. Więc czasem jest i tak.
Czasem myślę, że wszystko byłoby okej, gdyby nie śmierć. A czasem wręcz przeciwnie. Może problemem jest nie tyle śmierć, co śmiertelność.
Nie wiem, czy jestem bardziej zaskoczona, czy rozczarowana: w papierach jest dokładnie to, co mówiłam. Jedyną atrakcję stanowi powracający wpis "Myśli s brak". Myśli s, zawsze skrótem, jakby samo słowo miało magiczną moc. Jak w horrorach: trzy razy wypowiesz przed lustrem ,samobójstwo" i wyjdzie z niego twój sobowtór z gotową pętlą. Nie ma powodów do obaw, pani Justyno. Zostałam wychowana w kulcie nieodpuszczania: wiecznym wytrzymaj jeszcze trochę", "może chociaż do końca roku", tylko spróbuj" i oczywiście: jak nie będziesz mogła, to zrezygnujesz".
Próba wytłumaczenia komuś swoich stanów psychicznych jest z góry skazana na porażkę. W dodatku cholernie frustrująca.
Każdej tragedii towarzyszy coś zabawnego. Jeśli to zdanie was pociesza, spróbujcie jeszcze raz. Każdej tragedii towarzyszy coś zabawnego. I to nie jest dobra wiadomość.
Każdej tragedii towarzyszy coś zabawnego. Jeśli to zdanie was pociesza, spróbujcie jeszcze raz. Każdej tragedii towarzyszy coś zabawnego. I to nie jest dobra wiadomość. W ludzkiej egzystencji byłoby dużo więcej godności, gdyby cierpienie występowało w stanie niezmąconym, dostając człowieka na wyłączność. Ale życie nie potrafi się powstrzymać. Ludzie przeżywali Zagładę, by zginąć, poślizgnąwszy się na mydle. Stalin miał zrośnięte palce u nóg. Strumień skalnych odłamków, lodu i kamieni zmasakrował ludzi u stóp Lodowca Marmolada(...) Śmiech nie redukuje smutku - dryfuje obok udając, że nie ma z nim nic wspólnego.