cytaty z książki "The Dharma Bums"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Lepiej być wolnym i spać w niewygodzie, niż jako więzień w królewskim łożu.
Biegałem boso, tylko w kąpielówkach, rozczochrany i szczęśliwy, skakałem w blasku księżyca, plułem, piłem wino i śpiewałem na cały głos, ciesząc się radością życia. Samotny i swobodny na dzikiej plaży tańczyłem na miękkim piasku, ukołysany szumem fal i oczarowany migotaniem dziewiczych gwiazd o ciepłym blasku.
On po prostu czerpie radość z tego, że wędruje i zapomina o bożym świecie.
Żałowałem głęboko, że cały świat nie zajmuje się z taką powagą zdrową żywnością, jak rakietami, karabinami i wybuchami nuklearnymi, wydając pieniądze, które moglibyśmy spokojnie i smacznie przejeść, na to, ażeby posłać całą ludzkość do Bozi.
Szaleni wyznawcy zen czuli się wspaniale.
Wypiliśmy morze alkoholu i popłynęliśmy.
A jednak w tym wszystkim kryła się pewna mądrość, którą być może odkryjesz, jeśli wybierzesz się pewnej nocy na spacer podmiejskimi ulicami i mijając dom za domem, zobaczysz, że w każdym z nich znajduje się w jasno oświetlonym salonie mały prostokąt telewizora z niebieskim ekranem, w który wpatruje się cała rodzina, i w każdym domu oglądają prawdopodobnie ten sam show. Nikt nie rozmawia, wszędzie panuje milczenie, jakby telewizor uciszył tych wszystkich ludzi, pozbawiając ich zdolności do życia i myślenia. Wszystkie podmiejskie ulice są o tej porze takie same.
Psy szczekają na ciebie, ponieważ idziesz pieszo, zamiast jechać samochodem jak wszyscy. Podczas tego spaceru zrozumiesz, co miałem na myśli, mówiąc, że wkrótce wszyscy ludzie będą odczuwać i myśleć w ten sam sposób, a szaleni wędrowcy zen wyruszą znów na zapylone drogi, podążając na pustkowia z uśmiechem na swych zakurzonych wargach.
Uważam, że śmierć jest dla nas nagrodą. Kiedy umieramy, osiągamy natychmiast niebiańską nirwanę. I oto właśnie chodzi.
Tutaj wszystkie szlaki są podobne.Zrazu wędrujesz bez wysiłku w szekspirowskim rajskim ogrodzie Ardeńskim oczekując, że ujrzysz nimfy i leśne faumy grające na fletach, a potem nagle znajdujesz się w skwarnym słońcu wśród kurzu, parzących pokrzyw i trujących sumiaków... podobnie jak w życiu.
Wszystkie żyjące i umierające stworzenia, takie jak psy i ja, przychodzą i odchodzą, przemijając bez śladu. O Boże, przeto w żaden sposób nie możemy przetrwać. Jakie to dziwne, jakie dobre i cenne dla nas! Jakim koszmarem byłby świat, który istniałby naprawdę? Bo gdyby świat był rzeczywisty, byłby nieśmiertelny!
Gdziekolwiek będę, nie zapomnę tych cierpiących twarzy, wykrzywionych bólem ust, spaczonych osobowości, ich daremnych usiłowań, ażeby być wesołym, kiedy w środku pęka serce, poczucie zagubienia, nonsensu i kiepskich dowcipów, o których wkrótce się zapomina. Dręczyło mnie smutne pytanie: "Po co to wszystko?" Zrozumiałem, że bezgłośny krzyk rozlega się wszędzie, w każdym miejscu na świecie. Prawdopodobnie pewnego dnia przebudzimy się nagle i zrozumiemy, że świat wcale nie jest taki, jak to sobie wyobrażaliśmy.
Wieczny śnieg na wysokich turniach,
ciemne leśne wąwozy w deszczu lub śniegu,
trawa wyrasta pod koniec czerwca,
liście spadają z drzew na początku sierpnia, a ja bujam na wysokościach jak ćpun...
- Jak ćpun?
- To moje własne interpretacje. W rzeczy samej Han-szan powiada, że buja na
wysokościach jak zmysłowy kochanek, ale uwspółcześniłem i to.
- Wspaniale.
Smith, nie zdajesz sobie sprawy z tego, że praktykowanie dobroczynności to wielki przywilej.
(...) Wihitman wyraża w swojej pieśni postawę barda, szalonego wyznawcy zen. Jest bardem starożytnych pustynnych ścieżek, który przepowiada, że wkrótce świat będzie pełen wędrowców z plecakami, włóczęgów Dharmy, odmawiających swojego podpisu pod powszechnym nakazem konsumpcji dóbr produkcyjnych, a także przymusowej pracy, która daje przywilej konsumpcji tego całego gówna, tych wszystkich pieprzonych lodówek, telewizorów, samochodów (a potem jeszcze nowszych, fantastycznych modeli), szamponów, odżywek do włosów i dezodorantów, których ludzie wcale nie pragną, tak samo jak nie pragną tej ogromnej góry odpadków w śmietniku, rosnącej co tydzień od nowa. Wszyscy są więźniami systemu pracy-produkcji-konsumpcji. Mam wizję wielkiej rewolucji plecaków, której dokonają tysiące, a nawet miliony młodych Amerykanów wędrujących z plecakami po kraju, wyruszających w góry, by medytować i modlić się samotnie, rozśmieszających dzieci i niosących radość starcom, uszczęśliwiających młode dziewczęta i umiejących sprawić, że nieco starsze dziewczyny poczują się szczęśliwsze. Widzę już tych szalonych wędrowców zen, którzy piszą wiersze w drodze, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota, są życzliwi wobec wszystkich ludzi i swymi nieoczekiwanymi uczynkami podtrzymują w duszach zwykłych ludzi marzenia o wiecznej powszechnej wolności wszystkich istot bez wyjątku...(...)
....., ci którzy są dobrzy pozostają w niebie. Oni byli w niebie od samego początku.
On po prostu czerpie radość z tego, że wędruje i zapomina o bożym świecie.
Co to za życie, które zmusza nas do tego, że przenosimy się z miejsca na miejsce, zamisat pozostać tam, gdzie się urodziliśmy, i narażamy swoje biedne, słabe ciało na takie okropności
Lecz wówczas wierzyłem naprawdę w miłosierdzie, dobroć, pokorę i gorliwość,w bezgraniczny spokój, mądrość i ekstazę. Wierzyłem w to, że jestem starożytnym bhikku, który we współczesnym ubraniu wędruje po świecie, ażeby zatoczyć krąg Prawdy czy Dharmy i zasłużyć na to, by zostać przyszłym buddą (przebudzonym) i przyszłym bohaterem w raju.
Mój poemat będzie jak rzeka, do której wpadają rzeczułki i strumienie, a ona sama wpływa u swego kresu do oceanu
- Ten latawiec nie wzleci wysoko, gdyż ma za krótki ogon - powiedziałem.
A na to Bud:
- Powiadam Ci, że to wspaniałe. To przypomina mi mój główny problem podczas medytacji. Otóż prawdziwy powód, dla którego nie mogę wzlecieć naprawdę wysoko w nirwanie, stanowi to, że nie mam wystarczająco długiego ogona.
O co się troszczył, skoro nie miał pieniędzy? Ale przecież on wcale nie potrzebował pieniędzy. Wszystkim, czego pragnął, był plecak pełen foliowych woreczków z suchym prowiantem i para wygodnych butów.
Potem odkryłem prawdziwą perłę poezji piękniejszej niż wiersze poetów z grupy San Francisco Renaissance of time: "Mięso dla brzucha, a brzuch dla mięsa, ale Bóg zniewczy jedno i drugie".
"Tak - pomyślałem - przepłacasz to ulotne widowisko, jakim jest życie...".
Podskoczyła mi głowa, mój mózg okulał, a oczy wyglądają jak ogórki i włosy sterczą w kosmykach, muskają mi policzek.
Kiedy obudziłem się nazajutrz, krew krążyła już swobodnie w moich stopach. Pokonałem krwawe skrzepy egzystencji. Czułem się bardzo szczęśliwy.
(...) ty za dużo pijesz. Zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć oświecenie i zamieszkać na stałe w górach. Będziesz zawsze schodził ze wzgórz, by roztrwonić pieniądze na wino, i w końcu zapijesz się na śmierć. (...) Japhy mówił to ze smutkiem. W rzeczy samej martwił się o mnie, ale ja piłem dalej.
Teraz czułem się tak, jakbym się położył obok ścieżki i wspominał zamierzchłą peregrynację. Być może sprawił to widok lasów, które wyglądają zawsze tak swojsko, jak twarz zmarłego dawno krewnego, jak pradawny sen, jak zapomniana pieśń, którą niesie nurt wodny. Jednak najbardziej przypominają odwieczną, zapisaną złotymi zgłoskami w pamięci prawdę utraconego dzieciństwa i przemijanie, i wszystkie żyjące niegdyś istoty, i ból rozdzierający serce przed milionami lat.