cytaty z książki "Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Lepiej jest mówić, niż krzyczeć. Jednak lepiej niż mówić jest tłumaczyć. Ale dodajmy jeszcze: lepiej niż tłumaczyć - jest dyskutować!
(...) presja na to, by się wykazać - czy gorzej: by prześcignąć innych - zazwyczaj zaczyna się w domu. To my, rodzice, musimy jej przeciwdziałać, kwestionować przesłania o akceptacji warunkowej i robić wszystko, żeby nasze dzieci czuły się kochane bez względu na wszystko.
(...) kiedy dzieci czują, że są kochane przez swoich rodziców jedynie pod pewnymi warunkami - uczucie zazwyczaj wywołane przez stosowanie technik miłości odmawianej i wzmocnienia pozytywnego - bardzo trudno jest im akceptować siebie bezwarunkowo.
Z reguły do doskonałości prowadzi autentyczna ciekawość, czyli zainteresowanie zadaniem, które się wykonuje, a nie dążenie do wybicia się ponad innych.
Dzieci uczą się podejmowania słusznych decyzji poprzez podejmowanie decyzji, a nie przez kierowanie się cudzymi wskazówkami.
Trudniej jest kochać dzieci miłością bezwarunkową niż po prostu je kochać. Trudniej reagować na nie w ich całej złożoności, niż skupiać się tylko na ich zachowaniu. Trudniej rozwiązywać problemy razem z nimi, wskazywać im powody by robiły to, co słuszne (...), niż sprawować nad nimi kontrolę za pomocą kija i marchewki. PRACA Z DZIECKIEM wymaga od nas więcej niż DLA DZIECKA.
Ci, których jako dzieci akceptowano tylko warunkowo, będą akceptować innych w ten sam sposób, włącznie z własnymi dziećmi.
Im bardziej ktoś jest nagradzany za zrobienie czegoś, tym mniej będzie skłonny interesować się rzeczą, którą musiał zrobić, żeby dostać nagrodę.
Bycie akceptowanym bez żadnych warunków pomaga nabrać zdrowego zaufania do siebie i poczucia, że bezpiecznie można podejmować ryzyko i próbować nowych doświadczeń. Z głębokiego wewnętrznego zadowolenia bierze się odwaga do sięgania po sukces.
Bycie ojcem lub matką to trudna sprawa. Ale o wiele trudniejsze może być bycie dzieckiem.
(...) gdy ignorujemy dziecko, które się źle zachowuje, dajemy mu mniej więcej następujący przekaz: "Nie wiem, dlaczego tak się zachowujesz, ale nic mnie to nie obchodzi".
Czasem uzasadnia się taką reakcję stwierdzeniem, że dzieci zachowują się źle "dla zwrócenia na siebie uwagi". Ale, pyta Lovett, czy potrzeba bycia dostrzeżonym jest czymś dziwnym lub głupim? To tak, jakby ktoś wyśmiał nas za pójście na obiad z przyjaciółmi, uznając, że robimy to tylko "z potrzeby towarzystwa".
Na szczęście ocenianie nie jest niezbędne, żeby dzieci do czegoś zachęcić. Z błędnego rozpoznania tych dwóch pojęć bierze się częściowo popularność pochwał. Formą zachęty jest już samo zwracane uwagi na to, co dzieci robią, i okazywanie zainteresowania ich aktywnością. W istocie ma ono większą wagę niż pochwały.
Kiedy miłość bezwarunkowa i szczery entuzjazm są obecne na co dzień, okrzyk "Wspaniale!" nie jest potrzebny. Ale kiedy ich brakuje, nie pomogą żadne entuzjastyczne okrzyki.
Pozytywne uczucia, które mamy dla naszych dzieci, nie są tak ważne jak dziecięca percepcja naszego postępowania.
Najlepsze wyniki osiąga się wówczas, gdy jest się wolnym od rywalizacji. Współpraca ma większy sens niż współzawodnictwo, jeżeli interesują nas wyniki, tak samo jeżeli naszą podstawową troską jest to, jak ludzie postrzegają siebie i innych.
Jeśli nie przemyślimy własnych nadrzędnych celów, przegramy z praktykami ukierunkowanymi na całkowite posłuszeństwo dziecka. Inaczej mówiąc, skupimy się jedynie na tym, co jest najważniejsze dla nas, a nie na tym, czego potrzebują dzieci.
(...)"Sam się prosisz o klapsa!" albo "Nie każ mi, żebym odesłał cię do twojego pokoju". To nic innego jak udawanie, że dziecko jest odpowiedzialne za nakładaną na nie karę. Warto zaobserwować, jak wiele osób które z nabożeństwem deklarują, że dzieci muszą o d p o w i a d a ć za swoje zachowanie - czasami jeszcze zanim w ogóle są w stanie wiedzieć, co robią - w istocie w ten sposób u c i e k a o d o d p o w i e d z i a l n o ś c i za własne zachowanie.
Można powiedzieć, że kontrolowanie dzieci na co dzień polega na tworzeniu zdrowego i bezpiecznego otoczenia, dawaniu wskazówek i ustalaniu granic, a nie na wymuszaniu absolutnego posłuszeństwa, stosowaniu presji, czy nieustającym zarządzaniu.
Kłopoty rodziców biorą się między innymi stąd, że całą swoją energię kierują na przezwyciężanie oporu dzieci i zmuszanie ich, by były posłuszne. Jeżeli nie są dość przezorni, szybko staje się to ich podstawowym celem. Niestety, bardzo łatwo zmienić się w rodzica, który ponad wszystko ceni sobie potulność i posłuszeństwo swoich dzieci.
Nie sugeruję, że musimy przestać mówić dzieciom pozytywne rzeczy. Twierdzę natomiast, że należy zwracać większą uwagę na sens tego, co mówimy, oraz jak to jest odbierane przez dzieci.
Wychowanie bezwarunkowe zakłada, że zachowania są uzewnętrznieniem uczuć i myśli, potrzeb i intencji. Jednym słowem, liczy się nie tylko samo zachowanie, ale również dziecko, które się w nie angażuje.
Przekonanie dziecka o własnych umiejętnościach, a być może i o własnej wartości, może być silniejsze lub słabsze w zależności od naszych reakcji.
Co gorsza, wzmocnienie pozytywne, podobnie jak miłość odmawiana, często stwarza błędne koło: im bardziej dzieci się chwali, tym one bardziej potrzebują pochwał. Niechwalone wydają się niepewne siebie, pragną kolejnego pogłaskania po głowie: my im to dajemy, a one napraszają się o więcej.
Badania sugerują, że kiedy motywuje się dzieci do otrzymywania lepszych ocen w szkole, zazwyczaj skutkuje to trojako: utratą zainteresowania samą nauką, próbą unikania ambitnych zadań oraz płytkim i bezkrytycznym myśleniem.
By lepiej opanować sztukę wychowywania dzieci, powinniśmy być otwarci na ocenę tego, co nasi rodzice robili dobrze, a które ich metody zmienilibyśmy na lepsze.
Dzieci chcą być kochane takie, jakie są, i za to, że są. Taka miłość pozwala im akceptować siebie w każdej sytuacji, w powodzeniu i niepowodzeniu. Łatwiej akceptują wtedy też innych ludzi.
Powiedzenie: "Daj im palec, a chwycą całą rękę" sprawdza się głównie u dzieci, którym nigdy nie dawano więcej niż palec.
Najlepiej robimy, pozwalając dzieciom zrozumieć, że powodem niesienia pomocy nie jest nagroda lub kara, ale konsekwencje, które dotykają innych. Należy uczyć je moralności poprzez konsekwencje - ale konsekwencje ponoszone przez ludzi, których dotyka ich zachowanie, a nie konsekwencje, które dotykają ich samych.
Dzieci naprawdę współdziałają, jeśli traktuje się je z szacunkiem, wciąga do wspólnego rozwiązywania problemów i zakłada, że mają dobre intencje.