cytaty z książki "Daleka droga do małej, gniewnej planety"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie oceniaj innych gatunków według swoich
własnych norm społecznych.
Aandriskowie też wytwarzają więź poprzez kopulowanie, ale ludzie mogą od tego oszaleć. Bo jak inaczej można wyjaśnić zachowanie rozumnego gatunku, który doprowadził przeludnienie do granicy zapaści środowiska? To jest lud, który nakopulował się jak głupi.
Po kilku chwilach dostrzegła egzekutora zmierzającego z powrotem
w stronę drzwi. Przed nim szedł człowiek. Było z nim coś nie tak. Sissix
widziała to w jego ruchach. Co oni mu zrobili? Kiedy się zbliżył, wessała
powietrze przez zęby. Jego tułów pokrywały fioletowe plamy sińców. Twarz
miał w strasznym stanie, a jego nos tkwił w twarzy pod dziwnym kątem.
Poruszał się sztywno, trzymając się ręką za bok. Drugą ręką starał się osłonić
genitalia. Ach, ci ludzie. No, doprawdy, pobity i wrzucony do dołu tym się martwi?
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym dowiedzieliśmy się, że ludzie zostali przyjęci do WG. [...]
Byłem przy składzie alg, nie, nie, to był
warsztat, tak, warsztat. Pracował tam człowiek. Jego zadaniem było
czyszczenie używanych części przeznaczonych do sprzedaży. Bezmyślna
i ciężka robota. Wcale niedobra praca dla gatunku o miękkich dłoniach. Po
jego ubraniu było widać, że nie zarabiał dużo. Nie było jego szefa, więc
pomagał mi szukać… Och, tego, czego potrzebowałem. Mały projektor na
jego biurku pokazywał wiadomości i nagle pojawiła się ta. Ludzie w WG.
Mężczyzna zamilkł. A potem zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem:
rozpłakał się. Nie wiedziałem, że ludzie płaczą, więc trochę się
przestraszyłem. Wiecie, jaki niepokojący widok stanowią czyjeś przeciekające
oczy? Ha! I ten biedak usiłował wyjaśnić mi, co to jest płacz, doznając
jednocześnie wszystkich swoich emocji. Nigdy nie zapomnę, co mi wtedy
powiedział. Powiedział: „To znaczy, że się liczymy. Jesteśmy coś warci”. A ja
powiedziałem: „Oczywiście, że jesteście coś warci. Każdy jest coś wart”.
A on powiedział: „Ale teraz wiem, że galaktyka też tak myśli”.
-A co robią wasi gatunkiści? — zapytała Kizzy.
Sissix wzruszyła ramionami.
— Mieszkają w gospodarstwach za zamkniętymi bramami i mają prywatne orgie.
— I czym to się różni od tego, co robią pozostali z was?
— Nie mamy bram i na nasze orgie może przyjść każdy.
-Ten statek wykonuje przebicia na ślepo?
Rosemary nie podobało się to. Przedzieranie się przez przestrzeń pomiędzy
przestrzenią bez wyraźnego pojęcia, w którym miejscu się wróci, nie było
tym, w czym chciałaby uczestniczyć.
— No. Dzisiaj właśnie takie zrobimy. — Kizzy poklepała Rosemary po
ramieniu. — Nie martw się. Wiem, że to brzmi przerażająco, ale ciągle to
robimy. Uwierz mi, jesteśmy całkowicie bezpieczni.
„Uwierz mi”. Słowa wypowiedziane przez mechtech w brudnym
kombinezonie z listami spraw do załatwienia wypisanymi na rękawie.
Rosemary potrzebowała lepszego zapewnienia.
She would never, ever understand the idea that a child, especially an infant, was of more value than an adult who had already gained all the skills needed to benefit the community. The death of a new hatchling was so common as to be expected. The death of a child about to feather, yes, that was sad. But a real tragedy was the loss of an adult with friends and lovers and family. The idea that a loss of potential was somehow worse than a loss of achievement and knowledge was something she had never been able to wrap her brain around.