cytaty z książek autora "Cees Nooteboom"
Mój dom jest domem różnych pór roku. Niektóre trwają dzień, inne tydzień. Odmawiają kontaktu z prawdziwymi porami, czterema rutyniarzami.
Również podróżowanie jest czymś, czego trzeba się nauczyć, to nieustanna transakcja z innymi, w której zarazem jest się samotnym. Właśnie na tym polega paradoks: podróżuje się samotnie po świecie zarządzanym przez innych.
Powstał obraz wspólnej przygody, czegoś, co było małe i zaczęło się niemal przez przypadek, a stało ogromną pasją, wesołą i osobną, która wszystko zdominowała. Naprzeciw jego Prousta, jej Wergiliusz i Dante, dwoje ludzi czytających sobie na głos w długie zimowe noce, dwuosobowy klasztor, w którym powoli, przez te wszystkie lata powstaje księga z opowieści ludzi z wyspy, z obserwacji, czytania i nieustannie, jak to określa, ze złożoności gruntu pod człowiekiem, gdy postawi na nim ten jeden krok, z historii ziemi pod stopami […].
Następna historia": Sny to zamknięte układy, wewnątrz których wszystko się zgadza.
Następna historia": Jeśli się nie wie dokąd się jedzie, szybkość, z jaką się jedzie, nie jest zbyt istotna.
Następna historia": o zawodzie nauczyciela: Podważaniem własnego autorytetu odsyła się uczniów do świata bez odpowiedzi. Nie jest przyjemne wprowadzać ludzi w dorosłość, zwłaszcza jeżeli jeszcze roztaczają blask.
Następna historia": (jesteśmy) Splotem złożonych, stale zmieniających się uwarunkowań i funkcji, które nazywamy "ja". (...) Udajemy, że się ono nie zmienia, ale zmienia się nieustannie, aż przestanie istnieć. Ale wciąż mówimy "ja". Jest to właściwie pewnego rodzaju zawód, który wykonuje nasze ciało.
Zaproszono go do Perth na festiwal literacki. Tym razem nie tylko poeci i pisarze, lecz także tłumacze, wydawcy i krytycy, cała ta pasożytnicza, albo i nie, a może wtórna warstwa miału, który unosi się wokół samotnego jądra książki czy wiersza we wzajemnej, czasem zapładniającej, czasem budzącej obrzydzenie zależności. Zazwyczaj większość pisarzy nie mógł znieść jako ludzi, a szczególnie tych, których utwory podziwiał. Najlepiej byłoby nigdy ich nie spotkać, powinni być z papieru i siedzieć między okładkami, zapach ciał, złe fryzury, dziwne obuwie, niepasujące do nich żony, plotkarstwo, wzajemna zazdrość czy lubieżne zachowanie, kokieteria, przechwałki, to wszystko rozpraszało [s.118].
(…) cmentarz koło ogrodu zoologicznego ma w sobie pewną lekkość, jakby zmarli, leżąc pod ziemią, nucili sobie coś cichutko.
Choć jeden ogród zoologiczny na tym świecie powinien przecież mieć odwagę wyciągnięcia konsekwencji z naszego pochodzenia. Klatka z homo sapiens we wszystkich jego zróżnicowanych wcieleniach, może wtedy lepiej byśmy się rozumieli. Oczywiście pojawia się pytanie, czy spodobałoby się to pozostałym zwierzętom.
Myślę o tym, a równocześnie leżę i czekam, aż on znowu powie jedno ze swych nielicznych słów, aż znowu mnie dotknie i znowu będę chciała zapomnieć, o czym myślę.
Był piątek i jeszcze za wcześnie na gazetę, w której pracował jako krytyk, dlatego nie mógł przeczytać swojego tekstu, miażdżącego ostatnią powieść jednego z rodzimych koryfeuszy. Niektórzy pisarze robili się nieprzyjemnie starzy, z czasem znane były wszystkie ich obsesje i manieryzmy, za mało się umierało w literaturze niderlandzkiej. Reve, Mulisch, Claus, Nooteboom, Wolkers, oni wszyscy już pisali, gdy on jeszcze leżał w kołysce, i nic nie zapowiadało, żeby mieli zamiar z tym skończyć. Uważał, że ideę swojej nieśmiertelności brali zbyt dosłownie [s.90-91].