cytaty z książek autora "Wacław Hryniewicz OMI"
Nie mógłbym być szczęśliwy, gdyby osoba, z którą bodaj raz piłem kiedyś herbatę, miała być zatracona na zawsze.
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 7).
- Ksiądz się boi śmierci?
- Jak się zapadałem, to miałem w sobie wielką ufność. Powiem więcej, była w tym nawet jakaś ciekawość tego, jak to jest po drugiej stronie. Jak to tam wszystko wygląda.
- A dlaczego ksiądz się nie boi?
- Może dlatego, że jeśli już mam jakieś wyobrażenia, to takie, że Bóg jest dobry, miłosierny i nie karze bez potrzeby. Bo kara musi mieć sens. Bo jakby Bóg karał tylko dla kary, byłoby to niegodne.
Dla mnie Bóg jest jak ziemski ojciec, który może czasem nie okazuje swojej czułości, czasami musi pogrozić, ale w gruncie rzeczy sercem jest z dzieckiem i życzy mu jak najlepiej. Albo jak lekarz, który nie może stawać się do tego stopnia tkliwym i litościwym, że kiedy ktoś boi się operacji, rezygnować z dalszych zabiegów.
- Ksiądz tak fajnie mówi o śmierci, o Bogu, a ja z lekcji religii pamiętam same ponure historie.
- Bo mój pogląd odbiega od oficjalnej doktryny. Oficjalna nauka związana jest z tak zwanym dogmatem wiecznego potępienia, który jest składnikiem pedagogii Kościoła.
- Po co się straszy?
- Strachem można napędzić na krótką metę. Czy strach kiedykolwiek ratował ludzi przed pokusą niewiary i ateizmu? Znam wiele świadectw ludzi, którzy właśnie z powodu takich wyobrażeń o Bogu surowym, okrutnym, nieprzebaczającym, bezradnym w ogóle tracili wiarę.
- To po co tak się robi?
- Proszę zapytać tych, co to robią, bo ja się z tym zmagam od 30 lat i jestem nazywany heretykiem.
- Ksiądz jest heretykiem?
- Jestem, skoro nie podzielam doktryny Kościoła. Ale jednocześnie dowodzę, że zmiana modelu myślenia nastąpiła, niestety, bardzo wcześnie.
W początkach chrześcijaństwa myślano o karze jako o czymś terapeutycznym. Uważano, że kara ma sens naprawczy, pedagogiczny. Nie ma zresztą innego, pozytywnego, sensu kary. Karanie dla samego ukarania czy odpłaty za grzechy jest niespełnione. Jest czystym negatywizmem.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 3).
W swoim życiu jedynie szukam teologii bardziej wyrozumiałej, bardziej ludzkiej, bliższej doświadczeniu ludzi. Boję się teologii wpędzającej ludzi w rozpacz. Boję się teologii serwującej ludziom beznadzieję, lek przed Bogiem. Boję się teologii tak mówiącej o sprawach ostatecznych, że ludzie ze strachem i grozą odchodzą z tego świata, tak żegnają ziemię swojego dzieciństwa, swoich lat dojrzałych, swojej starości. Nieraz z poczuciem determinacji i niespełnienia. Czy mają odchodzić bez nadziei? Boję się teologii lamentującej nad ludzkimi grzechami, zestawiającej katalogi grzechów, osądzającej ludzi, tworzącej atmosferę osądu. Boję się teologii płaczliwej, która nie ma słów pocieszenia dla ludzi.
Przyszedł dzisiaj czas na teologów poszukujących. Poszukiwanie czyni nas bliższymi ludzkim rozterkom i zwątpieniom. Czują to zwłaszcza ludzie mający trudności w wierze, agnostycy i niewierzący. Zadufana pewność w sprawach wiary rani ich i od razu stwarza dystans. Trzeba być po stronie szukających, rozumieć ich wrażliwość. Nie jesteśmy specjalistami od Pana Boga, tylko ludźmi wiary i nadziei, szukającymi zrozumienia. Wydaje się, że minął czas podręcznikowych definicji i gotowych odpowiedzi. Kiedy szuka się razem z innymi, w kontakcie z ludzkimi sprawami - wtedy jest szansa żywego oddźwięku i głębszego rezonansu. Widzę to na przykładzie listów. Ludzie piszą, dzielą się swoimi wątpliwościami. Przyznają, że myśleli podobnie, tylko nie odważali się tego wyrazić albo nie zdołali sformułować, choć w głębi serca czuli tak samo. To jest wielka zachęta dla teologa, żeby spokojnie szukał dalej. Usiłuję być teologiem poszukującym.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 5).
- Na czym ma polegać ta wewnętrzna formacja ekumeniczna?
- Na przezwyciężaniu podziałów w sobie. Na tym, żeby nie ranić innych. Dobrze jest przyjrzeć się temu, co mówimy o innych, gdy jesteśmy sami. Kiedy oni nas nie słyszą. Czy nie deprecjonujemy ich, czy nie wyrażamy się o nich z dezaprobatą lub pogardą? Czy nie powtarzamy w naszych środowiskach stereotypowych i grzeszących wielką ignorancją opinii o innych chrześcijanach? Czy nie opowiadamy, że na przykład polskie prawosławie jest owocem rozbiorów Polski, owocem rusyfikacji, że wcześniej prawosławnych w Polsce nie było? To są historyczne zafałszowania. Trzeba mieć w sobie pragnienie prawdy o naszej historii. Cieniem na naszym stosunku do ekumenii kładą się czasy germanizacji i rusyfikacji, przedłużając w ten sposób żywot poglądu, że Polak to katolik. Jak mało wiemy o tym, ilu protestantów i prawosławnych jest zasłużonych dla naszej kultury, dla sprawy narodowej. (...) Zabójcza jest tylko obojętność.
- Gdy czytaliśmy tę adhortację ["Evangelii gaudium"], ogromne wrażenie robiły na nas liczne cytaty z listów biskupów z całego świata... Wyraźny znak jakiejś decentralizacji.
- Najwięcej jest odwołań do Ewangelii. Był czas, że chrześcijaństwo bardzo chciało naśladować Chrystusa cierpiącego. Franciszek woła: "Nie uciekajmy od Zmartwychwstania!". Jak uciekniemy, to zostanie nam cierpiętnictwo. A tego trzeba się bać, ponieważ wówczas pojawi się ponuractwo, mina pogrzebowa, brak nadziei. Gdy w naszym myśleniu pójdziemy jedynie za św. Faustyną, to cofniemy się do Augustyna, który uczył, że większość ludzkości zostanie potępiona (massa damnata). Nawiasem mówiąc, augustynikiem jest Benedykt XVI (...).
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 7).
Wczesne chrześcijaństwo zdogmatyzowało tylko podstawowe prawdy o bóstwie i człowieczeństwie Chrystusa oraz o bóstwie Ducha Świętego. Credo kończy się słowami oczekiwania życia przyszłego. Jestem krytyczny wobec późniejszej tendencji do mnożenia dogmatów w chrześcijaństwie zachodnim. Doktryny potrafią dzielić i zniewalać. Nieraz były dogmatyzowane przedwcześnie. Zanika wówczas wzajemna otwartość i chęć uczenia się od siebie nawzajem. Tak rodziły się wiekowe antagonizmy, konflikty i niekończące się kontrowersje. I żeby to jeszcze same doktryny zderzały się ze sobą! Ranią się wyznawczy tych doktryn. Nie dziwmy się, że wielu ludzi odchodziło od wiary w Boga, patrząc na owoce chrześcijaństwa i na jego obecność w dziejach. Wsłuchując się w dyskusje wokół Konstytucji Europejskiej, myślę, że źródłem oporu pewnych kręgów Europejczyków wobec wprowadzenia tam zapisu o chrześcijańskich korzeniach naszej kultury jest pamięć o tym, jak to z chrześcijaństwem bywało.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 5).
- A co na to oficjalne nauczanie Kościoła?
- Magisterium Kościoła nie zawsze nadąża.
Bóg jest tam, gdzie jest coś z dobra. Bóg codzienności - Bóg nie klerykalny ani nie klasztorny, lecz Bóg w ludziach, często bezbronny, poniewierany, "kenotyczny", który potrafi pomniejszyć samego siebie i utożsamia się z najmniejszym z ludzi.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 7).
- Jakieś konsekwencje ksiądz kiedykolwiek poniósł?
- Oskarżenia. Próby zamknięcia ust.
Ostatnio, gdy opublikowałem tekst w "Open Theology", w którym stwierdziłem, że nie należy protestantom odmawiać miana Kościoła w pełnym sensie tego słowa. Kongregacja Nauki Wiary kazała mi się z tego wycofać.
- No i co?
- Odmówiłem i myślałem, że sankcje przyjdą, ale akurat ten mój przyjaciel rak się zjawił. A potem była operacja i tak sobie myślę, że może w obliczu śmierci oni się wstrzymali. Zresztą, czy ja wiem? We wrześniu powiadomiono mnie, że sankcji karnych nie będzie.
- A jakie mogły być?
- Na przykład takie, że się księdza suspenduje, czyli zawiesza w czynnościach publicznych. Nie wolno mu już odprawiać mszy, głosić kazań.
Można też takiemu krnąbrnemu teologowi nakazać milczenie. Można go też zmusić do wyjaśnień, uściśleń, poprawek i zabronić publikowania tekstów bez poddania się cenzurze.
- Bał się ksiądz?
- Byłem i jestem gotów ponieść konsekwencje, bo uważam, że za tego rodzaju przekonania warto.
- A może to pycha przez księdza przemawia?
- Teolog poszukujący musi być odważny. I tacy właśnie byli ci wcześni teologowie, szukający głębszych wyjaśnień na temat ostatecznych losów świata. Nie narzucali arogancko swoich poglądów, tylko z wielką pokorą twierdzili, że trzeba inaczej interpretować wypowiedzi biblijne.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 3).
Myślę, że dla Ewangelii sytuacja dzisiejsza jest chyba bardziej korzystna niż w przeszłości. Wiele wartości odkrywamy na nowo po bolesnych doświadczeniach. Wiele duchowych wartości musiało szukać nowych przestrzeni, bo nie było dla nich miejsca w Kościele. Wracały drogą okrężną, poprzez różne nurty myśli humanistycznej, między innymi przez Oświecenie. Pomyślmy o prawach człowieka, o wolności wyznania, sumienia, religii. Prawdziwe wartości nie giną na zawsze. Szansa dla bardziej ewangelicznego chrześcijaństwa wydaje się dzisiaj większa.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 4).
Twórczy potencjał chrześcijaństwa to przede wszystkim moc ukryta w Ewangelii, Dobrej Nowinie. W niej trzeba szukać nie odkrytych jeszcze możliwości.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 7).
- Wśród wielu katolików zdaje się dominować przekonanie, że większość już tu, na ziemi, zasługuje na potępienie. I jest nam z tą myślą dobrze. To boli.
- Jak można się cieszyć, skoro Kościół ciągle uczy, że niektórzy będą potępieni, i to może być twoja siostra, brat, żona, dzieci? Są tacy teologowie, zwolennicy wiecznego piekła (nazywam ich infernalistami), którzy twierdzą, że Bóg potrafi dokonać swoistej lobotomii mózgu i wtedy nie będzie się w ogóle pamiętało nawet o najbliższych. Będziemy cieszyć się Bogiem, nie czując bólu związanego z nieobecnością tych, których za życia kochaliśmy. Życie wieczne uważamy za coś niezmiennego, a przecież to jest przede wszystkim życie i prawo wzrastania. To nie zastój. Tam będziemy, jak pisał św. Paweł, "odzwierciedlać chwałę Pana (...) od chwały ku chwale" (2 Kor 3, 18).
Nie wykluczajmy kategorycznie pojęcia czasu przemienionego z życia przyszłego świata. Teologowie nazywają go czasem Bożym, czasem eschatologicznym, czasem radości i święta z Bogiem, w którym możliwy jest ciągły rozwój.
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 7-8).
- Kiedy ksiądz się przestał golić?
- Po raku. (...) Czy pan może sobie wyobrazić, że mam 72 lata i nigdy wcześniej nawet nie wiedziałem, jaką mam brodę?
- Ale w końcu postanowił ksiądz sobie pozwolić.
- Właśnie. Tak pod koniec. Zwłaszcza że przez całe życie zajmowałem się prawosławiem.
- Jak ksiądz to przyjął, że ma raka?
- Bardzo spokojnie. Przecież tyle lat zajmuję się nadzieją.
- Spokojnie to znaczy jak?
- Pomyślałem sobie, że dzięki Bogu mam za sobą 72 lata. To już jest coś. Naprawdę spokojnie to przyjąłem. Aż sam się zdziwiłem, bo znam takich ludzi, którzy jak otrzymali wyrok, strasznie to przeżyli.
- Ile?
- Mnie nie powiedziano, ile mi zostało. Powiedziano tylko, że ten rak jest złośliwy, a potem padły fachowe określenia po łacinie i tyle.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 3).
- A pamięta ksiądz pierwszy raz, gdy pomyślał, że jest Bóg?
- Na początku to była dla mnie oczywistość. Dopiero później zacząłem o tym myśleć. Jak poszedłem do wyższego seminarium. I dopiero wtedy, pewnie po jakichś zajęciach z filozofii albo teologii, zacząłem stawiać sobie pytania: jak to naprawdę jest?
- Myślałem, że podstawowe pytanie brzmi: czy jest?
- Raczej czy Bóg jest taki, jakim się Go w podręcznikach przedstawia.
- A jak się przedstawiał ten Bóg z księdza młodości?
- Nas uczono na podstawie bardzo tradycyjnych, pisanych po łacinie, podręczników. Trzeba się więc było uczyć teologii o Bogu karzącym, o wiecznej karze. I coś mi tutaj zgrzytało, więc zacząłem się zastanawiać, jak to pogodzić ze sobą.
Jak pogodzić dobroć Boga, który stwarza, który okazuje ludziom swoją dobroć, choć na ziemi jest wciąż tak wiele zła i nieszczęścia. Przecież to są lata po wojnie, przecież ja jednak coś w czasie tej wojny widziałem, przecież miałem wyobrażenia losu żydowskiego.
Zza firanki widziałem, jak pędzono Żydów na rozstrzelanie w pobliskim lesie. Widziałem, jak bito tych, co zostawali z tyłu, jak do nich strzelano.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 4).
- Pewien mądry ksiądz powiedział kiedyś, że wprawdzie przełożony bywa czasem głupi, ale w perspektywie ostatecznej ma zawsze rację, jest głosem Boga. Znamy ludzi, którzy poradziliby Księdzu Profesorowi: włóż swoje poglądy do kieszeni, poczekaj 500 lat, jeśli one są prawdziwe, to wypłyną.
- Tylu ludzi już czekało tych 500 lat i więcej. Św. Teresa z Avila, kiedy ją zapytano, kogo należy słuchać: świątobliwego spowiednika czy dobrego teologa, odpowiedziała: dobrego teologa. Pobożność jest dobra, ale można być pobożnym głupio. Można zniszczyć samego siebie taką pobożnością i doprowadzić się do choroby psychicznej. Posłuszeństwo powinno się kierować dialogiem. Posłuszeństwo w dialogu - to posłuszeństwo naszych czasów, gdzie jest respekt dla osoby ludzkiej, gdzie szanuje się prawa człowieka. Czy z niektórymi przełożonymi da się dialogować?
Gdy otrzymałem upomnienie od Kongregacji Nauki Wiary, to najpierw mój polski prowincjał zalecał mi, abym wycofał się ze swoich wypowiedzi. Posłuszeństwo kazałoby mi to zrobić i zamilknąć. Powiedziałem: nie. Nie nalegał. Musiałbym wówczas przekreślić swoich 40 lat w służbie ekumenii.
To samo dotyczy mojej nadziei powszechnego zbawienia. Mam wyrzec się wolności wyboru i pójścia za świętymi Grzegorzem z Nyssy, Izaakiem Syryjczykiem oraz innymi wielkimi postaciami w dziejach chrześcijaństwa?
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 11).
Status bycia uczniem - czy to nie jest najbardziej odpowiednia kategoria myślenia? Dlaczego mamy się bać tych, którzy przewodzą nam w Kościołach? Oni też są nie tylko nauczycielami, ale także uczniami.
(...) Trzeba się uczyć. Ewangelia jest cudem bycia uczniem. A czy to nie jest najważniejsze w Kościele? Być uczniem Jezusa, to być uczniem wielokształtnej Ewangelii.
(...) Trzeba mieć odwagę stale się uczyć. Tymczasem często, jak ktoś trafnie zauważył, bardziej respektujemy nie "Christianity", chrześcijaństwo, ale "churchianity". Nie wiem, jak to wyrażenie przetłumaczyć na polski. Może "kościelniaństwo", rozumiane jako rozrost instytucji kościelnych? Bardziej czcimy te instytucje niż to, co jest samym rdzeniem Ewangelii Chrystusa, której stale musimy się uczyć. I to uczyć się także od tych, którzy Chrystusa poszukują. Intelektualna uczciwość jest bardzo potrzebna Kościołowi.
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 9-10).
- Powiada Ksiądz Profesor, że nie ustrzegliśmy ludzi przed ateizmem. Polemiści odpowiedzą Księdzu, że to owoc oświecenia, owoc II Soboru Watykańskiego...
- Wiem, że tak powiedzą. Idę któregoś dnia ulicą, z naprzeciwka idzie dziewczyna, niemalże mijamy się, a ona mówi mi prosto w twarz: "Niech będzie przeklęty II Sobór Watykański!". Tacy ludzie, pouczeni przez fundamentalistów, uważają, że Sobór wprowadził zbyt dużo zmian, zamieszał w głowach, obudził podejrzliwość wobec tradycyjnej doktryny. Często słyszymy pytanie o hermeneutykę ciągłości czy zerwania. Sądzę, że nie może być mowy o pełnej ciągłości.
- Czyżby Ksiądz Profesor sugerował, że w pewnych okolicznościach można mówić wręcz o "zerwaniu"?
- "Zerwanie" rozumiem jako brak ciągłości (discontinuity), a więc jako zdecydowane odejście od pewnych głoszonych przez wieki poglądów. Wystarczy, jeśli się przyjrzymy, czego przez wieki Kościół nauczał choćby o wolności religijnej, o innych wyznaniach i religiach, o możliwości zbawienia. Sobór we Florencji głosił: możesz krew przelać dla Chrystusa, rozdać mienie swoje ubogim, ale jeżeli przed śmiercią nie znajdziesz się w Kościele rzymskokatolickim, nie możesz być zbawiony. Jaką odwagę mieli ci ludzie, żeby całe społeczności posyłać do piekła!
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany. Z Wacławem Hryniewiczem OMI o papieżu Franciszku i władzy w Kościele rozmawiają Dominika Kozłowska i Janusz Poniewierski", s. 8-9).
Istnieje hierarchia prawd dogmatycznych, ale i ewangelicznych. Co jest najważniejszą życiową prawdą Ewangelii? Przykazanie miłości, "nowe przykazanie" (J 13, 34). Spójrzmy w świetle tego przykazania na dzieje chrześcijaństwa. Czy widziano bliźniego w oponencie, także w heretyku? Niszczono heretyków i schizmatyków, palono, topiono w morzu. Czy trzeba było aż tak? Czy to jest właściwa droga? Wierzę w to, że dojrzewa powoli nurt większej mądrości w Kościele.
Boży Duch wyzwala ze zniewoleń i prowadzi do prawdy. Wciąż popełniamy błędy. Stąd soborowe hasło ustawicznej reformy w Kościele: Ecclesia semper reformanda. Ileż razy zaczynano już reformę od góry! Najczęściej były to wysiłki bezskuteczne, niezakorzenione w mądrości Ewangelii. Nie sięgały one w głąb świadomości chrześcijańskiej.
Dzisiaj słyszymy wołanie o zreformowanie niewydolnych struktur kościelnych. Chwała papieżowi Franciszkowi, że piętnuje ceremoniał dworski i karierowiczostwo. Chce słuchać głosu wszystkich kontynentów. Mówi o sobie jako o "biskupie Rymu". Nie szafuje słowem "papież". Zdaje sobie sprawę z tego, że Kościół rzymskokatolicki stał się w ciągu wieków jednym wielkim scentralizowanym patriarchatem zachodnim, w przeciwieństwie do patriarchatów wschodnich. Czy nie można pomyśleć o innych strukturach kościelnych w postaci wielu patriarchatów?
Byłby to krok wielce znaczący także dla pojednania chrześcijan. Chrześcijaństwo jest rozbite na tysiące Kościołów i wspólnot chrześcijańskich. Światowa Rada Kościołów już liczy ponad 350 Kościołów. Czy nauczanie papieża Franciszka będzie pomocne także dla innych Kościołów? Razem szukajmy lepszego jutra chrześcijaństwa. Tylko dialog jest drogą, choć to droga trudna i wymagająca nawrócenia Kościołów ku sobie nawzajem. Franciszek mówi w "Evangelii gaudium" o "nawróceniu papiestwa".
(W. Hryniewicz, "Nie trzeba się bać zmiany", s. 12-13).
- Ja bym chciał, żeby biskupi publicznie potrafili być tacy ludzcy. Bo ludzie właśnie coś takiego bez przerwy przeżywają.
- To rzeczywiście zastanawia, dlaczego zwłaszcza biskupi nie potrafią, czy nie chcą, przyznawać się do swoich myśli, swoich wątpliwości i słabości. Uważają się za Kościół pouczający i zwykle wolą mówić w formie pouczenia. Dla drugich! Nie dzielą się własnym przeżyciem, własnym doświadczeniem wiary, które nieraz przechodzi przez ciemność, przez pewien mrok. To jest zresztą nieuchronne, no bo to jest wiara.
- A ksiądz przechodził przez taki mrok?
- Wierzę i proszę, żeby moja wiara była silniejsza, ale to jest tylko wiara, przebijająca się i niewyraźna. Wiara to nie jest widzenie. Apostoł pisał, że "widzimy niejasno, jakby w zwierciadle". Tylko proszę sobie wyobrazić zwierciadło w tamtych czasach. Kawał wypolerowanego metalu.
- W co ksiądz wierzy?
- Wierzę, że Bóg jest dobry. Że świat jest w gruncie rzeczy dobry. Że ludzie są w głębi serca dobrzy i tylko coś nie pozwala im takimi być. Coś przeszkadza, coś zatruwa relacje z innymi, coś kładzie się cieniem tak wielkim, może już od wczesnego i nieszczęśliwego dzieciństwa, że są tacy, a nie inni. Wierzę też, że trzeba wybaczać, chociaż to jest takie trudne.
- A w co ksiądz nie wierzy?
- Nie wierzę w to, że nie da się przezwyciężyć zła w ludzkich dziejach. Że Bóg jest bezradny wobec zła. Że istnieją jakieś dwie przeciwstawne siły, to znaczy Bóg jako dobra siła i zło jako negatywna zasada świata. Że te dwie siły zmagają się ze sobą jak w dawnych wierzeniach perskich. Nie wierzę, że zło wygrywa.
I w związku z tym trudno mi uwierzyć, że jest wieczne piekło. Bo to by oznaczało wiekuistą porażkę Boga. Bo jeżeli stworzył świat z miłości, to gdyby jakaś część ludzkości, nawet niewielka, miała ulec zatracie, to byłoby to Jego niepowodzenie. A ja nie wierzę, że Bóg i Jego zbawcze zamiary mógłby ponieść porażkę z powodu chorej wolności rozumnego stworzenia.
(W. Hryniewicz, s. 5).
Człowiek nie ma mocy rozporządzania Bogiem, który w swych zbawczych inicjatywach pozostaje zawsze suwerenny, nieograniczony i niewyczerpalny. Z istoty swej jest miłością (zob. 1 J 4,8.16), zaś "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, (...) we wszystkim pokłada nadzieję" (1 Kor 13,4.7). Pawłowy hymn o miłości natchniony został światłem pochodzącym z Boskiego praźródła (s. 75-76).
(...) Głosząc dzisiaj takie poglądy, teolog będzie narażał się na zarzuty, gdyż wykraczają one poza tradycyjny nurt kościelnego nauczania. Niektórzy uznają go za heretyka. Warto być tego rodzaju heretykiem, który próbuje odszukiwać zapomniane prawdy chrześcijaństwa.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 8).
Zazwyczaj sądzimy, że Kościół ma wyłącznie pozytywny wpływ na nasze życie. W rzeczywistości nie zawsze tak jest. Dotykamy tu delikatnego problemu, który domaga się maksymalnej szczerości i uczciwości. Wiadomo, że przynależność do danego Kościoła pociąga za sobą określone zobowiązania. Uzależnienie w relacjach zaczyna mieć charakter destruktywny wówczas, gdy zamiast oczekiwanej pomocy, zachęty i słowa nadziei ze strony ludzi Kościoła spotykamy się z instancją kontrolującą i wymagającą, która osądza i budzi lęk. Oczekujemy otwartości, zrozumienia i gotowości do przebaczenia, a doświadczamy nieustępliwości, małostkowości, braku szczerości i uczciwości. Taka niezdrowa sytuacja rzutuje negatywnie na relacje między ludźmi wierzącymi. Sprzyja konformizmowi, chęci awansu i przypochlebiania się tym, którzy sprawują władzę w Kościele (s. 49-50).
Wierzę, że mimo wszystko dobro ma większą siłę niż zło. Patrząc na przemiany w świecie, ponaglani zagrożeniami i odchodzeniem ludzi od wiary, niech chrześcijanie zastanawiają się wspólnie nad utratą wiarygodności. Niech pytają: co sprawiło, że Ewangelia, ta najpiękniejsza Dobra Nowina, stała się nieprzekonywająca? Jaki obraz Boga ukazywaliśmy ludziom? Wspólny wysiłek pomoże nam przybliżyć się do siebie. Potrzeba do tego szacunku dla inności, dla wielości dróg do Boga i różnych sposobów urzeczywistniania chrześcijaństwa. Trzeba odejść od pokus władzy i wielkości. Stąd wypływają konsekwencje także dla innego sposobu rozumienia prymatu papieża, sprawy, która dzieli chrześcijan najbardziej.
(W. Hryniewicz, "Chrześcijaństwo nowych początków. Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Radosław Romaniuk", s. 6).
Ekumenizm jest drogą do pojednania. Dzięki niemu można już teraz odczuć błogosławieństwo dialogu - uczymy się większej otwartości. Dzięki niemu stajemy się nie mniej, ale bardziej chrześcijanami. Wciąż podzieleni, tym boleśniej odczuwamy anomalię i skutki podziału. Pogłębia się w nas poczucie solidarności i wzajemnej przynależności. Błogosławiony niech będzie Bóg, że pozwolił nam żyć w czasach, kiedy coraz więcej wierzących z różnych Kościołów otwiera się na wielką i świętą ideę pojednania! (s. 13).
Nadchodzi czas, aby chrześcijanie przestali czerpać siłę mobilizującą ze strachu i trwogi, a zwrócili się w stronę eschatologii nadziei, ku jej przeobrażającej i przekonującej mocy (s. 30).
Książkę tę poświęcam wszystkim, którym trudno odnaleźć radość z wiary i nadziei (motto, s. 5).
- Miewa ksiądz wątpliwości?
- Często zastanawiam się nad tym, czy kościelna wizja o Bogu karzącym i o wiecznym piekle może być bardziej prawdziwa niż ta, która daje nadzieję wszystkim.
- Jest jeszcze inna możliwość: że Boga nie ma.
- To znaczy, że się rozpadamy i nie ma w ogóle żadnej przyszłości. Oczywiście. Mam nawet wrażenie, że ta tendencja dziś narasta i może się wzmagać.
- A ksiądz nie ma takich myśli, że Boga nie ma?
- Czasem zastanawiam się, czy to nie złudzenie.
- Kiedy nachodzą księdza takie myśli?
- W nocy. Noc sprzyja takim myślom. Jak się obudzę, to nieraz mi się wydaje, że czucie pewnych spraw mam o wiele lepsze niż w dziennym zagonieniu. Mam wrażenie, że wchodzę w jakiś inny rytm, że cisza nocy pomaga mi poniekąd wtopić się w rytm świata, zespolić się z nim w jedno...
- ...i wtedy przychodzi myśl, że Boga nie ma?
- Wtedy czasem przychodzi myśl, czy rzeczywiście mogłoby tak być, że Boga nie ma.
- To jest męcząca myśl?
- Ona mija.
- Jakby ksiądz nazwał to uczucie towarzyszące myśli, że Boga może nie być?
- To jest coś przejmującego. Coś niepokojącego. A potem sobie myślę, że przecież niektórzy święci pod koniec życia też mieli swoje wątpliwości: czy warto było tak żyć, tak się poświęcać? Czy warto było obierać taki stan życiowy, a nie pójść inną drogą? I myślę, że to jest ludzkie.
- Jest jakaś granica myślenia?
- Są takie myśli, które lękam się ujawniać.
- Bo?
- Bo to by zniechęcało drugiego człowieka.
- A ja bym chciał, żeby księża ujawniali takie myśli, bo to by pokazywało, że są takimi samymi ludźmi jak ja.
- Ależ są. I mają takie myśli. I nawet bardzo dobrze, że je mają. Jednak nie dzielą się nimi w obawie, że to by świadczyło o braku entuzjazmu dla wiary i dla swojej własnej drogi.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 4).
- Czego ksiądz tak naprawdę szuka?
- Takiego rozumienia Ewangelii, które dawałoby ludziom więcej nadziei. Dla mnie kluczem jest nadzieja, która powinna towarzyszyć całej teologii. Od początku do końca.
- Dlaczego ta nadzieja jest taka dla księdza ważna?
- Bo bez nadziei nie sposób żyć z jaką taką pogodą i ufnością. Bo nadzieja jest siłą twórczą. Bo nadzieja leczy. Bo nadzieja jest mądra. To tylko nasze przysłowie, wyrosłe z ludzkich niepowodzeń, mówi, że nadzieja jest matką głupich.
- Z pewnością nadzieja niszczy strach.
- Ona wyzwala od takiego strachu, który paraliżuje. Strach sprawia, że człowiek się kurczy. W Ewangeliach jest taki obraz, że ze strachu człowiek szczęka zębami. Nie zgrzyta, bo zgrzytanie jest objawem złości, ale szczęka. Jak z zimna. Jak z bólu.
(W. Hryniewicz, "Teolog przy nadziei. Z ks. prof. Wacławem Hryniewiczem rozmawia Tomasz Kwaśniewski", s. 3).
Nadzieja na powszechne zbawienie nigdy nie wygasła w chrześcijaństwie. Opowiadali się za nią, w różnej formie, pisarze i Ojcowie Kościoła, a w późniejszych wiekach mistycy i wybitni teologowie różnych wyznań chrześcijańskich. Trzeba wsłuchać się w ten nieustannie powracający głos nadziei (s. 38).