cytaty z książki "Neponset"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zdecydowałam się zostać żebraczką przede wszystkim ze względu na dogodne godziny pracy. Każde inne zajęcie pochłania niezmiernie dużo czasu, i to w niedorzecznych porach.
Dziś dostrzegłam w pozłacanym śniegu mały i niewyraźny ślad dziecinnych sanek. Poczułam krótki przypływ spokoju, nagły odpoczynek, przyjemność... Jak gdyby ktoś podał mi na chwilę ciepłe zwierzę.
To było wspomnienie. Przypomnienie czasów, z których niewiele pamiętam - czasów sprzed ciebie, czasów, kiedy nie znałam bólu ani uniesienia, ani prawdziwego lęku. Wiem, że to wspomnienie gdzieś żyje, gdzieś tkwi jak stare saneczki, i że gdyby je odnaleźć, można by odpocząć, a nawet usnąć, jak w małej, dobrze ogrzanej norze. Nie wiem jednak, gdzie to jest.
Budzę się z bajki w nieopisanym cierpieniu. Wracam do życia, jak do sali tortur. Boli mnie moje puste miejsce.
My zaś, póki byliśmy z sobą, żyliśmy w tak wielkiej bliskości, jak raki, kiedy się splączą w garnku. Żyliśmy w tak czułym uścisku, że być może innym ludziom zabrakłoby powietrza, ale nie nam. Żywiliśmy się jednym oddechem (...).
Masz ochotę się rozpłakać? Więc płacz! Ale niechaj wszystko w Tobie płacze: ręka, oczy, każdy muskuł twarzy.
Czy natarczywa obecność tego ohydnego życia, natrętna jego bliskość, jest wymyślną torturą zadaną mi przez diabła? Im więcej o tym myślę, tym głębiej jestem przekonana, że TAK! Szatan nie mógł się pogodzić z moim rodzajem miłości: chciałam zbyt wiele!.. Jego Czarcia Dostojność karci mnie za to, że nie dostosowałam się do gier obowiązujących w świecie. Dlaczego jednak i Bóg się nade mną pastwi?
Z Tobą było inaczej. Ty ledwie stanąłeś w drzwiach; czasem na nowo ostrzyżony, a czasem trochę pijany albo z wędką - to było tak, jakby powietrze wpływało do mieszkania.
Wydaje mi się, że ten śnieg składa się z tysięcy bieżących (biegnących) wiadomości od ciebie.
Wracając, znalazłam mały elektroniczny zegarek z czarnym paskiem. Był bardzo zniszczony. Ktoś (kto?) musiał go kopnąć. Kiedy go podnosiłam, małe cyferki w okienku wskazywały godzinę jedenastą jedenaście; ustawiono je w miły rządek. Nim zdążyłam im się przypatrzyć, wszystkie cyferki jak na komendę (czyją?) znikły; nie było żadnej godziny. O, dla mnie to nie nowość. Jak dobrze znam taki stan: pustostan. Ptak nieruchomy milczy na drzewie, z przekręconą do krzyku główką, fala zastyga w ozdobnym hieroglifie, wodzowie trwają na pomnikach półuniesieni, kochanków spowija szara pościel obojętności. Wszyscy czekają na gest Boga, jak pasażerowie uwięzieni w zepsutej kolejce linowej: czy ruszymy?
Teraz wlokę się bezładnie to tu, to tam, jak spojrzenia żab.