cytaty z książek autora "Jean Améry"
(...) nawet jeśli jesteśmy wszyscy równi wobec śmierci - co w sumie nic nie znaczy (...) -to nie jesteśmy równi wobec umierania. "Zamożnemu łatwiej płakać", mawiali Żydzi ze wschodniej Europy.
Możemy usunąć lustro. Nie unikniemy jednak widoku własnych dłoni, na które występują żyły, własnego brzucha, który wiotczeje i przybywa na nim fałd, własnych stóp, których paznokcie mimo całego kunsztu pedicurzystki stwardniały i popękały. Nawet będąc niewidomymi, nie uciekniemy przed swoim ciałem, nie wyskoczymy ze skóry, nawet gdybyśmy bardzo chcieli, gdy dotykamy łuszczącego się naskórka. Ciało (...) odgradza nas od świata i przestrzeni ciężkim oddechem, bólami w nogach, ruchami artretycznych kończyn. Staje się naszym więzieniem, ale też naszym ostatnim schronieniem.
Przed samobójstwem jesteśmy rozdzierająco dla uszu i serca kwiczącymi prosiętami wleczonymi do rzeźni. Chlupocząca woda, w której toniemy. Uchwycenie gardła lewą ręką, gdy prawa przykłada brzytwę. Roztrzaskiwanie się głowy na asfalcie. Zacisk sznura na naszej szyi. Żar i huk wystrzału u naszej skroni.(...) Nie z Bogiem mam do czynienia, lecz z bronią, pętlą, szarozielonymi falami, w których zatapiam wzrok, lub z asfaltem, w który sie wpatruję z szesnastego piętra. Powaga decyzji i następujących po niej skutków jest śmiertelna- i śmiertelne będzie wyzwolenie, a wolność zniknie wraz z wyrwaniem się przemocą z przymusu.
Ciekawy, gdyż bogaty w wydarzenia czas rozpoznajemy jako długi i wielki.
Młody człowiek mówi o sobie, że ma przed sobą czas. W rzeczywistości zaś rozciąga się przed nim świat, który on przymuje w siebie i który go zarazem naznacza; człowiek stary, powiada się, ma życie za sobą, ale życie to, już realiter nieprzeżywane, stanowi tylko zgromadzony czas, przeżyty, umarły.
Dziś jesteśmy nieco mniej zdrowi, niż byliśmy wczoraj, i odrobinę zdrowsi, niż będziemy jutro. Starzenie się jest chorobą nieuleczalną.
Ciało, które nie udostępnia nam już świata, lecz odgradza nas od świata i przestrzeni ciężkim oddechem, bólami w nogach, ruchami artretycznych kończyn, staje się naszym więzieniem, lecz i naszym ostatnim schronieniem.
Starzejącemu się swiat nie tylko się wymyka, lecz także mu się opiera i że każdy prędzej czy później, nękany mniej lub bardziej głębokim znużeniem ciała, porzuca nierówną walkę i wycofuje się.
Kennedy, gdy w wieku czterdziestu trzech lat został prezydentem USA, był młody; czterdziestotrzyletni asystent profesora wyższej uczelni młody nie jest.
Działania ani niedziałania nie można już anulować: nie może swojemu minionemu życiu nadać sensu ani wartości, które chciałby mu nadać teraz.
Ulice stają się coraz dłuższe, a nogi coraz krótsze.
Można tylko zapłakać nad kimś, kto nie potrafi już wgryźć się w kotlet.
Przeszłość była niegodna, teraźniejszość jest bolesna, przyszłość nie istnieje
L. Colonna.
Ból i choroba są świętami upadku ciała.
Ogólnie biorąc, położenie daje się odczuć tylko w złym położeniu. Kto mówi "czuję się dobrze", temu oczywiście nie jest już dobrze w swojej skórze, a podobnie mężczyzna, który mówi, że czuje się młodo, nie jest już młody. Z kimś, kto się "czuje", dobrze lub źle, nie jest tak znakomicie, gdyż dopóki faktycznie pozostaje on w pełni sił, żyje pewien zdrowej cielesności, dopóty się nie "czuje".
Ręka, która dotyka drugiej ręki i w rezultacie nie można już odróżnić dotykającego i dotykanego, ulegnie rozkładowi. Jeszcze odczuwa siebie i czuje drugą. Dłonie głaszczą się, kochankowie stojący na prowincjonalnym dworcu kolejowym, wśród łoskotu żelaza mówią sobie nawzajem: żegnaj i nigdy więcej- ale nadal są razem. Ramiona, nogi, płeć- jak będą wyglądać w fazie rozkładu? Jeszcze tu są, obce i prawłasne, wzgardzone, już odrzucone, ale nadal kochane. Szyja, którą zdusi sznur; trzeba być dla niej dobrym, dopóki nie przestanie być częścią mojego bycia-w-świecie i będzie już tylko "w świecie" : w świecie innej, niezatracalnej materii całości świata, która nie zna siebie i jest całkowicie obojętna.
Nie mogę zapomnieć tej zapewne prostej kobiety, która wiele dziesiątków lat temu wyskoczyła z okna. Jak to się zaczęło? Od "Dwoje baśniowych oczu pięknych niczym gwiazdy" i zniewalającego głosu, który cicho rozbrzmiewał w słuchawkach, gdy siedziała sama na krawędzi swojego wąskiego łóżka. Nie sposób było oprzeć się temu czułemu wezwaniu. Może napisała do stacji radiowej, która nadawała ten chwytający za serce głos, i nie otrzymała odpowiedzi. Może w jakimś sklepie papierniczym znalazła zdjęcie artysty, mężczyzny z gładką od brylantyny ciemnowłosą fryzurą, miękkimi policzkami o martwo- słodkim uśmiechu. Kocha, nie jest kochana, nie może już poprzestać na samym słuchaniu. Świat, w którym nie obejmuje jej ramię mężczyzny w smokingu, staje się światem tortury i szaleństwa. Komukolwiek o tym opowiada dziewczynie z sąsiedztwa, chłopcu od rzeźnika, zawsze jest tak samo: nie słuchają. Mówi: nie mogę już dłużej.
Ty biedny żołądku, który wiernie mi służyłeś, trawiąc, co przyjąłem, a ja cię nie czułem, jakbym cię zupełnie nie miał, który dbałeś o to, by nie wyschły soki w moim ciele! Ty biedna nogo, która mnie wiodłaś przez świat ulic, gór, bruku i pedałów gazu! Teraz jesteście sterane czasem oraz pracą i nie możecie już dłużej, jesteście znużone tak jak serce, które nie pozwala mi już podczas wchodzenia po schodach brać po dwa stopnie naraz.
Marna nogo, niewydolne serce, buntujący się żołądku: sprawiacie ból mnie, który chciałbym was dotykać, strzec i opłakiwać, a zarazem wyrwać z ciała, wymienić.
Człowiek jest tym, czego dokonuje społecznie.
Życie - to ciężar. Nadchodzący nowy dzień jest trudnym do udźwignięcia ciężarem. Ciężarem jest własne ciało, które wprawdzie nas nosi, które jednak my także musimy znosić - i nigdy nie mogłem zrozumieć, jak ludzie otyli mogą wytrzymać z samymi sobą. Ciężarem jest praca, ciąży wypoczynek. Mieszkanie ze swoimi meblami jest ciężkie. Trzeba hałas ulic i ludzkich głosów znosić, nosić - jakże pomysłowa jest jednak mowa potoczna. Ciężki jest penis podczas erekcji, zwisający - jeszcze cięższy. Nawet najdelikatniejszy biust trzeba wlec ze sobą.
Nie należy przesadzać z dramatyzmem starości i metaforyką zmierzchu. Dni stają się coraz dłuższe nie tylko dla tych, którzy wydają polecenia, lecz także dla biegnących w uprzęży. W domu naszego Ojca jest wiele mieszkań, a niektóre z nich wyglądają jak dobrze urządzone domy starców.
(...) starzejący się człowiek jest wiązką czasu lub nawarstwieniem czasowym.