cytaty z książki "Poezje"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jestem nikim. A ty kim jesteś?
Czy także - jesteś - nikim?
A więc dwoje nas? Nic nie mów,
bo ogłoszą to z krzykiem.
Być kimś - jakie to żałosne.
Imienia swego nie pragnę
jak żaba w czerwcu życia głosić
przed zachwyconym bagnem.
Nadzieja - pierzaste stworzenie -
Mości się w duszy na grzędzie -
Śpiewa piosenkę bez słów -
I zawsze śpiewać będzie-
Najslodsza - w nawałnicę -
Srogi sztorm musiałby się zerwać -
By spłoszyć małego ptaka,
Który tyłu rozgrzewał -
Słyszałam go w mroźnej krainie -
Na morzu obcym i głuchym -
Lecz nigdy, w największej potrzebie,
Nie prosił - mnie - o okruchy.
Pszczoła się mnie nie lęka
I dobrze znam motyle.
Z serdecznym leśnym ludkiem
Spędzam niejedną chwilę -
Głośniej się przy mnie śmieje potok -
Wietrzyk weselszą cieszy grą.
Dlaczego, letni dniu, mój wzrok
Zachodzi srebrną mgłą?
Głód mnie dręczył przez tyle lat -
Aż czas nadszedł - obiadową godziną
Z drżeniem przysunęłam stół -
Sięgnęłam po niezwykłe wino -
Ten posiłek widywałam na stołach -
Gdy wracając do domu głodna -
Zaglądałam w okna, bez nadziei -
Że mogą być moje te dobra -
Nie zaznałam do syta chleba -
Jakże inne były okruchy,
Które dzieliłam z ptakami -
W jadalnej sali natury -
Ta obfitość raniła - zbyt świeża -
Czułam się chora - nieswoja -
Niby - z górskiego krzewu -
Przesadzona na drogę jagoda -
I nie byłam głodna - odkryłam -
Że głód może tylko spotkać
Tych, którzy stoją za oknem -
Znika - gdy wejść do środka.
Jedno serce przed rozpaczą uchronić
A nie będę żyła daremnie
Jedno życie przed bólem osłonić
Złagodzić jedno cierpienie
Gdy słabnący rudzik do gniazda
Odnajdzie drogę przeze mnie
Nie będę żyła daremnie.
Wody nas uczy pragnienie.
Lądu - morskie przestrzenie.
Uniesień - bólu wiek.
Pokoju - opowieść o bitwach.
Miłości nagrobna modlitwa.
Ptaków śnieg.
Płynąć do raju -
Ach, oceanie!
Zakotwiczyć nocą - w tobie -
W przystani!
To nie ci, którzy umierają
Ranią nas - żywi bardziej ranią -
Umierający czynią to inaczej -
Jakby stojąc za drzwiami.
Nie tylko w komnatach straszy
Nie trzeba wcale być gmachem
Korytarze w mózgu mogą większym
Niż realne napawać strachem
I bezpieczniej zewnętrznego upiora
Napotkać o północy
Niż chłodnemu gospodarzowi
We wnętrzu spojrzeć w oczy
Bezpieczniej galopować przez Opactwo
W Pogoni grobów
Niż bezbronnemu w samotni
Zderzyć się ze sobą
Bardziej nami powinno wstrząsnąć
Nasze ja - ukryte na dnie serca
Niż zaczajony w mieszkaniu
Morderca.
Człowiek pożycza rewolwer
Na rygle zasuwa bramy
Przeoczając groźniejsze widmo -
W nim samym.
Nigdy nie mówiłam z Bogiem
Ani w niebie mój krok nie stanął
A przecież pewna jestem drogi
Jakby mi mapę dano.
Znosić cierpliwie co nas rozdziera
Dowodzi siły -
Po cóż by mocne olinowania
Inaczej były
Okręt z atłasu można by zrobić
Ale go walki zedrą -
Żeby po morzach stąpać musi
Mieć stopy z cedru.
Jak pszczoła (...)
krąży wokół kwiatu,
brzęczy - nim się waży
wejść wreszcie do wnętrza -
i ginie w nektarze.
Wszystkiego brak - pozwolił mi
Pomniejsze braki znosić.
I mniejsza rzecz niż to że świat
Wyleciał ze swej osi
Lub zgasło słońce - nie starczała -
Nie było dość mi
By podnieść głowę znad mych zajęć
Ze zwykłej ciekawości.
Jeśli to "dogasanie"
O, niech natychmiast "zgasnę"!
Jeśli to "umieranie"
Pochowajcie mnie w całunie tak jasnym!
Jeśli to "sen" -
Taką nocą
Powieki zamyka się dumnie!
Dobrej nocy, przyjaźni ludzie!
Paw ośmiela się umrzeć!
Czy naprawdę będzie "ranek"?
Czy istnieje "dzień" po prostu?
Czy dostrzegłabym go z góry,
Gdybym była góry wzrostu?
Czy ma stopy z lilii wodnych?
Czy go pióra okrywają?
Może sprowadzają ranek
Z nieznanych mi, sławnych krajów?
O, Najmędrszy na niebiosach!
O, uczeni! O, żeglarze!
Kto skromnemu pielgrzymowi
Miejsce zwane "rankiem" wskaże?
Ranny jeleń - skacze najwyżej -
Od myśliwego słyszę -
To tylko ekstaza śmierci -
Potem w zaroślach cisza!
Zgniatana stał sprężynuje!
Wybucha rażona skała!
Policzek spływa rumieńcem,
Kiedy gorączką pała!
Wesołość kolczugą udręki -
Uzbrajasz się w nią starannie,
By nikt nie dostrzegł krwawienia,
Nie krzyknął "Jesteś ranny!".
Nadmierną wagę głodujący
Przywiązuje do pożywienia -
Dalekie - wzdycha - więc nieosiągalne -
I dlatego dobre - z oddalenia -
Cóż za ulga - zasiąść do stołu -
Lecz smak umknął
Widzisz jaskrawo
W tym przepisie - oddalenie było
Najwonniejszą przyprawą.
Ruszyłam wcześnie - wzięłam psa,
Poszłam odwiedzić morze –
Syreny z sutereny
Wyszły, by na mnie spojrzeć –
Fregaty konopne ręce
Wyciągały na piętrze – spod dachu –
Biorąc mnie – widać – za mysz –
Na mieliźnie – na piachu –
Nikt mnie nie minął – aż przypływ
Dosięgnął mojego bucika –
Wspiął się na fartuch – nad pasek –
Docierał już do stanika –
Jak gdyby chciał mnie pożreć –
Całkowicie pochłonąć
Jak rosę na tulejce mniszka –
Ruszyłam więc w drugą stronę –
A on – podążał tuż za mną –
Czułam dotyk jego stóp srebrnych
Na kostkach u nóg – w buciki
Wlewały mi się perły –
Aż wbiegliśmy w zwarte miasto –
Obce mu – nieznajome –
I morze – patrząc na mnie z mocą –
Zawróciło – z ukłonem -
tłum. Ludmiła Marjańska.
Nigdy nie widziałam wrzosowisk -
I morza nie zobaczę -
Lecz wiem ja wygląda wrzos
I jak się toczą grzywacze -
Nigdy nie mówiłam z Bogiem -
Ani w niebie mój krok nie stanął -
A przecież pewna jestem drogi -
Jakby mi mapę dano -
tłum. Ludmiła Marjańska.
Nie ma takiej fregaty jak książka
By nas unieść w dalekie kraje
Żaden kurs nie równa się stronie
Stawającej dęba poezji -
Najbiedniejszy ten trawers pokona
O zapłatę nikt go nie prosi -
Jakże skromny ten rydwan
Co ludzką duszę unosi.