cytaty z książek autora "Matt Rudd"
Czternasta trzydzieści. Ikea w Thurrock w hrabstwie Essex. Dawna stolica chintzu. Jestem na parkingu i zaczepiam ludzi wywożących ze sklepu zawalone przedmiotami wielkie wózki, jakby się dowiedzieli, że nadciąga huragan i pojutrze nie będzie już żadnych sprytnie zaprojektowanych mebli w przystępnych cenach.
- Dzień dobry, widzę, że kupił pan tutaj sporo rzeczy? Mogę zapytać, po co pan tu przyjechał?
- Nie.
- Proszę.
- Regał.
- A co pan kupił?
- Płytę do podgrzewania potraw, dwanaście kieliszków do wina, ramkę do obrazków, drewnianą kolejkę, zabawowy komplet do kawy i herbaty, namiot dziecięcy, wkład na sztućce, sztućce, stolik pod telewizor, wieszak na ręczniki, stojak na gazety, hm, co to jest, a tak, coś w rodzaju drabinki, sześćset tealightów, roślinę doniczkową, która mi się nie podoba, lusterko, którego nie potrzebuję, wielkie opakowanie mrożonych krewetek i ten puf z tkaniny we wzór krowiej skóry.
- A co z regałem?
- Akurat wszystkie wyprzedane.
W epoce wiktoriańskiej ludzie siedzieli wyprostowani w fotelach z uszakami lub na sofach podczas obmyślania wynalazków, pisania, czytania i planowania dalszego poszerzenia imperium. Teraz siedzimy przygarbieni i tylko popatrzcie, w jakim stanie jest Anglia. No proszę. Od wieków niczego nie skolonizowaliśmy.
Kiedyś mieszkałem bardzo daleko od Anglii, lecz bardzo blisko całkowicie tropikalnej plaży, z rodzaju tych, jakie wykorzystuje się do opychania batoników Bounty. Mało tego. Spotykałem się z dziewczyną, która w co najmniej osiemdziesięciu procentach była tak śliczna, jak ta dziewczyna z reklamy rzeczonych batoników. Miałem dwadzieścia parę lat i żyłem w słodko-kokosowej krainie marzeń. Praca. Plaża. Sen. Praca. Plaża. Sen. Praca. Plaża. Dołóż jeszcze krewetek na grilla. I wtedy stało się coś okropnego. Zaczęło mi brakować szarawej zieloności. Nagle masz dość oślepiających żółci, jaskrawych błękitów, spalonych słońcem ochr tropików. Tęsknisz za mulistymi barwami. Muliste kolory są spokojne i godne zaufania.