cytaty z książek autora "Sally Hepworth"
Problem w tym, że teściowa szalenie łatwo może popełnić błąd. Jest nieskończona lista niepisanych reguł: być zaangażowaną, ale nie dominować, wspierać, ale nie przesadzać, pomagać przy wnukach, ale nie dyrygować, służyć mądrością, ale nie podsuwać rad.
(...) są tylko dwie mądrości, jakie warto po sobie zostawić. Na wszystko, co ważne, musiałam ciężko zapracować. Nic z tego, co ważne, nie kosztowała ani centa.
Synowie zawsze widzą w matce to, co najlepsze. Córki widzą ją prawdziwą. Jej wady i słabości. Dostrzegają, kim nie chcą być. Widzą matkę dokładnie taką, jaka jest - i za to ją nienawidzą.
Uświadamiam sobie, że tylko teściowa z synową mogą toczyć regularną wojnę, nawet nie podnosząc głosu.
Przecież od tego są rodzice, żeby ich obwiniać za wszystkie życiowe problemy!
Mogłabym napisać dużo, ale są tylko dwie mądrości, jakie warto po sobie zostawić. Na wszystko, co ważne, musiałam ciężko zapracować. Nic z tego, co ważne, nie kosztowało ani centa.
- Złość to maska, za którą kryje się smutek - wyjaśniła mi Janet. - Z moich doświadczeń wynika, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć, gdy jest się życzliwym dla rozgniewanych ludzi, to oni się uspokajają i wtedy można się dowiedzieć, o co im naprawdę chodzi.
- Wyglądasz jak żaba lotnik - mówię, po czym zakładam swoje. - A ja?
- Jak tęczowa żaba lotnik.
Uśmiecham się.
....Są ludzie, którzy rzucają się innym na ratunek, i tacy, co zrobią wszystko, by ocalić siebie....
Dwoje dzieci siedzi w łóżeczkach i jedno mówi do drugiego: „Jesteś dziewczynką czy chłopcem?”. „Nie wiem”, odpowiada drugie. „Jak to, nie wiesz?”, dopytuje pierwsze. „To znaczy, że nie wiem, jaka jest różnica”. „A ja wiem!”, mówi ze śmiechem pierwsze dziecko. „Wejdę do twojego łóżeczka i sprawdzę”. Ostrożnie przechodzi do łóżeczka drugiego dziecka, a potem chowa się pod kołderką. Po kilku minutach wystawia główkę i uśmiecha się szeroko. „Ty jesteś małą dziewczynką, a ja małym chłopcem”, stwierdza z dumą. „Ale jesteś mądry”, chwali go dziewczynka. „Ale skąd wiesz?”. „To łatwe”, odpowiada chłopiec. „Ty masz różowe buciki, a ja mam niebieskie”.
On jest rozgoryczony. Bardzo mnie to martwi, bo zostawieni sami sobie rozgoryczeni ludzie są zdolni do wszystkiego.
Często zdarza mi się myśleć o tym, jak ludzie bezrefleksyjnie podążają ścieżkami wydeptanymi przez swoich przodków i znajdują sobie pracę, żeby kupić dom, a potem harować aż do śmierci.
Chyba nigdy więcej nie zdarzyło mi się w równym stopniu zaznać normalnego rodzinnego życia.
[...] będę silna, i będę dobrze robiła to, co do mnie należy. Znam swoje ograniczenia. Nie jestem wyjątkowo czuła ani specjalnie miła, ale umiem być silna.
Siostrzane relacje to jednak dziwna rzecz. Mogę być wściekła na Rose i jednocześnie chcieć spełniać jej oczekiwania. Mogę się jej bać i pragnąć jej towarzystwa. Mogę jej nienawidzić i kochać ją jednocześnie. Może relacje między siostrami zawsze są nieco rozmyte. Może siostry właśnie najlepiej sobie radzą, gdy tak właśnie jest.
Świat niestety nie zawsze jest dobrym miejscem do życia, zwłaszcza jeśli ktoś nie wpisuje się w stereotypowy wzorzec normalności.
Stoję nieruchomo, czekając, aż mnie puści. Tylko że Rose nie chce mnie puścić, kurczowo trzyma mnie w pasie. Czuję się tak, jakby mnie ktoś spętał. Uwięził. Jakby mi ktoś założył kaftan bezpieczeństwa.
Nagle dowiedziałam się, co to szczęście. Czasem to jest tak, że gdy żyje się w świecie strachu i lęku, takie poczucie - choćby tylko przelotne - w zupełności wystarczy, by przetrwać.
Zabawnie jest przypomnieć sobie, czego się o kimś nie wiedziało, zanim ten człowiek stał się częścią czyjegoś życia.
Kiedy już wróciłyśmy do domu (nie pamiętam, u kogo się wtedy zatrzymałyśmy i dlaczego tego kogoś akurat nie było), mama zrobiła kolację, ale tylko dla dwóch osób. Gdy zapytałam, czy dostanę coś do jedzenia, zachowywała się tak, jakbym była powietrzem. Potem wykąpała Fern i przeczytała jej bajkę. To się naprawdę rzadko zdarzało, żeby mama nas kąpała, a książek nie czytała nam wcale. Wdrapałam się na kanapę, by też posłuchać, wtedy jednak mocno mnie odepchnęła. Spadłam z hukiem na podłogę i uderzyłam się w zdarte kolano. Rozpłakałam się tak bardzo, że aż mnie brzuch rozbolał, ale ona czytała dalej jak gdyby nigdy nic. Kiedy skończyła, otuliła Fern i wyszła.
Pamiętam, jak myślałam, że to, co mama robi, jest z jakiegoś powodu gorsze niż bicie. I że chyba wolałabym, żeby mnie uderzyła.
To oczywiście znów ma związek z mamą. Gdyby się dobrze zastanowić, to absolutnie wszystko ma z nią związek. Ona już na bardzo wczesnym etapie naszego życia wpoiła nam przekonanie, że miłość ma charakter warunkowy i aby sobie na nią zasłużyć, trzeba się zachowywać jak podczas występu na scenie. Trzeba się uśmiechać, wdzięczyć i mówić zabawne rzeczy. No i trzeba wiedzieć, czego ona akurat od nas oczekuje - i to właśnie robić.
Trudno mi dokładnie opisać, co się ze mną dzieje, gdy atakuje mnie ten szczególny rodzaj hałasu - gwar rozbrzmiewający w zamkniętym pomieszczeniu. Mój mózg wypełnia się nim jak wrzaskiem po samiutkie brzegi, aż w pewnym momencie łzy same cisną mi się do oczu, a serce chce mi wyskoczyć z klatki piersiowej.
Są ludzie, którzy rzucają się innym na ratunek, i są tacy, co zrobią wszystko, by ocalić siebie.
Dziś rozmawialiśmy z terapeutą o mojej potrzebie urodzenia dziecka. Opowiadałam mu o tym, że to niemal fizyczne odczucie - jak głód, jak ból. Jak żałoba. Jego zdaniem źródeł tego rodzaju potrzeb należy szukać w dzieciństwie. Uważa, że chciałabym należycie zrobić to, z czym moja matka sobie nie poradziła; że próbuję sama się w ten sposób uleczyć.
Czasem się zastanawiam, czy aby nie było trochę tak jak w tych książkach, w których każdy sam wybiera przebieg fabuły - czy życie każdej z nas nie toczyło się wówczas alternatywnym, równoległym torem.
Kiedyś, już dawno temu, Rose wspomniała, że rozmowa to w istocie seria pytań i odpowiedzi. Jedna osoba o coś pyta, a druga odpowiada i tak dalej, aż skończą się pytania. To wyjaśnienie bardzo mi pomogło podczas licznych tak zwanych niezobowiązujących rozmów. Ostatnio coraz częściej odnoszę jednak wrażenie, że ludzie podczas rozmów zastępują pytania i odpowiedzi wymianą stwierdzeń. Ja się przeważnie wtedy gubię.
- Jedno, czego się nauczyłem, jeśli chodzi o mierzenie się z własnym lękiem - mówi - to to, że czasem bywa to zbyt przerażające.