Książka: pierwszy kontakt

Tomasz Pindel Tomasz Pindel
12.07.2012

Pamiętam, że kiedy w rozgłośniach radiowych pojawiła się popularna piosenka z refrenem „Ich lieb dich nicht, du liebst mich nicht” (którą potem spolszczono na „Ja nie kocham ciebie, ty nie kochasz mnie”) wzbudziła ona mój zachwyt. No bo piosenek o miłości są jakieś miliony, podczas gdy każdy z nas bywa zakochany raczej w jednej osobie naraz, a w każdym razie w liczbie osób bardzo ograniczonej (wyobrażam sobie, że można się zadurzyć – zwłaszcza latem – w dwóch, może trzech osobach, no ale powiedzmy szczerze: więcej niż dziesięć to już ruja i poróbstwo, a nie zakochanie!); natomiast tekst owej przyśpiewki opisywał relacje każdego z nas z prawie każdym innym: w końcu liczba osób niekochanych przytłaczająco przeważa nad liczbą kochanych.

Książka: pierwszy kontakt

Podobne zaburzenie dostrzegam w kwestii tzw. pierwszego kontaktu. Co rusz czytam teksty o tym, jakie to sekretne siły działają między parą osób ludzkich, które się spotykają i za pomocą mowy ciała/gestów/wyrazu oczu/napięcia mięśni twarzy/przeciągania spółgłosek/akcentowania samogłosek/feromonów/hormonów/percepcji pozaświadomej/i-cholera-wie-czego-jeszcze wyrabiają sobie zdanie na swój wzajemny temat i zakochują się albo nie. Natomiast solidnej teorii na temat pierwszego spotkania z książką jakoś jeszcze nie czytałem.

A sprawa jest poważna. Bo oczywiście sporą część lektur porównać można do małżeństw aranżowanych przez rodziny i swatki: ktoś nam powie, że taka-a-taka książka jest ciekawa, bo to-i-tamto, albo przeczytamy recenzję w gazecie bądź opinię na LC, albo po prostu ktoś umieścił daną pozycję na liście lektur i jesteśmy zobligowani do zapoznania się z nią. Tak pewnie bywa najczęściej – i takie mariaże bywają nader udane, trzeba przyznać, bo wiemy – z grubsza – co bierzemy. Ale któż z nas nie przeżył prawdziwego dreszczu czytelniczej emocji, kiedy to wziąwszy do ręki zupełnie nieznaną książkę zupełnie nieznanego autora, za sprawą niepoznanych sił i motywacji, sprowadził ją do alkowy (metaforycznej bądź nie), oddał się lekturze i odkrył jakąś wspaniałość! Do najsłodszych czytelniczych wspomnień zaliczam wyłuskanie z półki Eksplozji w katedrze Carpentiera (śp. księgarnia na Długiej [podane adresy dotyczą Krakowa]), Rycerza nieistniejącego Calvino (księgarnia Odeon na Rynku, teraz tam jest Empik) czy Wykładu profesora Mmaa Themersona (antykwariat na Szpitalnej – jako jedyny się ostał!). To oczywiście szeroko znana klasyka, ale ja wtedy nie miałem o nich pojęcia – ale chemia zadziałała i dziś wpisuję je w poczet książek najulubieńszych.

Kiedyś wydawało mi się, że wszyscy ludzie zabierają się do książek w ten sam sposób: czytamy tytuł, autora, opis z tyłu, bądź ze skrzydełek, smakujemy pierwsze zdanie – czy wciągnie – wertujemy, podczytujemy akapicik ze środka: to jest ten odpowiednik feromonów i mowy ciała, względnie – by zejść na bardziej zwierzęcy poziom – psiego obwąchiwania zadków. Ale potem spotkałem ludzi, którzy stosują techniki zgoła – jak dla mnie – egzotyczne. Poznałem na przykład człowieka, który bierze książkę do ręki i nie zwraca uwagi na tytuł czy autora, tylko ogląda grzbiet, maca papier, analizuje skład i łamanie, przygląda się układowi lakieru na obwolucie, skrzydełkom itd. (tak, racja, był z branży – powiedzmy – drukarskiej). Poznałem też takiego, który zaczynał od lektury stopki redakcyjnej, analizował zawarte tam dane i zżymał się, jeśli były niepoprawne (sam się tym lekko zaraziłem i teraz też czytam stopki – ale nie od razu), a z numeru ISBN potrafił wysnuć daleko idące wnioski. Poznałem też czytelnika, który oceniał książki za pomocą prostej i stałej metody: czytał pierwsze i ostatnie słowo, i jeśli układały się w sensowną zbitkę – książka będzie dobra, a jeśli nie – to odpada.

Wydaje mi się to wszystko interesujące – bo ma ważkie znaczenie praktyczne. Księgarnie księgarniami, ale przynajmniej raz w roku, czasem częściej, zdarza mi się znaleźć w jakimś hiszpańskojęzycznym kraju, zazwyczaj na targach książki, i staję wtedy przed wielkim dylematem: jak z tysięcy nieznanych książek wyłuskać kilkanaście, które kupię, zmieszczę w walizce, tak, żeby mnie nie skasowali za nadbagaż, i potem przeczytam z zadowoleniem? Rzecz jasna, część autorów się zna, kojarzy itd. – ale wciąż pełno takich, o których nigdy nie słyszałem i to ich środowisko najbardziej domaga się penetracji. Czytam więc pierwsze zdania, analizuję opisy z okładki (które często są mylące, ale tu opracowałem skuteczną zasadę: jeśli po takim opisie nie jestem w stanie pojąć, o czym będzie książka, to znaczy, że nie warto – skoro sam wydawca nie umiał jej sensownie streścić…), wgryzam się w stopki, analizuję nawet czasem układ warstw lakieru na obwolucie i w akcie rozpaczy zestawiam pierwsze i ostatnie słowo – a i tak wciąż zdarzają mi się porażki i wciąż zdarza się wybrać książkę, która mnie rozczaruje i znuży.

A może Wy, Szanowni Czytelnicy, macie jakieś niezawodne patenty?

____________________________________________________________

Tomasz Pindel (1976) – pracownik Instytutu Książki i b. wykładowca Katedry Ameryki Łacińskiej UJ, tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej, ze szczególnym wskazaniem na latynoską, sporadyczny publicysta „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego” i regularny „Bluszcza”, współautor audycji „Piątka z literatury” (RMF Classic) i bloga poczytane.blog.onet.pl, autor jednej powieści (Czy to się nagrywa, Świat Książki, 2011) i jednej książki literaturoznawczej (Zjawy, szaleństwo i śmierć. Fantastyka i realizm magiczny w literaturze hispanoamerykańskiej, Universitas, 2004).


komentarze [22]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
linka312  - awatar
linka312 25.07.2012 16:36
Czytelnik

Zazwyczaj sięgamy po książki, które są do siebie podobne uważając że skoro jedna książka była świetna to kolejna też powinna być. Tymczasem niekoniecznie tak jest. Podobnie jest z sugerowaniem się opinią innej osoby. Gust każdy przecież ma inny.Ja z reguły wybieram książki tylko z określonego kręgu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
bookowina  - awatar
bookowina 25.07.2012 14:24
Czytelniczka

Często korzystam z rekomendacji znajomych, ale rzadko się sprawdzają. Jednak ciężko trafić w gust innej osoby. Za to bardzo mnie kręcą okładki i szata graficzna.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Vulpecula  - awatar
Vulpecula 16.07.2012 14:05
Czytelniczka

Przy zakupie/ wypożyczeniu książki stosuję różne metody , np. otwieram książkę na chybił trafił , czytam kilka zdań i jeśli są interesujące kupuję/wypożyczam . Nie zaprzeczę też że bardzo dużą wagę przykładam do wyglądu okładki . I tytułu . Zawsze czytam opisy na skrzydełkach , okładkach. A kiedyś ,co może wydawać się dziwaczne, lubiłam ... wąchać książki. Wiem że to...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
missly  - awatar
missly 14.07.2012 21:12
Bibliotekarka

Nigdy nie zwracam uwagi na autora. No dobra, zwracam, ale jeśli nie znam, w żadnym wypadku nie zrażam się do książki. Najbardziej interesuje mnie opis i recenzje - czy zgadzają się z opisem? Pochlebne na temat formy, czy fabuły? Ale nie za dużo tych recenzji, bo im więcej, tym większy spoiler :)
Zdarzyło mi się jednak kupić książkę na ''chybił trafił'', a był to ''Cień...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Viv87  - awatar
Viv87 14.07.2012 20:11
Czytelnik

Dawniej głównym kryterium wyboru był autor i gatunek, następnie opis z tylnej okładki, czasem sama okładka - i zdarzały się wpadki, nawet dosyć liczne. Od kilku lat kieruję się głównie ocenami na portalach książkowych, oraz tym, co wyskakuje w rekomendacjach na tychże portalach. A mniej więcej od roku doszły recenzje z moich ulubionych literackich blogów. Odkąd mam te...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
white_swan  - awatar
white_swan 14.07.2012 16:45
Czytelniczka

Zazwyczaj przy wyborze książek kieruję się kryteriami mniej więcej w takiej kolejności:
1.Sprawdzeni autorzy (jeśli nie znam, kieruję się np. opiniami innych pisarzy czy krytyków na okładce)
2.Rekomendacje znajomych, bibliotekarek
3.Ulubione gatunki literackie
4.Opinie na lubimyczytac.pl
5.Obecność na listach książek (np. takie jak tworzone przez BBC lub wp.pl)
6.Opis z...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Delirium  - awatar
Delirium 14.07.2012 16:27
Czytelniczka

Niby nie powinno się oceniać książki po okładce, ale prawda jest taka, że większość czytelników widząc książkę nieznanego autora i nic nie mówiącego tytułu na okładkę spogląda i jej atrakcyjność ma znaczenie przy kupnie/wypożyczeniu lektury. To tak samo jak potrzebą zakochiwania się w charakterze drugiej osoby - o wiele przyjemniej jest zakochać się w charakterze osoby...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
ewka_beer  - awatar
ewka_beer 14.07.2012 00:18
Czytelniczka

No coż... Ciężko stwierdzić, gdyż wiele czynników składa się na to jaką następna książkę kupię / wypożyczę / przeczytam....
Przy wypożyczeniu z biblioteki nie ma ąz tak dużej presji, gdyż można spokojnie książkę oddać, jeśli nam się nie podoba. Trudniej jest, gdy ksiązkę kupujemy. Ja niestety wole nie zjeść a mieć włąsną książkę, także kilkakrotnie w miesiącu (a...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
awatar
konto usunięte
13.07.2012 12:04
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Mandriell  - awatar
Mandriell 13.07.2012 09:26
Bibliotekarz

Moje kryteria to:
1A. Autor: jeśli znam i lubię jego/jej wcześniejsze książki/książkę - biorę w ciemno
1B. Autor: jeśli nie znam, zdaję się na rekomendację od innych autorów, których znam i szanuję
2 Okładka: Bardzo często jest tak, że jeśli sama osoba autora mnie nie przyciągnie, bądź nie ma rekomendacji, to musi na mnie zadziałać magia okładki.
3. Wydanie: Jeśli dana...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej