Nefarious Anna Wilman 7,0
ocenił(a) na 26 tyg. temu Raven to młoda dziewczyna, która wyjeżdża na studia do Baltimore, żeby uciec od toksycznego chłopaka i rodziny, która naciska na kontynuowanie toksycznego związku, zupełnie nie przejmując się jej dobrem. Raven liczy na nowy początek, więc cieszy się, gdy na miejscu poznaje Matta i szybko staje się częścią jego grupy przyjaciół, do której należy też gburowaty Wallace. Kiedy Chase - były chłopak Raven jakimś cudem wkręca się do bractwa, do którego należą Matt i Wallace, ten drugi proponuje Raven, że będzie udawał jej chłopaka, aby powstrzymać niebezpieczne zachowania Chase'a względem Raven.
No i cóż więcej mogę powiedzieć o tej książce? Może zacznę od dobrych rzeczy. Mianowicie od pomysłu. Ucieczka od toksycznego byłego i jego pojawienie się jako przyczyna fake datingu to naprawdę zgrabne połączenie. Miało szansę na wywołanie emocji, ale... No właśnie.
Zacznę od tego, że to książka w narracji pierwszoosobowej, a kiedy ją czytam mam wrażenie, że akcja jest opisywana z perspektywy postronnego obserwatora. Większość rzeczy nie jest mi pokazana, żebym mogła się wczuć, tylko jest mi to rzucone prosto w twarz opisem. Ciągle jest czuję to, czuję tamto, zamiast pokazać mi to jej zachowaniem, żebym sama wytężyła mózgownicę. Za to sporo zdań poświęca się nieistotnym dla fabuły, prozaicznym czynnościom jak mycie owoców, pieczenie gofrów czy robienie zakupów. To nie jest istotne dla fabuły, więc opisywanie tej czynności tak: pochylam się nad zlewem, płuczę owoce, osuszam z wierzchu ręcznikiem papierowym, odkładam pudełko z owocami na ociekaczu od zlewu, jest totalnie niepotrzebne. Tym bardziej, że potem mamy opis jak Matt wyciąga gofrownicę, robią ciasto, rozgrzewają gofrownicę i nalewają do niej ciasto tak, że się nie wylewa i będą miały idealny kształt, no to już jest przesada. A wystarczyło napisać, że myje owoce, a oni robią gofry, każdy potrafi wyobrazić sobie ten proces. Dla mnie są to zapychacze. Bo gdyby to było tak, że prowadzą jakąś rozmowę i te wszystkie czynności byłyby wspominane w didaskaliach to spoko, ale tutaj poświęca się temu akapity. Z kolei sytuacja, kiedy Wallace i Raven mają pewne nieporozumienie w knajpie i jadą w ciszy jest jakby pominięta. Mamy napisane, że jechali w ciszy, a ona próbowała rozmawiać, ale on milczał i tyle. Tu można było pokazać tę próbę, niezręczność itd., to miało wpływ na ich relację, a zostało tak o odhaczone.
Bohaterowie są płascy, bez polotu. Mam wrażenie, że każdy z nich jest taki sam. Mówi nam się, że Steve bodajże jest podrywaczem, ale podrywa tu tylko jedną dziewczynę i jest z nią, więc chyba trzeba wierzyć na słowo. Nie zżyłam się z żadnym z tych bohaterów. Scena, w której Wallace mówi, że nie chce grać w bilard i zaznacza, że Chase nie będzie uczył Raven, bo jemu jako jej chłopakowi to nie pasuje, a Raven twierdząca, że chce jednak się nauczyć, to wyższy poziom poirytowania i bezsensu. Wallace udaje jej chłopaka, więc na ludzki rozum powinna normalnie powiedzieć, że nie chcę się uczyć, bo ona wie, że Wallace nie chce, w dodatku jest tam Chase, ale ona nie. I ona jeszcze myśli sobie, cytuję: "Nici z trzymania się na dystans. Skoro jesteśmy tak blisko, dalej musimy udawać". Jakby stara, sama do tego doprowadziłaś. No i w tej scenie jest jeszcze błąd logiczny, bo Raven mówi o swojej grze w bilard: "Po jednej rundzie nie stanę się amatorką. Nie będę nawet początkującą". - To nie ma sensu, chyba że pomylono słowo "amator" z "profesjonalista" - przeciwieństwa. Potem było: "Ten mu wtóruje, karcąc go za zniwelowanie jego planów". - Chyba zniweczenie. "Przekręca głowę w jej kierunki." - kierunku. "Wykrzykuje, a w salonie nastaje obruszenie" - Oburzenie? Albo ewentualnie ktoś się obrusza.
Jak przy błędach jesteśmy, to tam jest od groma powtórzeń, "a następnie" dosłownie może śnić się po nocach. Wiele zdań ma dziwny szyk i jest budowane niemal w identyczny sposób. Ktoś może powiedzieć, że to niewielkie błędy, ale to jest kolejna książka tego wydawnictwa, która wali mnie po oczach takimi błędami. I mam wrażenie, że ktoś po prostu się do tego nie przykłada.
Jak dla mnie w tej książce mało się dzieje, a jak się dzieje to ciągle to samo, co męczy, kiedy bohaterowie są obojętni a Wallace materializuje się tam, gdzie go potrzeba. Dla mnie Raven nie ma własnego głosu, prowadzona przez nią narracja wydaje się właśnie postronna, nijaka. A wszystkie relacje rodzą się za szybko, a może raczej za szybko przybierają poważne natężenie jak wielka przyjaźń Matta i Raven albo natychmiastowa przemiana Beth i rozwiązanie wszelkich niesnasek w sumie bez ich rozwiązania.
Autorce życzę wszystkiego, co najlepsze, ciągłego rozwoju jej warsztatu i tego, aby każda kolejna książka była coraz lepsza. Nie napisałam tej opinii złośliwie, po prostu uznałam, że dając tak słabą ocenę, pasuje wyjaśnić.