Wierność!-myślał Tonio Kroger. -Będę ci wierny i będę kochał ciebie, Ingeborgo, dopóki żyć będę!" Tak pięknie wierzył. A jednak słyszał w sobie cichy szept lęku i żalu, że przecież zapomniał zupełnie o Janku Hansenie, choć go widywał codziennie. I brzydko, żałośnie było, że ten cichy i nieco złośliwy głos miał słuszność, że czas mija i nadeszła chwila, kiedy Tonio Kruger nie był juz tak bezwzględnie jak dawniej gotów umrzeć za wesołą Ingę, gdyż poczuł w sobie ochotę i siły, aby stworzyć mnóstwo dziwnych rzeczy w świecie na swój sposób.
I obchodził ostrożnie ołtarz ofiarny, na którym gorzał szczery i czysty płomień jego miłości, klęczał przed nim, podniecał i żywił go rozmaicie, gdyż chciał być wierny. A jednak po pewnym czasie ogień ten zgasł niepostrzeżenie, bez wrażenia i hałasu.
Ale Tonio stał jeszcze długo przed wystygłym ołtarzem, pełen zdumienia i rozczarowania, że wierność na ziemi była niemożliwa. Potem wzruszył ramionami i poszedł swoją drogą.
Wierność!-myślał Tonio Kroger. -Będę ci wierny i będę kochał ciebie, Ingeborgo, dopóki żyć będę!" Tak pięknie wierzył. A jednak słyszał w so...
Rozwiń
Zwiń