rozwiń zwiń

Zapłaciłem za wścibstwo dwa złote

LubimyCzytać LubimyCzytać
15.03.2018

O emocjach zabarwionych erotycznie, przedpremierowych nałogach i najnowszej powieści „Słońce narodu” rozmawiamy z jej autorem – Kubą Wojtaszczykiem.

Zapłaciłem za wścibstwo dwa złote

Po wydaniu książki „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” w 2016 roku zostałeś uznany za „najciekawszego pisarza młodego pokolenia”. Czujesz na sobie ciężar tego określenia?

Na pewno jest to miłe. Jednak kiedy pojawiają się głosy pozytywne, zaraz słychać też negatywne. To wszystko się wyrównuje. Jestem daleki od myślenia o sobie jako najciekawszym pisarzu czy głosie młodego pokolenia. Cieszę się, że książki, które piszę, podobają się i są czytane. Na tym się skupiam. Dobre recenzje dopieszczają ego autora i pokazują, że pisanie nie idzie w próżnię.

Lubię też głosy czytelniczek i czytelników, którzy do mnie piszą o tym, co im się podobało, a co nie. Kiedyś dostałem wiadomość od licealisty. Napisał, że po przeczytaniu „Kiedy zdarza się przemoc…”, chodząc ulicami Poznania, widzi sceny z książki. To jest budujące.

Czujesz presję albo lęk, że zawiedziesz nadzieje tych osób, które dwa lata temu pisały o tobie z takim entuzjazmem?

Rozmawiamy przed premierą. To najgorszy czas. Niby chcesz odpocząć, ale jednocześnie się stresujesz, co ludzie powiedzą. Z wydaniem każdej kolejnej książki pojawia się pewnego rodzaju ryzyko, czy książka sprosta oczekiwaniom. Na szczęście dotarły już do mnie pierwsze pozytywne recenzje od krytyków. Dzięki nim jestem trochę spokojniejszy.

Jak objawia się przedpremierowy stres? Masz jakieś nawyki, nałogi, które się wtedy pojawiają, albo stają intensywniejsze?

Wieczorem relaksuje mnie wino lub pójście na siłownię. W dzień długie spacery z psem. Wszystko byleby odciągnąć myśli od książki. Jednak uważam, że moje sposoby radzenia sobie ze stresem nie odbiegają od standardów (śmiech). W sytuacjach kryzysowych pomagają też rozmowy z przyjaciółkami pisarkami, Olą Zielińską i Dominiką Słowik. Staramy się przed każdą premierą siebie wspierać.

Dlaczego piszesz? Co ci to daje?

Chyba mam symptomy kompulsywnego zbieractwa, tyle tylko, że nie rzeczy a historii; lubię je snuć. To pewnie główny powód pisania. Gdy już nagromadzę wystarczająco dużo informacji, pomysłów, opowieści, to muszę to wypluć, przelać na papier. Oczywiście całość ubieram w fabułę. Jest to pewnie egoistyczne, bo gromadzenie i pisanie są dla mnie w jakiś sposób bardzo intymnymi czynnościami, dlatego też w ogóle nie myślę wtedy o czytelnikach. Dopiero, gdy książka trafia do wydawcy, korekty, redakcji… do całej tej machiny wydawniczej, pojawia się pytanie: czy ta historia będzie w ogóle kogoś, oprócz mnie, kręcić?

Dlaczego zdecydowałeś się osadzić swoją powieść w latach 70.?

Akcja „Słońca narodu”, czyli mojej najnowszej książki, dzieje się w ciągu jednego roku między 1978 a 1979. Głównym przyczynkiem do niej był anonimowy dziennik kobiety, który znalazłem na pchlim targu. To on osadził moją powieść w tych konkretnych ramach czasowych, a były one niezwykle ciekawe; umarło wtedy dwóch papieży, po czym tron Watykanu objął Karol Wojtyła, zdarzyła się zima stulecia, a w Warszawie w powietrze wyleciała Rotunda.

W jakim mieście i na jakim pchlim targu znalazłeś dziennik?

Znalazłem go w Poznaniu. To było w czasie, gdy przeprowadzałem się do nowego mieszkania. Dlatego też postanowiłem rozejrzeć się za jakimiś retro meblami. Jednak najpierw trafiłem na stanowisko ze starymi książkami. Rzuciła mi się w oczy plastikowa brązowa okładka, która przypominała te, w jakie moje – dużo ode mnie starsze – siostry owijały swoje szkolne zeszyty. Wziąłem go do ręki z sentymentu, przekartkowałem, zobaczyłem daty, niewyraźne pismo. To był dziennik. W pierwszej chwili się zawstydziłem, miałem wrażenie, że gdy zacznę czytać cudze wspomnienia, ta osoba w każdej chwili może mnie na tym przyłapać. Jednak wścibstwo wygrało; zaspokoiłem je za dwa złote.

Znaleziony dziennik okazał się być prowadzony przez anonimową kobietę, mieszkającą w dużym mieście. Narratorka opisuje swoje przeżycia związane z wyborem Karola Wojtyły na papieża. Nie są to emocje czysto religijne, tylko o mocnym zabarwieniu erotycznym. Uczucia, które przebijają w dzienniku, posłużyły mi do stworzenia Renaty Małeckiej, jednej z bohaterek mojej powieści.

Chciałeś przez tę książkę powiedzieć, że religijna fascynacja przechodząca w fanatyzm może mieć złe skutki nie tylko dla osoby, która ją okazuje, ale i dla otoczenia?

Każda chora fascynacja może mieć negatywny wpływ na rodzinę, znajomych czy osobę, która tę fascynację żywi. Renata, tak jak powiedziałem, popada w fascynację religijną po wyborze Polaka na papieża. Jest katoliczką, ale jednocześnie zaczyna kochać Jana Pawła II jak mężczyznę. Traktuje go jak ideał, do którego nie można dotrzeć.

„Słońce narodu” nie jest beką z katolicyzmu, wręcz przeciwnie. Emocje głównej bohaterki są jak najbardziej prawdziwe, wszak pochodzą ze wspomnianego dziennika. Kobiecie akurat zdarzyło się zakochać w papieżu, co z jednej strony wynika z nieszczęśliwego małżeństwa, ale z drugiej z konkretnego okresu historycznego. Wojtyła jest dla Renaty idolem, który w czasie PRL-u zwyczajnie rozjaśniał szarą rzeczywistość.

Czy z którymś z bohaterów „Słońca narodu” szczególnie się utożsamiasz, albo któregoś szczególnie nie lubisz?

Prócz Renaty, równoważnymi bohaterami są jej mąż Gustaw i syn Paweł. Cała trójka, pomimo że żyje w tym samym mieszkaniu na warszawskim Muranowie, ma zupełnie inną historię do opowiedzenia. W każdej z tych postaci jest pewnie trochę ze mnie, od tego nie sposób uciec.

Gustaw jest najbardziej tajemniczy z bohaterów. Tak jak Renata buduje swój świat w oparciu o doniesienia o papieżu, tak jej mąż zamyka się w sobie, tworzy świat ze zdarzeń niedostępnych dla innych; zaczyna kwestionować swoją przeszłość.

W pewnym sensie bardzo blisko jest mi do Pawła, bo potrafię sobie wyobrazić, jak trudne mogą być początki pracy artystycznej. Mój bohater ma – a może chce mieć – artystyczną duszę i szuka możliwości jej ekspresji. Jednak najbliżej jest mu do muzyki...

Konstruując jego postać, za literaturę podstawiłeś muzykę?

Można tak powiedzieć, choć nie jest to do końca prawda. Paweł dopiero szuka, jednocześnie chciałby być dobry we wszystkim. Poza tym posuwa się do czynów, które są mi zupełnie obce. Na początku książki wraz ze swoją dziewczyną Elą występują w programie „Mikrofon dla wszystkich” w Polskim Radiu. Odpadają, co tylko pokazuje Pawłowi, że nie potrafi śpiewać, jest trochę jak Mandaryna w Sopocie (śmiech). Chłopak popada w depresję. Boi się, że kiedy opuści mieszkanie, przechodnie będą się z niego śmiać. Ucieczką od tego typu myśli ma być podjęcie pracy kaowca w Hucie ”Warszawa”...

Kiedy ukaże się twoja następna książka?

Na pewno nie przez najbliższe dwa lata! Po pierwsze muszę odpocząć, po drugie znaleźć temat, który będzie mnie kręcił na tyle, aby go pogłębić.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 15.03.2018 09:41
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post