rozwiń zwiń

Wcielenia Bator

Joanna Janowicz Joanna Janowicz
03.02.2015

Joannę Bator znamy nie od dziś – najpierwsi czytelnicy mogą pamiętać ją z 2002 roku i jej literackiego debiutu, powieści „Kobieta”. Później poznawaliśmy z nią Japonię i losy pewnej rodziny z Piaskowej Góry. Po paru latach wróciliśmy do Wałbrzycha, by prowadzić śledztwo. Tym razem lecimy w egzotyczne strony – na Sri Lankę.

Wcielenia Bator

Pisarka, publicystka, nauczycielka akademicka. Autorka prac naukowych, esejów, powieści i opowiadań. Laureatka Nagrody Literackiej Nike. Podróżniczka. Ze słów jej powieści i z udzielanych przez nią wywiadów wynika, że przede wszystkim podróżniczka. Podróże ją napędzają i inspirują. Są jej leitmotivem w życiu i w pisaniu. Gdyby bowiem wyciągnąć wspólny mianownik ze wszystkich jej dokonań, to byłyby nim właśnie podróże, niezbywalna chęć do ciągłego przemieszczania się oraz sprzeciw wobec osiadłego życia i ustatkowania się, przynajmniej w tradycyjnie przyjętej formie. Wygląda na to, że Bator w roli nomadki czuje się najlepiej – i to z korzyścią dla nas, czytelników, bo o tym najbardziej lubi pisać, wprost lub używając do tego przezroczystych pretekstów.

Co komu pisane, temu w wodę kamień
W ślad za tym, jak przemieszczamy się za Bator-nomadką, obserwujemy jej różne wcielania. Narratorki, której pasją jest snucie historii – tak jak ma miejsce w sadze Piaskowa Góra i w jej kontynuacji Chmurdalii, której widać, że przyjemność sprawia zabawa językiem i stylem, i nieźle jej ta zabawa wychodzi. Obserwatorki międzykulturowych różnic i niuansów w relacjach męsko-damskich, na które uwrażliwia się, będąc w Japonii – czego śladem pozostaje Japoński wachlarz. Wreszcie pisarki kryminalnej, dla której nadal język jest ważny, ale już w swej uproszczonej odsłonie, bo nie o słowa tu chodzi, lecz o obnażenie mechanizmów rodzenia się w ludziach zła i staje się Ciemno, prawie noc. I najświeższe wcielenie pisarki: samotnej podróżniczki i tropicielki historii, która wyrusza na drugi koniec świata po to, by rozwiązać zagadkę zniknięcia przed laty młodej dziewczyny, również podróżującej solo. Rzecz nosi tytuł Wyspa Łza. Pod tym kryptonimem kryje się Sri Lanka.

Księżyc w Rybach
„Trzeba się przecież zatrzymać od czasu do czasu, żeby przećwiczyć swoją muzykę, pobzykać trochę skrzydełkami, prawda?” - to słowa Nicolasa Bouviera z książki Ryba-Skorpion, które Bator przywołuje w pewnym momencie swej relacji ze Sri Lanki. To również mój ulubiony cytat z Bouviera, który i we mnie rezonuje: trzeba czasem zatrzymać się i przyjrzeć sobie. Dać sobie czas i dostrzec swoje potrzeby. Uspokoić się. Przyjrzeć zmianom, jakie w nas stopniowo zaszły od chwili, kiedy ostatnio tak się sobie przyglądaliśmy. I pozwolić sobie na luz. Na zwyczajne bycie gdzieś bez codziennych obciążeń – naszych relacji, pracy, innych obowiązków. Bez konieczności pisania nowej książki, gdy nie ma się na nią pomysłu.

I tak naprawdę poszukiwanie Sandry Valentine wydaje się tylko pretekstem dla Joanny Bator do tego, by wyjechać, pobyć samej i wyleczyć się z depresji i bezsenności. Pretekst ten jest silnie obudowany – notatkami z wędrówek, wspomnieniami minionych miłości i trwających wciąż relacji narratorki, erudycją i cytowaniami autorów, w tym przywołanego już tutaj Bouviera, Witkacego, Broniewskiego, Barthesa czy Nietzschego. Dodatkowo wspierają go odwołania do astrologii, przepowiednie związane z Księżycem w Rybach i czarnym słońcem melancholii w Saturnie. Wszystko to istnieje na papierze tylko po to, by uprawomocnić pisanie o pisaniu, miłości i samotności. By móc pobzykać trochę skrzydełkami.

„Moje podróże są intensywne, a nie ekstensywne i nigdy nie polegały na ciągłym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, lecz raczej na delikatnym i nietrwałym wrastaniu przez rok czy dwa w jakieś miasto, które zawsze opuszczam dokładnie wtedy, kiedy zaczyna nabierać cech domu, a ekscytacja nowością znamion przyzwyczajenia. Zupełnie nie interesuje mnie zwiedzanie i turystyczne zaliczanie atrakcji, nie odczuwam potrzeby znoszenia przesadnych trudów podróży i nieprzyjemności w rodzaju złego towarzystwa, brudnych pokoi hotelowych czy braku ciepłej wody, choć jestem w stanie pogodzić się z tymi niedogodnościami na chwilę w obliczu wyższej konieczności”.

„Wyspa Łza” jest najbardziej osobistą książką napisaną przez Bator. Najwięcej w niej z siebie odkrywa, najbardziej się w niej odsłania (lub tak pisarka pozwala nam myśleć). I to jest prawdopodobnie najciekawszy aspekt tej książki. Dający z kolei nam, czytelnikom, pretekst do tego, by poznać kolejne wcielenie autorki, a przy okazji podejrzeć proces, jakiego wymaga powstanie kolejnej powieści.

Oddajmy na koniec głos autorce, która opowiada o tym, jak powstała „Wyspa Łza”:

*Śródtytuły – cytaty z „Piaskowej Góry”, „Ciemno, prawie noc”


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Magda 05.02.2015 12:13
Czytelniczka

"nabyć drogą kupna" - związek frazeologiczny rodem z poprzedniej epoki i nowomowy ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Magda 03.02.2015 15:31
Czytelniczka

Wczoraj skończyłam "Rekina...", dziś zaczęłam "Chmurdalię", a "Wyspę..." nabyłam drogą kupna. Luty miesiącem Joanny Bator!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Armand_Duval 03.02.2015 21:52
Czytelnik

"nabyłam drogą kupna"

To można jakoś inaczej?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Voudini 04.02.2015 09:18
Czytelnik

Na przykład drogą wymiany, co akurat w przypadku książek wciąż bywa praktykowane, chociażby za pośrednictwem tego portalu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ejan 05.02.2015 09:43
Czytelnik

Można też wypożyczyć z biblioteki. (Istnieją jeszcze na szczęście biblioteki!) Zwłaszcza starsze książki można tam znaleźć. Dlatego te nowe pozostaje zakupić lub się z kimś wymienić.
Pożyczenie od znajomych też jest chyba dozwolone.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Joanna Janowicz 03.02.2015 15:13
Czytelniczka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post