-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
Opowieść Skloot bardzo mi się podobała - dowiedziałam się wiele o Henriecie Lacks i jej rodzinie, USA oraz troszkę o zasadach prowadzenia badań naukowych zarówno teraz, jak i dawniej. Mimo, że napisana bardzo prostym językiem, potrafi całkowicie wciągnąć czytelnika. Widać również, że autorka musiała się nieźle namęczyć żeby zdobyć te wszystkie materiały (chociaż niektórzy uważają, że te długie opisy odkrywania kolejnych faktów są zbędne i nieprofesjonalne, jednak mi się podobały - to trochę takie spojrzenie na sprawę oczami dziennikarza). Nie czytałam nigdy podobnej książki!
Z drugiej strony, niestety, często miałam wrażenie, że tak obszernie opisywane intencje autorki są nieprawdziwe i tak na prawdę nie zależało na przedstawieniu historii HeLa, a jej przyjaźń z rodziną jest fałszywa (do czego szczególnie przekonywał mnie fakt, że na końcu nie rozmawiała z Deborah i opublikowała książkę dopiero po jej śmierci). Niemniej jednak są to przecież tylko moje przypuszczenia, może po prostu Skloot nie potrafiła tego odpowiednio ująć?
Dlatego oceniam tę książkę dość nisko. Bo zaczynam wątpić, czy wszystko co w niej przeczytałam jest prawdą. A przecież opowiada o faktach. Reszta - była świetna.
Opowieść Skloot bardzo mi się podobała - dowiedziałam się wiele o Henriecie Lacks i jej rodzinie, USA oraz troszkę o zasadach prowadzenia badań naukowych zarówno teraz, jak i dawniej. Mimo, że napisana bardzo prostym językiem, potrafi całkowicie wciągnąć czytelnika. Widać również, że autorka musiała się nieźle namęczyć żeby zdobyć te wszystkie materiały (chociaż niektórzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Opowieść Skloot bardzo mi się podobała - dowiedziałam się wiele o Henriecie Lacks i jej rodzinie, USA oraz troszkę o zasadach prowadzenia badań naukowych zarówno teraz, jak i dawniej. Mimo, że napisana bardzo prostym językiem, potrafi całkowicie wciągnąć czytelnika. Widać również, że autorka musiała się nieźle namęczyć żeby zdobyć te wszystkie materiały (chociaż niektórzy uważają, że te długie opisy odkrywania kolejnych faktów są zbędne i nieprofesjonalne, jednak mi się podobały - to trochę takie spojrzenie na sprawę oczami dziennikarza). Nie czytałam nigdy podobnej książki!
Z drugiej strony, niestety, często miałam wrażenie, że tak obszernie opisywane intencje autorki są nieprawdziwe i tak na prawdę nie zależało na przedstawieniu historii HeLa, a jej przyjaźń z rodziną jest fałszywa (do czego szczególnie przekonywał mnie fakt, że na końcu nie rozmawiała z Deborah i opublikowała książkę dopiero po jej śmierci). Niemniej jednak są to przecież tylko moje przypuszczenia, może po prostu Skloot nie potrafiła tego odpowiednio ująć?
Dlatego oceniam tę książkę dość nisko. Bo zaczynam wątpić, czy wszystko co w niej przeczytałam jest prawdą. A przecież opowiada o faktach. Reszta - była świetna.
Opowieść Skloot bardzo mi się podobała - dowiedziałam się wiele o Henriecie Lacks i jej rodzinie, USA oraz troszkę o zasadach prowadzenia badań naukowych zarówno teraz, jak i dawniej. Mimo, że napisana bardzo prostym językiem, potrafi całkowicie wciągnąć czytelnika. Widać również, że autorka musiała się nieźle namęczyć żeby zdobyć te wszystkie materiały (chociaż niektórzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lolita jako słowo kojarzy mi się z latem, słońcem i odrobiną goryczy. Nie z żadnym skandalem, obleśną pedofilią, toną negatywnych emocji, nie. Pewnie przez to, że jestem z nowej generacji i nie uznaję konwenansów czy dziwnych tradycji. I dlatego, że próbuję postawić siebie w danej sytuacji.
Psychologiczny portret bohaterów jest dość wyraźny i bardzo intrygujący. Lo nie jest aniołkiem. Hum nie jest o zupełnie zdrowych zmysłach. De facto, nikt nikogo nie porywa. Wszyscy maja mnóstwo czasu i mało zobowiązań. 'American dream in 50s', chociaż czasami jest smutno. Właśnie ten amerykański (odrobinę kiczowaty) klimat połączony z osobistymi (i często szokującymi) wyborami bohaterów, całkowicie mną zawładnął. Momentami czuło się znużenie, więc nie jest to lektura na jedną noc czy nawet kilka dni; według mnie potrzeba trochę czasu na "przetrawienie" niektórych scen. Nie jest to książka o szczególnie wartkiej akcji.
Zatem „Lolitę” czytałam wolno. Być może również dlatego, że wybrałam wersję po angielsku, aby celebrować każde słowo Nabokova w oryginale. Język! Polski przekład dla mnie traci połowę uroku i uszczypliwego stylu autora, zdecydowanie nie jest taki magiczny. Ta zabawa ze słowami, nawiązanie do twórczości innych autorów, podobieństwo ludzi do znaczeń ich nazwisk, nazwy miast i ten niepowtarzalny humor Nabokova są tym, co kocham najbardziej w tej powieści. Nie ma też żadnych opisów scen <3, i bardzo dobrze, chyba nie o to chodzi (a wielu by się ich spodziewało!). Martwiło mnie tylko to, że nie znam francuskiego, więc spora część „zabawy” mnie ominęła (jest dużo wtrąceń Humberta w tym języku).
Uwielbiam posłowie autora pełne błyskotliwych stwierdzeń. Nabokov mówi, że „Lolita” nie ma morału, nie jest autobiograficzna, a fakt, że napisał tak "dziwną" książkę nie oznacza, że otaczał się smutnymi ludźmi. "Lolita " po prostu została napisana i na pewno wielu osobom się nie spodoba (wiadomo, nie wszyscy lubią to samo).
Od przeczytania „Lolity”, 'summer haze' przypomina mi Dolores Haze. I chyba będzie już tak zawsze.
Lolita jako słowo kojarzy mi się z latem, słońcem i odrobiną goryczy. Nie z żadnym skandalem, obleśną pedofilią, toną negatywnych emocji, nie. Pewnie przez to, że jestem z nowej generacji i nie uznaję konwenansów czy dziwnych tradycji. I dlatego, że próbuję postawić siebie w danej sytuacji.
Psychologiczny portret bohaterów jest dość wyraźny i bardzo intrygujący. Lo nie jest...
Zaczynając czytać nie miałam pojęcia o czym jest ta książka... "Śmiertelni"? (ang. Being mortal, które lepiej oddaje sens tytułu) Znowu oklepany temat?
Atul Gawande, amerykański chirurg hinduskiego pochodzenia, jednak mnie nie zawiódł. Opowiada o własnych pacjentach (i nie tylko), zwracając uwagę na pozornie oczywiste aspekty bycia chorym (na różne przypadłości, które zawsze - wolniej lub szybciej - się kumulują i... wiodą do śmierci). Zastanawia się, czy celem medycyny jest "leczenie" za wszelką cenę, a może - wg "definicji" - zapewnienie dobrobytu, czyli nie tylko zdrowia fizycznego, ale i psychicznego "dobrego samopoczucia".
Momentami zbyt wiele razy powtarzana jest ta sama myśl, trochę pustosłowia, ale ta książka mocno zmusza do refleksji na temat choroby, starości, etyki medycznej...i śmierci. Poruszy każdego, kto trochę niepewny jest swojej egzystencji wraz z mijającymi latami.
Myślę, że warto przeczytać; szczególnie polecam osobom związanym ze służbą zdrowia. Wydaje mi się, że jest wartościowym źródłem informacji o stosunkach pacjent-profesjonalista z psychologicznego punktu widzenia.
Zaczynając czytać nie miałam pojęcia o czym jest ta książka... "Śmiertelni"? (ang. Being mortal, które lepiej oddaje sens tytułu) Znowu oklepany temat?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAtul Gawande, amerykański chirurg hinduskiego pochodzenia, jednak mnie nie zawiódł. Opowiada o własnych pacjentach (i nie tylko), zwracając uwagę na pozornie oczywiste aspekty bycia chorym (na różne przypadłości, które...