-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Spoglądając na okładkę książki "Rozdroża 1999" widzi się różne perspektywy. Każdy jej element jest obrazem miejsc, emocji, ludzkich doświadczeń czy poszukiwań. Ameryka Południowa, Afryka, Europa. Teraźniejszość i przeszłość. Jest i było a za chwilę będzie.
Przy lekturze tej książki towarzyszyła mi sinusoida odczuć. Początek bardzo przyciągnął moją uwagę, zaintrygował i podniósł poziom oczekiwań na wysokie amplitudy. Ruchy drgające nagle przeszły w spokojne tony. Czy teraźniejszość była dla mnie mniej przychylna w odbiorze? Chyba trochę mniej niż perspektywa przeszłości, chociaż nie ma do niej zastrzeżeń. To tak po prostu u mnie było.
Bardzo podobały mi się wystawki z drzewa genealogicznego, z poszukiwań tożsamości, drogi, miejsca. Lubię takie klimaty.
Szczerze, do tego tytułu podeszłam z dystansem i pewnego rodzaju obawą. Styl tej książki bardzo kojarzy mi się z wizerunkiem autora. Widząc zdjęcie Eliasza Chmiela, odczuwam wrażenie "człowieka poszukującego" tak jak u głównego bohatera.
Książka ta skłoniła mnie to pewnych refleksji, szybko mi się ją czytało a pióro i charakter tej powieści, obudziły apetyt. Czasy Erasmusa z perspektywy Aliasza trochę mi ciążyły ale jego przemyślenia, wejście w głowę, zaintrygowały.
Czy ten tytuł jest dla każdego? Nie wiem. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie.
Bardzo dziękuję za możliwość lektury wydawnictwu.
Spoglądając na okładkę książki "Rozdroża 1999" widzi się różne perspektywy. Każdy jej element jest obrazem miejsc, emocji, ludzkich doświadczeń czy poszukiwań. Ameryka Południowa, Afryka, Europa. Teraźniejszość i przeszłość. Jest i było a za chwilę będzie.
Przy lekturze tej książki towarzyszyła mi sinusoida odczuć. Początek bardzo przyciągnął moją uwagę, zaintrygował i...
Dana Schwartz stworzyła bardzo interesującą i wciągającą powieść określaną jako literatura młodzieżowa. #anatomialovestory to książka, w której świetnie się odnalazłam. Zainteresowała mnie i dała dużo czytelniczej satysfakcji. O czym jest?
Według pierwszych słów w opisie to "Gotycka opowieść o ambicji, miłości i sekretach..." Rzeczywiście, ambicji głównej bohaterki tu nie brakuje. Zaimponowała mi postać Hazel, młodej i dobrze urodzonej kobiety. Jej charakter, opór względem przyjętych konwenansom, odwaga i konsekwencja to cechy, które bardzo cenię. Mamy rok 1817 kiedy to kobieta była "ozdobą" więc marzenie o zostaniu chirurgiem, było traktowane niepoważnie i prześmiewczo. Wyobraźcie więc sobie, jakie kroki musiała ona podjąć aby choć spróbować, to pragnienie spełnić.
Jeśli mowa zaś o miłości to szczerze, za dużo jej tu nie ma albo jest na drugim planie, co bardzo mi odpowiadało i pozwoliło mi skupić się na stworzonym przez autorkę świecie. Tło społecznym było bardzo realnie opisane. Czytając odnosiłam wrażenie, jakbym była w nim obecna duchem i ciałem.
Jack, to druga z postaci, niestety położona w niższym szczeblu społeczeństwa. Bieda, zmusza go do zajęcia się pracą niekoniecznie wdzięczną. Jest rezurekcjonistą czyli złodziejem cmentarnym. Ciekawe połączenie tych istot dało fundament do stworzenia fajnej opowieści.
Jak na literaturę młodzieżową, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Rzadko mi się zdarza wsiąknąć w ten świat. Natomiast przy tej pozycji książkowej odnalazłam dużo przyjemności i takich prostych emocji, które podniosły mój poziom odbioru.
Jaka to była świetna przygoda. Takiej książki było mi potrzeba. Może nieidealna ale wróciła mi chęć do zaangażowania się w czytelniczy świat.
Polecam.
Dana Schwartz stworzyła bardzo interesującą i wciągającą powieść określaną jako literatura młodzieżowa. #anatomialovestory to książka, w której świetnie się odnalazłam. Zainteresowała mnie i dała dużo czytelniczej satysfakcji. O czym jest?
Według pierwszych słów w opisie to "Gotycka opowieść o ambicji, miłości i sekretach..." Rzeczywiście, ambicji głównej bohaterki tu nie...
Czy wierzycie w bajki dla dorosłych? Czy lubicie takie czytać?
„Ona i jej kot” to kolejna książka z serii z Żurawiem. Napisana prostym językiem, historia czterech kobiet, czterech kotów i psa. Każda z nich inna, każda na swój sposób ciekawa. Autorzy oddali tu głosy, każdemu z tych bohaterów. Możemy poznać ich myśli, emocje, doświadczenia. Na zaledwie 160 stronach mamy pełny wachlarz indywidualności.
Jest ona napisana prostym językiem, który daje spokój, krzepi i powoduje, że robi się przyjemnie na sercu. Nie jest skomplikowana choć bohaterowie dają się ponieść różnym uczuciom i zdarzeniom.
Ja osobiście, lubię zatracać się w tej serii. Jest taka inna, charakterystyczna, zdobywa mnie każdym tytułem. Fakt, różnią się one od siebie zarówno przedstawianą historią jaki i poruszanym tematem ale zawsze w nich odnajdziemy jakiś sens i prawdę życia.
Czy wierzycie w bajki dla dorosłych? Czy lubicie takie czytać?
„Ona i jej kot” to kolejna książka z serii z Żurawiem. Napisana prostym językiem, historia czterech kobiet, czterech kotów i psa. Każda z nich inna, każda na swój sposób ciekawa. Autorzy oddali tu głosy, każdemu z tych bohaterów. Możemy poznać ich myśli, emocje, doświadczenia. Na zaledwie 160 stronach mamy pełny...
Maciej Siembieda stworzył kolejną powieść, która jest wiarygodna, pełna zaskakujących wydarzeń, z charyzmatycznym głównym bohaterem.
Zapewne większości z was jest znany styl autora. Jeśli nie to koniecznie nadrabiajcie. Dlaczego?
Rzadko komu zdarza się utrzymać tak wyrównany poziom we wszystkich napisanych przez siebie książkach. (Oczywiście odnoszę się do tych, które już przeczytałam). Można w nich dostrzec a także docenić dopracowany i zaangażowany styl pana Macieja, bogatą wyobraźnię oraz dużą wiedzę.
Kołysanka jest jedną z tych książek, która przyciąga uwagę, w której żal ci jest zamknąć ostatnią stronę, którą czytasz błyskawicznie, bo ktoś obudził w Tobie ciekawość detektywa. Powieść stanowi piątą część cyklu z Jakubem Kanią w roli głównej.
W tej części głównym wątkiem okazuje się być muzyka. Autor przeplata teraźniejszość z przeszłością. Przybliża nam postać Karola Goduli, zwanym „ diabłem z Rudy”. Oczywiście poznajemy też różnych innych negatywnych czy pozytywnych bohaterów. Ich charaktery się wzajemnie przeplatają, kierują nimi nie zawsze czyste intencje ale każdy z nich odgrywa ważną rolę w tej historii. Ciekawe tło społeczne i do tego niezmienny Jakub. Spokojny, uczciwy i inteligentny bohater, który potrafi połączyć fakty, jest spostrzegawczy, umie dodać przysłowiowe „dwa do dwóch”, co doprowadza do intrygujących wydarzeń. Oczywiście jak to bywa, jest tylko człowiekiem, który popełnia również błędy.
Dzięki tym wszystkim elementom, czytelnik otrzymuje książkę będącą smakowitym kąskiem historyczno – detektywistycznym. Bawiłam się doskonale czytając ją.
Autor obudził moją ciekawość na tyle, że poczułam chęć poznania niektórych przytoczonych faktów. Żałuję tylko jednego, ale nie mogę wam napisać czego bo zdradziłabym fabułę. Uwierzcie nie chciałabym wam tego zrobić.
Mogłabym się rozpisywać o niej w nieskończoność. Jest warta uwagi.
Polecam.
Maciej Siembieda stworzył kolejną powieść, która jest wiarygodna, pełna zaskakujących wydarzeń, z charyzmatycznym głównym bohaterem.
Zapewne większości z was jest znany styl autora. Jeśli nie to koniecznie nadrabiajcie. Dlaczego?
Rzadko komu zdarza się utrzymać tak wyrównany poziom we wszystkich napisanych przez siebie książkach. (Oczywiście odnoszę się do tych, które już...
„ Kto zabił mojego ojca” to bardzo krótka i lapidarna opowieść, w której autor za pomocą fragmentów wspomnień, migawek z pamięci, powraca i tworzy na nowo obraz swojego ojca. Czytając ma się wrażenie, że widzimy tylko jego negatywną stronę, ale idąc dalej ma się wrażenie, że Edouard Louis próbuje odszukać w tym obrazie pewnej, lepszej warstwy, tego dramatycznego bohatera.
Na dosłownie 64 stronach, po krótce możemy poznać emocje autora, obawy i strach, jakie towarzyszą mu podczas przeróżnych sytuacji. Te fragmenty nie wpływają na pozytywny odbiór tych relacji. Jednak z perspektywy życia i pewnej nabytej dojrzałości, Louis ukazuje tło społeczne i polityczne kraju, co jest podstawą usprawiedliwienia, próbą zrozumienia własnego ojca. Czy rzeczywiście?
Odbiór tej mikropowieści jest uzależniony od czytelnika. Ja staram się dostrzec w niej jakąś iskrę życia, szansę na poprawę relacji. Mogę się mylić ale ostatnie strony były dla mnie poniekąd, taką próbą usunięcia pewnych skaz. Oczywiście, to nie stanie się od razu i tak być nie musi wcale ale…
To jest moja pierwsza książka tego autora. Chciałabym nadrobić pozostałe. Wiem, że to będzie duży ładunek emocjonalny.
„ Kto zabił mojego ojca” to bardzo krótka i lapidarna opowieść, w której autor za pomocą fragmentów wspomnień, migawek z pamięci, powraca i tworzy na nowo obraz swojego ojca. Czytając ma się wrażenie, że widzimy tylko jego negatywną stronę, ale idąc dalej ma się wrażenie, że Edouard Louis próbuje odszukać w tym obrazie pewnej, lepszej warstwy, tego dramatycznego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Nazwałem go krawat” to książka, która od dłuższego czasu zalegała na półce. Piękna obwoluta przyciągała oko a treść ciekawiła. Miejsce akcji to ławka w parku. To tutaj poznajemy dwie historie. Każda z nich niesie osobny ładunek emocjonalny. Każda jest pełna smutku, przeżyć, które wybrzmiewają razem i osobno.
Spotyka się na niej dwóch mężczyzn. Dzieli ich wiek, ale łączy indywidualność. Każdy z nich wybrał drogę odmienną niż większość społeczeństwa. Poznają się najpierw poprzez milczenie. Obserwacja to pierwszy krok. Jednak z każdym spotkaniem ich serca i umysły wzajemnie się otwierają. Rodzi się przyjaźń, co na początku nie ma racji bytu przy takich charakterach.
Ta wzajemna otwartość wprowadza czytelnika na ścieżkę, która odkrywa coraz więcej. Pozwala poznać ukryte w odmętach pamięci, trudne historie.
Zakończenie zaskakuje, jak życie. Jest otwarte. Pozwala dopowiedzieć sobie ciąg dalszy. Jednak pozostawia czytelnika z wyrazem konsternacji na twarzy.
Ten utwór ma też drugą twarz. Milena Michiko Flašar ukazuje nam świat, w którym słaba jednostka nie ma racji bytu. Odrzucona przez schematyczne środowisko, w którym liczy się człowiek młody i zdrowy, a także nieznający biedy. Oczyszcza się ze słabych a wzmacnia silnymi. Nieważne jest doświadczenie czy talent. Wystarczy ze zasypiasz albo nosisz dziurawe buty. Nie liczysz się.
To także książka o osobach, które odmawiają opuszczania domu, izolując się nawet od najbliższych. Presja otoczenia na wydajność oraz dopasowanie się, jest główną przyczyną takiego stanu.
„ Nazwałem go krawat” to piękna literatura. Krótka forma, bogata treść. Świetny debiut. Polecam.
„Nazwałem go krawat” to książka, która od dłuższego czasu zalegała na półce. Piękna obwoluta przyciągała oko a treść ciekawiła. Miejsce akcji to ławka w parku. To tutaj poznajemy dwie historie. Każda z nich niesie osobny ładunek emocjonalny. Każda jest pełna smutku, przeżyć, które wybrzmiewają razem i osobno.
Spotyka się na niej dwóch mężczyzn. Dzieli ich wiek, ale łączy...
„ Pewnego dnia ułożę najpiękniejsze zdanie i wtedy wszyscy zrozumieją.
Wezmę wszystkie słowa, które istnieją , tak po prostu,
i zabiorę je ze sobą.”
„Pewnego dnia stworze zdanie, które cofnie się w czasie.
Stworzę zdanie takie jak taniec liści, które odrywają się, spadają, kręcą się, ślizgają, podrywają do góry, wirują z wiatrem. I jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej.”
„Pewnego dnia zbiorę wszystkie słowa i wejdę do lasu” autorstwa belgijskiej pisarki Veroniki Mabardi, to opowieść o dziewczynce, która po śmierci matki przestaje mówić. To opowieść o kobiecie, która szuka szczęścia. To opowieść o mężczyźnie, który się gubi. To w końcu opowieść o magii słowa, o lesie, o dzieciństwie, relacjach z przyrodą i z drugim człowiekiem.
Poezja tej książeczki wbija, zatrzymuje, wciąga. Nieoczywista, płynąca swoim nurtem, subtelnie i z delikatnością opowiada o życiu. Życiu, które obdarte zostaje z warstw chaosu, hałasu, biegu. Na spokojnie odradza się i ukazuje zawiłość życia. Przyciąga formą, stylem odmiennym od ostatni powieści, jakie stawały na mojej drodze. Intryguje tytułem i zawartością. Dopełnia.
Krótka ale bogata.
„ Pewnego dnia ułożę najpiękniejsze zdanie i wtedy wszyscy zrozumieją.
Wezmę wszystkie słowa, które istnieją , tak po prostu,
i zabiorę je ze sobą.”
„Pewnego dnia stworze zdanie, które cofnie się w czasie.
Stworzę zdanie takie jak taniec liści, które odrywają się, spadają, kręcą się, ślizgają, podrywają do góry, wirują z wiatrem. I jeszcze bardziej. Jeszcze...
Za co uwielbiam pióro Marty Dzido w książce Frajda ?
Za kobiecą otwartość, zmysłowość słowa, erotyczną delikatność, zabawę słowem, uniesienie, otwieranie zmysłów.
"Próbuję sobie przypomnieć twoje ciało, ale nie umiem przywołać żadnego obrazu, tylko wrażenia, fragmenty, kawałki puzzli. (...)Jesteś teraz dla mnie pokawałkowanym wspomnieniem. Kubistycznym wzorem, rozpadającym się na mniejsze elementy. Każde ujęcie z tobą mam w zbliżeniu, żadnych planów średnich, żadnych pełnych."
Ta książka wprowadziła mnie na wyższy poziom odczuć. Moje zmysły dały się ponieść obraną drogą, bez potykania się szłam do celu tej wędrówki bo tak ciekawiło mnie co będzie dalej. Przemyślenia, myśli, uczucia jakie towarzyszą tej dwójce bohaterów.
Byłam głodna ich pięciolinii zmysłów, czekam na ich uniesienia z niecierpliwieniem.
Mój głód nie został zaspokojony dlatego pani Marto proszę o więcej. Lubię taką otwartość.
Polecam
Za co uwielbiam pióro Marty Dzido w książce Frajda ?
Za kobiecą otwartość, zmysłowość słowa, erotyczną delikatność, zabawę słowem, uniesienie, otwieranie zmysłów.
"Próbuję sobie przypomnieć twoje ciało, ale nie umiem przywołać żadnego obrazu, tylko wrażenia, fragmenty, kawałki puzzli. (...)Jesteś teraz dla mnie pokawałkowanym wspomnieniem....
Patrząc na okładkę książki „Przemieszczenie” autorstwa Margaryty Jakowenko, nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Była dla mnie zagadką. Idąc dalej i patrząc na dwie pierwsze jej strony, coraz bardziej czułam się zaintrygowana.
Poznajemy Darię Kowalenko Pietrową. Dziewczynkę, młodą kobietę, która w wieku 7 lat przeprowadza się wraz z rodzicami z Ukrainy do Hiszpanii. Poznajemy jej historię w strzępkach, urwanych wspomnieniach, w skrawkach pamięci. Odebrałam ją, jako osobę poszukującą swojego miejsca na ziemi, zagubioną i bardzo samotną.
Jest to książka o emigracji, ale czy tylko o tym? To książka również o relacjach, ale raczej ich braku.
Moim zdaniem duży wpływ na główną bohaterkę oraz to, kim aktualnie się stała, miało zachowanie rodziny. Wydaje się, że dziecku łatwiej jest się przystosować do nowych realiów niż dorosłym. Im nie zawsze to przychodzi z taką „łatwością”. Więcej wspomnień, inna perspektywa, przyzwyczajenia, schematy postepowania oraz czas, jaki im pozostaje wpływa na to jak odnajdują się w nowym miejscu.
W ukazanej historii wszystko było takie chłodne, narzucone, pesymistyczne. Tak to widzimy z perspektywy głównej bohaterki. Nie było w niej miłości, takiej, jakiej dziecko oczekuje.
Nie łatwo jest zostawić wszystko i wszystkich za sobą. Jednak wydaje mi się, że gdy jest się razem naprawdę, to napędzamy się wzajemną energią, która pozwala nam się odnaleźć.
To kolejna książka, która daje przykład na to jak ważne w naszym życiu są relacje. Czy mnie przekonała ta historia? Nie wiem, ale cieszę się, że mogłam ją przeczytać. Czegoś mi w nie zbrakło.
Patrząc na okładkę książki „Przemieszczenie” autorstwa Margaryty Jakowenko, nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Była dla mnie zagadką. Idąc dalej i patrząc na dwie pierwsze jej strony, coraz bardziej czułam się zaintrygowana.
Poznajemy Darię Kowalenko Pietrową. Dziewczynkę, młodą kobietę, która w wieku 7 lat przeprowadza się wraz z rodzicami z Ukrainy do...
Seweryn, Jacek i Marzena to główni bohaterowie książki, która mnie zaskoczyła. "Niepowinność", bo to niej mowa to bardzo dobrze, wnikliwie i mimo szarości bardzo ciekawie napisana książka.
Krótkie rozdziały wzbudzają czytelniczy apetyt. Czyta się szybko i nie sposób ją odłożyć aby choć przez chwilę o niej nie pomyśleć.
Autor kupił moją uwagę swoim świetnym stylem, bardzo realnie przedstawionym tłem społecznym i bohaterami, których historie wodzą za nos i wzbudzają zainteresowanie.
Pegeerowskie osiedle i historia jego powstawania, tajemnicza piwnica będąca narzędziem do straszenia i karania, szarzy ludzie do tego palacz, dyrektor, księgowa i ich indywidualne historie. To wszystko tak bardzo przypomina mi rzeczywistość filmu "Miś" lub "Alternatywy 4". Tylko bardziej na poważnie, realnie i z dobrym czuciem człowieka jako postaci. Tu nie ma "absurdu", który wydaje się być niepoważny. Jest absurd życia, które ma swoje doświadczenia.
Znikające dzieci, ludzie którzy nie chcą nowoczesności, emocjonalność utkana pomiędzy słowami. W tym wszystkim ludzie. Tacy prawdziwi. Trochę groteski chociaż niekoniecznie bym to tak określiła bo w sumie wtedy wszystko było możliwe.
Bardzo podobał mi się sposób przedstawienia historii. Z zainteresowaniem "słuchałam" opowiadań postaci pobocznych, bez których ta książka nie miałaby takiego uroku.
Jedynie czego mi zabrakło to dalszego ciągu. Chciałabym poznać losy tej trójki, która zdobyła moją sympatię ( może oprócz Seweryna, chociaż jemu też bym napisała inny scenariusz). Zakończenie jest, ale dla mnie mogłoby dalej potoczyć się torami, może trochę w innym kierunku. To jest atut tej powieści. Jest świetna a ja czuję, że chcę czytać więcej takich ciekawych tytułów, tak dobrze napisanych. Niekoniecznie "barwnych".
Czytajcie polskich autorów. Warto.
Seweryn, Jacek i Marzena to główni bohaterowie książki, która mnie zaskoczyła. "Niepowinność", bo to niej mowa to bardzo dobrze, wnikliwie i mimo szarości bardzo ciekawie napisana książka.
Krótkie rozdziały wzbudzają czytelniczy apetyt. Czyta się szybko i nie sposób ją odłożyć aby choć przez chwilę o niej nie pomyśleć.
Autor kupił moją uwagę swoim świetnym stylem, bardzo...
Koliber, to bardzo ciekawa i nieszablonowo napisana powieść o życiu głównego bohatera Marco. Czy jest to saga ? Ciężko to określić ale śmiało mogę napisać, że to jest powieść, która przykuła moją uwagę. Główny bohater jest narratorem, który wspomina, opowiada o swoim życiu, skupia się na swoich bliskich, ich wspólnych relacjach. Charakterystyczna ale z dodatkiem chaosu. Autor zastosował tu przejścia w czasie, które wymagają uwagi ale są bardzo wiarygodne.
Ta książka ma coś takiego w sobie, że jak już złapiesz z nią rytm, to nie możesz przerwać czytania. Ciekawość wzrasta z każdym przeczytanym zdaniem. Nie ukrywam, że są one dość długie, czasem chaotyczne ale napełnione nostalgią, mądrością, subtelnością.
Jest delikatnie, jest charakterystycznie, językowo dobrze ubrane.
Marco opowiada o swojej przeszłości, teraźniejszości, o dorastaniu, młodości. Poznajemy go w roli męża, ojca i dziadka. Wszystkie te etapy są ze sobą zmieszane, wstrząśnięte tworząc koktajl o intensywnym smaku. Tak, intensywnie ale bez zbędnego patosu i wielkości.
Podobała mi się ta powieść choć nie ukrywam, że wymagała ode mnie zaangażowania trochę większego niż zazwyczaj. Natomiast gdy już dałam się w nią wkręcić, to już nie mogłam oprzeć się pokusie zaspokojenia mojej ciekawości. Im dalej w treść, tym bardziej czułam się w tej historii na miejscu.
Polubiłam się z głównym bohaterem za to, jaki był. Szczerością zdobył moją sympatię. Polubiłam go za jego rozważania, za jego doświadczenia, sposób życia. Przypasował mi charakterologiczne. Lubię retrospekcje i tak też potraktowałam te fragmenty, w których powracał Marco do swojej przeszłości.
Czy dla każdego? Ja ją polecam. Dla cierpliwych. Będziecie nagrodzeni.
Koliber, to bardzo ciekawa i nieszablonowo napisana powieść o życiu głównego bohatera Marco. Czy jest to saga ? Ciężko to określić ale śmiało mogę napisać, że to jest powieść, która przykuła moją uwagę. Główny bohater jest narratorem, który wspomina, opowiada o swoim życiu, skupia się na swoich bliskich, ich wspólnych relacjach. Charakterystyczna ale z dodatkiem chaosu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Siedząc nad czystą kartką papieru, biegnę za swoimi myślami i zastanawiam się jaką linią zacząć, i w którym kierunku nią pokierować aby nadać jej właściwy kompozyt słów. Szukając właściwego światła, próbuję stworzyć świat jaki było mi dane poznać dzięki lekturze Nino Haratischwili "Coraz mniej światła".
Ręka kieruje mną i nadaje tej kartce właściwy obraz. Z każdą linią wyłania się kolejna emocja, kolejne imię, kolejne doświadczenie. Jest ich coraz więcej i więcej.
Jest rok 2019. Główna bohaterka i narratorka wprowadza nas na wystawę. Nie jest to zwyczajny wernisaż. Z każdym jej krokiem odkrywamy kolejne zdjęcie autorstwa jej najlepszej przyjaciółki Diny. Jednej z czterech. Z każdym zdjęciem pozwala nam odkrywać razem z nią wspomnienia. Te bolesne i te szczęśliwe. Z każdą stroną tej narracji poznajemy siłę ich przyjaźni, wielką odwagę, różnorodność charakterów.
Tibilisi, 1987 rok. To wtedy wszystko się zaczyna. Przyjaźń, chaos życia, którego puls nie zwalnia lecz przyśpiesza. Dina, Ira, Nene i Keto, ich miłości, upadki, cierpienia i przygody. Wszystko i nic. Pięknie i brutalnie. Z marzeniami i z szarą rzeczywistością. Poznajemy ich świat oraz następujące zmiany polityczne i społeczne kraju, w którym dane im było żyć. To wszystko tak dobrze oddane i opisane jakby było się uczestnikiem tej historii.
To jest moja pierwsza powieść autorki. Dałam się jej unieść i pociągnąć za rękę. Kroczyłam z Keto, krok za krokiem, obserwując jej emocje, wspomnienia, lęki. Nino stworzyła bardzo realny świat, świat którego można dotknąć, który można usłyszeć poprzez śmiech i płacz.
Polubiłam się z tymi bohaterami. Każde z nich było w odpowiednim miejscu, każde nadawało jej tonu, barw i kształtów. Całość wyszła bardzo dobrze. Każde słowo do siebie pasowało, było czuć autorkę w tym co stworzyła. Ponad 700 stron powieści, która wprowadza czytelnika w dobry nastrój. Nie zawsze było dobrze i przyjemnie, bo zżyłam się z postaciami. Szczególnie z Keto. Wierzyłam w każde jej słowo. Przeżywałam i oddałam swoje emocje.
Bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać i poznać to co stworzyła Nino Haratischwili.
Wiem, że sięgnę po więcej.
Czytajcie.
Siedząc nad czystą kartką papieru, biegnę za swoimi myślami i zastanawiam się jaką linią zacząć, i w którym kierunku nią pokierować aby nadać jej właściwy kompozyt słów. Szukając właściwego światła, próbuję stworzyć świat jaki było mi dane poznać dzięki lekturze Nino Haratischwili "Coraz mniej światła".
Ręka kieruje mną i nadaje tej kartce właściwy obraz. Z każdą linią...
Nietypowo, zacznę od tego: CZYTAJCIE.
" Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim" to książka, która mnie utuliła, dała mi ukojenie, rozśmieszyła, przypomniała co jest ważne, jakich ludzi widzimy na co dzień, i że warto ich dostrzec w tym pędzie życia.
Ksiądz Jan Kaczkowski, to bardzo bogaty duchowo człowiek był i nadal jest w pamięci. Potrafił jak petarda, być dla drugiego człowieka, nieważne kim on był. Widział w nim to coś, co inni nie potrafili dostrzec, nie chcieli, zatwardzeni w swoich osądach. Jednak ten tytuł to nie tylko o tym jest. Tak naprawdę, w książce tej dochodzi do głosu, ktoś kto nie zaczynał najlepiej, pogubił się, nie miał nikogo kto by potrafił dobrze nim pokierować.
Patryk Galewski, bo to o nim mowa, przywołuje nam obraz przyjaźni, jaka rodzi się pomiędzy nim a Johnnym. Piękna to była i jest przyjaźń. Bogata w wiarę w drugiego, umiejąca zdobyć szczyty własnych słabości, pokonująca to co trudne, pouczająca, zauważalna.
Chciałabym takiego kogoś spotkać choć na chwilę. Porozmawiać o życiu i byciu obecnym w tym życiu. Można by powiedzieć o tej książce, że jest jak każda inna, dobrze napisana, przekonywująca, dająca do myślenia, tak zgadzam się. Jednak są nam one, takie historie,nam potrzebne, po to aby się zatrzymać, zarejestrować drugiego człowieka, dostrzec siebie i być. Nie mi oceniać jej poprawność, czy logikę. Ja wiem jedno. Takiej huśtawki nastrojów dawno nie miałam. To była pozytywna energia. Śmiech i łzy odebrałam jako coś dobrego i oczyszczającego. Te rozmowy, takie normalne i ludzkie. Bez oceny, z poczuciem humoru, realnością życia.
Mogłabym długo tak, ale nie słowa a czyny są ważne. Dlatego skopiuję pierwsze zdanie i napiszę: CZYTAJCIE.
Ps. Na film się wybieram. Bardzo chciałabym naocznie zobaczyć, wszystko to co poczułam.
Nietypowo, zacznę od tego: CZYTAJCIE.
" Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim" to książka, która mnie utuliła, dała mi ukojenie, rozśmieszyła, przypomniała co jest ważne, jakich ludzi widzimy na co dzień, i że warto ich dostrzec w tym pędzie życia.
Ksiądz Jan Kaczkowski, to bardzo bogaty duchowo człowiek był i nadal jest w pamięci. Potrafił jak petarda, być dla...
Już dawno nie czytałam tak wciągającego kryminału z naszego podwórka. Świetnie poprowadzona akcja, dobrze wykorzystany potencjał, napięcie i naturalność to atuty powieści "Szum".
Trochę naczytałam się w swoim życiu książek tego gatunku dlatego nie każdy tytuł trafia w mój wymagający gust. Ostatnio mam tak, że dość szybko się nudzę zamiast odczuwać napięcie czy szybkie bicie serca.
Dlatego tym bardziej zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł.
Rzecz się dzieje dwutorowo. Mamy rok 1992 oraz 2019. Dwa zdarzenia chociaż różne są ze sobą połączone. W pierwszym przypadku mamy morderstwo młodej dziewczyny natomiast 27 lat później zaginięcie kolejnej nastolatki. Oczywiście nic nie jest podane na tacy, trzeba główkować, zastanowić się i przeanalizować aby móc wyciągnąć pewne wnioski i połączyć wszystkie elementy układanki. Dojrzewanie, brak akceptacji, poszukiwanie miłości. To wszystko nie zawsze prowadzi do szczęśliwego zakończenia.
Pani Małgorzata napisała bardzo dobrą książkę. Główni bohaterowie zdobyli moją uwagę. Naszpikowani przeżyciami, nie narzucali swoich myśli i rozważań. Wszystko było wyważone. Niczego nie było za dużo. Świetny zarys psychologiczny zarówno pozytywnych jak i negatywnych postaci przykuwa uwagę, akcja angażuje czytelnika a tło społeczne zostało dobrze nakreślone.
Podobała mi się ta książka i myślę, że sięgnę po inne. Ps. Szum stanowi druga część cyklu "Granice ryzyka". Jednak ja nie czytałam pierwszej i szczerze powiem, że wcale mi to nie przeszkadzało. Natomiast mam w planach nadrobić.
Już dawno nie czytałam tak wciągającego kryminału z naszego podwórka. Świetnie poprowadzona akcja, dobrze wykorzystany potencjał, napięcie i naturalność to atuty powieści "Szum".
Trochę naczytałam się w swoim życiu książek tego gatunku dlatego nie każdy tytuł trafia w mój wymagający gust. Ostatnio mam tak, że dość szybko się nudzę zamiast odczuwać napięcie czy szybkie bicie...
Zawsze przychodzi noc to książka o "amerykańskim śnie", którego spełnienie jest wielkim wyczynem, pełnym wyrzeczeń, a który dla większości jest nieosiągalny. Jest tylko wyimaginowanym, wmawianym przez wieki zwykłym ludziom, marzeniem. To książka o relacjach a raczej ich braku, o biegu przez przeszkody jakie stawia życie.
Poznajemy Lynette,młodą kobietę, której marzeniem jest kupno domu. Jednak towarzystwo ciągle narzekającej matki, która widzi tylko czubek własnego nosa i nie potrafi szerzej otworzyć oczu (co za ciężka osoba) a także życie na granicy ubóstwa, nie daje szans na spełnienie tego podstawowego fundamentu życia. Ponadto jej stan emocjonalny oraz obciążenie przeszłością nie dodaje jej sił. Pracując na pełnych obrotach, zapomina o sobie a swoje serce oddaje niepełnosprawnemu intelektualnie bratu.
Można by próbować zrozumieć postać matki bo w sumie każdy człowiek ma prawo wyboru ale jej ciężkostrawną osobę trudno było zaakceptować.
Akcja dzieje się szybko bo ciągu 48 h.Główna bohaterka próbuje znaleźć wyjście z trudnej dla niej sytuacji. Marzenie o własnym "M" mimo pełnego jej zaangażowania, oddala się z prędkością światła. Nie chcąc stracić tej możliwości robi wszystko (nawet w niezgodzie z samą sobą) aby ta nić nie uległa zerwaniu.
Książka ukazuje nam świat bez fajerwerków. Trudny, pełen skomplikowanych emocji, zależności, uzależnień i egoizmu wymuszonego życiem. Nie jest to łatwy świat tym bardziej, że ma się świadomość jego realności. Wybory jakich dokonuje bohaterka, nie zawsze muszą być zrozumiałe ale jednak podlegają akceptacji. Książka uświadamia a jej styl wciąga. Czytelnik chce się dowiedzieć czy się uda. Ten świat książki wciąga, pozwala szerzej otworzyć oczy ale też nie jest jakimś fenomenem. To jest zwyczajny język, ciekawie wykreowane postacie, bardzo dobrze zarysowane tło społeczne. To wszystko daje poczucie, że to co czytasz jest prawdziwe. Wierzysz autorowi i to jest smutne.
Zakończenie daje pozytywnego plusa.
Jeśli lubicie gęste od emocji książki a jednocześnie cenicie styl nie wyróżniający się nadmiarem efektów specjalnych i do tego przemawiają do was rzetelnie i realnie wykreowani bohaterowie to ten tytuł może was zainteresować
Zawsze przychodzi noc to książka o "amerykańskim śnie", którego spełnienie jest wielkim wyczynem, pełnym wyrzeczeń, a który dla większości jest nieosiągalny. Jest tylko wyimaginowanym, wmawianym przez wieki zwykłym ludziom, marzeniem. To książka o relacjach a raczej ich braku, o biegu przez przeszkody jakie stawia życie.
Poznajemy Lynette,młodą kobietę, której marzeniem...
"Lekcje chemii" to bardzo dobrze napisana powieść. Inteligentna, zabawna, mądra, ciepła i traktująca o ważnych sprawach. To są rzeczywiście takie lekcje dla nas. Ważne lekcje a jednocześnie nie narzucające. Lekcje o tym jak być silną, bezpośrednią, dobrą dla samej siebie/samego siebie.
Elizabeth Zott to kobieta, której los nie ułatwiał niczego. Nieprzeciętna, pewna siebie i swoich możliwości, wiedząca czego chce. Niestety żyje w latach 50, gdzie to mężczyźni są dominacją, autorytetem i wielką mądrością (wg ich samych). Kobieta to tylko dom, gospodyni domowa, na pewno nie naukowiec.
Elizabeth walczy o swoje choć mur oporu nie chce się zburzyć. Doświadcza upokorzeń prawie w każdej dziedzinie życia. Jednak jest to kobieta, która nie schyla czoła ale podnosi je do góry. Kroczy dalej i się nie poddaje.
Nie będę wam niczego więcej zdradzać choć z opisu się dowiecie (możecie nie czytać tym większe będzie zaskoczenie 😉).
To co autorka stworzyła to fantastyczna powieści, którą chce się czytać, z którą chce się dzielić z innymi kobietami i nie tylko. To historia pełna dobrego stylu. Świetnie wykreowane postacie, które zdobywają uwagę i sympatię. Nawet pies jest takim bohaterem, z którym rzadko mam doczynienia. Nie chcę nadużywać ochów i achów ale nie mogę się powstrzymać bo to jest tak bardzo pozytywna książka.
Czytajcie, dajcie sobie namiastkę przyjemności, przekażcie dalej i głośno o niej mówicie i piszecie bo naprawdę warto. Nie przesadzę gdy napiszę, że to nie jest żadne tam lekkie "czytadło" ( wybaczcie określenie ale jest to dobra nazwa aby wynieść taką powieść ponad). Dobrze wykreowana postać kobiety, która musi walczyć w świecie narzuconych norm. Bezpośrednia i silna. To duży atut tej książki chociaż nie ukrywam, że moje serce zdobył ktoś jeszcze.
Gorąco polecam.
"Lekcje chemii" to bardzo dobrze napisana powieść. Inteligentna, zabawna, mądra, ciepła i traktująca o ważnych sprawach. To są rzeczywiście takie lekcje dla nas. Ważne lekcje a jednocześnie nie narzucające. Lekcje o tym jak być silną, bezpośrednią, dobrą dla samej siebie/samego siebie.
Elizabeth Zott to kobieta, której los nie ułatwiał niczego. Nieprzeciętna, pewna siebie...
#ranapełnaryb to czytelnicza podróż narratorki i jej syna. Podróż rzeką pełną wspomnień, fragmentów przemycanych pomiędzy dialogami z jej życia. To także podróż rzeką Atrato, najważniejszą arterią kolumbijskiego regionu, gdzie poznajemy główną bohaterkę.
To wszystko trwa trzy dni ale czytając ma się wrażenie, że historia trwa i trwa. Na 188 stronach dzieje się dużo choć specyficznie, inaczej, dziko.
Nie wiem co ta książka takiego w sobie ma, że nie mogłam się od niej oderwać. Nie potrafię określić co mnie w niej przyciągnęło, choć na pewno coś było. Może ta szczera narracja, może te wspomnienia a może kawałki fragmentów tworzących to wszystko w jedną całość. Moje oczekiwania, mój scenariusz.
Czytelnika ciekawi jaki jest cel podróży. W głowie wyświetlają się przeróżne rozwiązania, zakończenia. Nie przewidziałam tego co otrzymałam. Nie było to łatwe doznanie i nie tego się spodziewałam. Mocno wstrząsnęło oddechem, puls przyspieszył i nagle wszystko się zatrzymało.
Wszystko owiane jest tajemnicą chociaż nie gra ona główną rolę. Niczego nie otrzymujesz od tak. Tu trzeba się wczytać i wyczytać, zauważyć to co autorka chce nam przekazać.
Czy polecam? Dla tych, którzy czegoś chcą więcej, tak. Czy każdy się w tym świecie odnajdzie? Nie wiem, bo to nie jest łatwa opowieść. Opowieść białej kobiety, która czuje się obca, niepewna ale bardzo kocha. Miłość do syna, daje jej siłę i odbiera jednocześnie.
Ciekawa postać oraz poboczni bohaterowie ukazują nam świat, niekoniecznie widziany na co dzień. Cieszę się, że mogłam go poznać w takiej formie. Wyobraźnia zadziałała.
#ranapełnaryb to czytelnicza podróż narratorki i jej syna. Podróż rzeką pełną wspomnień, fragmentów przemycanych pomiędzy dialogami z jej życia. To także podróż rzeką Atrato, najważniejszą arterią kolumbijskiego regionu, gdzie poznajemy główną bohaterkę.
To wszystko trwa trzy dni ale czytając ma się wrażenie, że historia trwa i trwa. Na 188 stronach dzieje się dużo choć...
#manifest #bernardineevaristo to historia kobiety, którą determinuje siła, pasja, miłość. To droga, którą przeszła od momentu narodzin aż do czasów aktualnej pewności siebie. To dziewczynka, której życie nie było usłane różami a wszystko co osiągnęła zawdzięcza swojej sile, próbom stawiania czoła przeciwnościom, własnym słabościom, agresji drugiego człowieka.
Książka ta ma bardzo ważne przesłanie. Bądź sobą, nie daj sobie wmówić, że jesteś nikim, krocz drogą swojej pasji, wizji swojego życia, osiągaj swoje cele i marzenia, daj sobie czas na słabości i klęski, doceń swoje doświadczenia, czerp z nich energię i twórz dla innych w zgodzie z samą/samym sobą.
To co wyniosłam z niej ja, to przesłanie: Bądź szczęśliwa, Bądź sobą, Żyj (mówiąc swoimi słowami). Bernardine to postać kobiety odważnej, człowieka który marzy i walczy o swoje, jest słabością, jest mocą, jest zwyczajna, normalna.
Książka podzielona jest na rozdziały dedykowane danym okresom życia autorki. Poznajemy jej dzieciństwo, historie poszukiwań swojego miejsca, doświadczenia miłosne, zawodowe, próby budowania własnej siły, czas dla tworzenia i kreowania swojej pasji, czasy edukacji, czyli po prostu życie.
Zbędne są tu moje słowa. Czasem krótko znaczy lepiej. Tak więc czytajcie moi drodzy bo warto.
#manifest #bernardineevaristo to historia kobiety, którą determinuje siła, pasja, miłość. To droga, którą przeszła od momentu narodzin aż do czasów aktualnej pewności siebie. To dziewczynka, której życie nie było usłane różami a wszystko co osiągnęła zawdzięcza swojej sile, próbom stawiania czoła przeciwnościom, własnym słabościom, agresji drugiego człowieka.
Książka ta ma...
#karloveknausgaard ma niesamowity dar przyciągania uwagi czytelnika. Potrafi z historii zwykłych ludzi, stworzyć coś niebanalnego, interesującego, wciągającego. Elementy grozy, fantastyki, teologii, thrillera, prawdziwego życia, zwykłych ludzi, to mieszanka, która tworzy powieść #gwiazdaporanna
Pióro autora jest mi znane z cyklu #mojawalka a raczej z jego pierwszej części. Urzekła mnie ta prosta historia o życiu. To jak autor mi się wtedy przedstawił spowodowało, że miałam ochotę na więcej i więcej. Bardzo podoba mi się to jak potrafi odpowiedzieć daną historię. Ma do tego talent.
Poznajemy tu kilku bohaterów. Niektóre historie są ciekawe, niektóre mniej. Jedne przyciągają uwagę, że nie możesz o nich przestać myśleć a inne trochę nudzą, ale to wszystko jest tak dobrze opowiedziane, że nie potrafiłam sobie odmówić tej lektury. Wręcz przeciwnie jestem bardzo ciekawa ewentualnego dalszego ciągu. Bo chyba jakiś będzie?
Tych wszystkich bohaterów łączy pewne zdarzenie. Pojawia się ona. Gwiazda i powoduje lekkie zamieszanie. Niby nic się nie dzieje a jednak coś się zmienia. Zmienia się w zachowaniu, powoduje występowanie nietypowych zdarzeń, doprowadzana do dziwnych zachowań.
Autor lubi skupiać się na szczegółach. Potrafi krok po kroku opisywać daną sytuację, historię, zachowania i myśli danego człowieka. Czasem było to uciążliwe ale najczęściej powodowało niezwykłą podróż po meandrach psychiki ludzkiej. Fascynowało a nawet i wywoływało chwile zniecierpliwienia.
Wszystko tu zostało otwarte. Ludzie i ich opowieść. Jednak żadna historia nie zamknęła drzwi. Uchylony rąbek tajemnicy doprowadza do zwiększonego apetytu na więcej.
Trochę żałuję takiego zakończenia. Przeszkadza mi brak niedokończonej historii bohaterów. Wydaje się, że autor mia "coś" na uwadze a ja mam nadzieję, że ten pomysł na to "wszystko" doprowadzi do świetnej czytelniczej uczty. Czekam.
#karloveknausgaard ma niesamowity dar przyciągania uwagi czytelnika. Potrafi z historii zwykłych ludzi, stworzyć coś niebanalnego, interesującego, wciągającego. Elementy grozy, fantastyki, teologii, thrillera, prawdziwego życia, zwykłych ludzi, to mieszanka, która tworzy powieść #gwiazdaporanna
Pióro autora jest mi znane z cyklu #mojawalka a raczej z jego pierwszej...
"Dla Rouenny", to moje pierwsze spotkanie z piórem Sigrid Nunez. Książka, która trafiła do mnie od pierwszych stron stylem, wrażliwością, fabułą. Nie myślałam, że tak dobrze będzie mi się ją czytało, bo i temat w niej poruszony, nie należy do łatwych.
Tytuł ten składa się z trzech części. Każda z nich tworzy historię w całości a jednoczenie pozwala czytelnikowi lepiej poznać bohaterów oraz tło społeczne. Tytułowa bohaterka jest weteranką. Poznajemy ten czas w jej przeszłości, kiedy jako pielęgniarka była świadkiem cierpienia, niesprawiedliwości i bezsensu wojny w Wietnamie. Bardzo spodobała mi się ona jako kobieta i człowiek. Twarda, nie dopuszczająca do siebie emocji, wiedząca że jest tam gdzie być powinna w danej chwili.
Postać Rouenny poznajemy dzięki narratorce, która to będąc pisarką otrzymuje list. Tak naprawdę od tego zaczyna się cała historia.
Jest to opowieść, która zatrzymuje, wciąga i analizuje. Może nie pogłębia historii samej wojny ale za to skupia się na jednostce. O tyle jest to ciekawe, że bohaterka to, nie jest typową weteranką. Nie dopuszcza do siebie stresu pourazowego, przyjmuje los takim jakim jest, stawia czoła trudnym rozważaniom. Czy wychodzi jej to na dobre? Czy jej postawa ulega zmianie? Myślę, że na te pytania każdy indywidualny czytelnik może spróbować sobie odpowiedzieć, czytając ten utwór.
Mnie ten tytuł wciągnął. Oddałam mu całą swoją uwagę. Czytałam z ciekawością i z zainteresowaniem. Z przyjemnością sięgnę po pozostałe książki tej autorki. Bardzo podoba mi się jej styl dlatego mój apetyt na jej prozę wzrósł.
"Dla Rouenny", to moje pierwsze spotkanie z piórem Sigrid Nunez. Książka, która trafiła do mnie od pierwszych stron stylem, wrażliwością, fabułą. Nie myślałam, że tak dobrze będzie mi się ją czytało, bo i temat w niej poruszony, nie należy do łatwych.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTytuł ten składa się z trzech części. Każda z nich tworzy historię w całości a jednoczenie pozwala czytelnikowi lepiej...