-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Cytaty z tagiem "eksterminacja" [24]
[ + Dodaj cytat]Wielokrotnie widziałem takie fakty: Żyd wyskoczył z płonących murów. Ubranie mu już się zajęło ogniem. Ruchy i gesty pomyleńca. Twarz umorusana. Włosy zmierzwione i częściowo spalone. Postał chwilę. Odetchnął gorącym powietrzem, ale świeżym. Gdy nas zobaczył, krzyknął coś, pogroził ręką, zrobił nieprzyzwoity gest, strzelił do SS-manna z pistoletu i poszedł z powrotem w ogień. Wolał taką śmierć, w swoich murach, w swoim rozżarzonym krematorium, niż dostanie się w nasze ręce.
Nie wiem, w którym momencie zaczęłam postrzegać masową eksterminację w obozie jako humanitarną - innymi słowy, kiedy zaczęłam myśleć jak Niemcy - jeśli jednak alternatywą była powolna śmierć głodowa, może lepiej załatwić to od razu?
Bajki o niedożywionych dzieciach w zakładzie może pan opowiadać po knajpach. Obaj dobrze wiemy, że jest to polecenie odgórne. Mają dostawać mało jedzenia, żeby były słabe. A jak już coś dostają, to z wkładką barbituranów, po których przychodzą trudności z oddychaniem, a potem niewydolność płuc. Na deser zastrzyki ze skopolaminy. Takie to są prawdziwe opowieści o dzieciach. To jest ta specjalistyczna kuracja. Przecież one mają zniknąć raz na zawsze. Niemowlęta, maluchy, aż po te szesnastoletnie.
Wierzy pan w świat idealny, bez chorych, kalekich, przestępców, uzależnionych, starców? To piękna idea. Marzenie starożytnych, którzy wariatów wypędzali, nie próbowali leczyć. My postawiliśmy na system ,w którym są oni wyłapywani, rejestrowani i trzymani w wydzielonej przestrzeni, z dala od zdrowych Niemców.(...)
A zatem nie chodzi w tym wypadku o przeludnienie i tworzenie miejsc dla zdrowych. Tutaj ważne jest tylko i wyłącznie oczyszczenie państwa z jednostek nieprodukcyjnych, hamujących rozwój, których bezpośrednia obecność w otoczeniu stwarza niepożądaną atmosferę, a nawet jest nieestetyczna.
Czytałem, że po każdym ludobójstwie historycy wyjaśniają, iż będzie ostatnie. Ponieważ już nikt nie będzie mógł się zgodzić na coś podobnego. To kpina. Ludzie odpowiedzialni za ludobójstwo w Rwandzie to nie jacyś biedni i ciemni rolnicy ani okrutni alkoholicy z interahamwe; to ludzie wykształceni. To profesorowie, politycy, dziennikarze, którzy wyjechali do Europy, by studiować historię Rewolucji Francuskiej i nauki humanistyczne. To ci, którzy podróżowali, którzy zapraszano na konferencje i którzy przyjmowali białych na kolacji w swych willach. Intelektualiści, którzy mieli biblioteki sięgające sufitu.
(...) zbyt wielu ludzi już nie ma i nie mogą wyrazić swego zdania, a mnie los pozwolił wypowiadać słowa.
Musimy jedynie powrócić do życia, ponieważ ono tak zdecydowało. Trzeba pilnować, żeby parcele nie zarosły cierniami; trzeba żeby nauczyciele wrócili do szkolnych klas; żeby lekarze troszczyli się o chorych w ambulatoriach.
To co się stało w Nyamacie, w kościołach, na bagnach i wzgórzach, to były nieprawdopodobne wyczyny bardzo zwykłych ludzi. Oto dlaczego to mówię. Dyrektor szkoły i szkolny inspektor z mojego sektora brali udział w rzeziach, zabijając nabity gwoździami pałkami. Dwaj koledzy nauczyciele, z którymi kiedyś piłem piwo i wymieniałem uwagi na temat uczniów, też maczali w tym palce, że się tak wyrażę. Pewien ksiądz, burmistrz, zastępca prefekta, lekarz zabijali własnymi rękami. Ci wykształceni ludzie nie żyli w czasach królów Batutsi. Nikt ich nie okradł ani nie szykanował, nikt niczego od nich nie żądał. Noslili bawełniane spodnie z kantem, odpoczywali po pracy, jeździli samochodami lub na motorowerach. Ich żony nosiły biżuterię i znały miejskie zwyczaje, ich dzieci chodziły do szkół białych.
Ci światli ludzie byli całkiem spokojni i nagle zakasali rękawy, by chwycić maczetę. Więc dla kogoś takiego jak ja, kto przez całe życie uczył przedmiotów humanistycznych ci zbrodniarze pozostaną straszliwą tajemnicą.
W rodzinach urwały się więzi, jakby teraz każdy chciał wykorzystać wyłącznie dla siebie tę resztkę życia, która mu została.
Żyliśmy jak obłąkani. Czas o nas zapomniał. Pewnie dalej płynął dla innych, dla Hutu, dla cudzoziemców, dla zwierząt, ale nie chciał już płynąć dla nas. Czas nas zlekceważył, bo już w nas nie wierzył, i w konsekwencji my nie spodziewaliśmy się po nim niczego. Więc nie czekaliśmy na nic.