cytaty z książek autora "Piotr Madej"
Rozmowa coś się nie klei, ale przecież przegadali całą sobotnią noc. Powspominali stare dzieje i posmęcili nad tą starą kurwą przeszłością. Młoda dziwka przyszłość nie pociągała ich w ogóle.
Ten głos zabrzmiał jak z grobu głębokiego na końcu cmentarza przy płocie - tam gdzie rosną (na szczęście jeszcze) wysokie brzozy. Wypili po sporym łyku. I jeszcze po jednym. W końcu po całym dniu (jakikolwiek by skurwysyn nie był, to jednak kolejny dzień tej samej opowieści życiem kurwa zwanej) pić się chciało. A pić w towarzystwie (i to w jakim!)rzadko oj rzadko się zdarzało. Bo ludzi zawsze ze świeczką szukać kiedy ich najbardziej potrzeba.
W takiej chwili - myślał - można tylko umrzeć albo się narodzić. Był podniecony, ale serce, o dziwo, przestało się tłuc. Siedział i nic nie myślał. Siedział i czuł się jakby doświadczył satori, jakby dostał potężnego orgazmu, jakby - (nie dokończył tej myśli, bo zasnął).
Przez rok codziennie pił, a co drugi dzień lajtowo (czasem nie) upijał się. Któregoś dnia wypił dwa piwa (zegarek pokazywał siódmą i lepiej było się zbierać, żeby nie zamknęli sklepu), spacer wydawał się nieunikniony (spacer, którego ukoronowaniem będzie wyraz twarzy sklepowej). Szukając swetra, który chciał na siebie narzucić, zobaczył, że na fotelu w jego jedynym pokoju rozłożył się Jezus. Piwo dawno zdążyło wywietrzeć mu z głowy, w grę nie wchodziły więc omamy pijackie.
- Nie masz czegoś do wypicia - zapytał Jezus. - Jakoś się nie złożyło - odpowiedział - Ale zaraz mogę pójść po browarek. - Szkoda fatygi. Raz możesz pobawić się trzeźwy. Bukowskiemu też się to zdarzało...
Ślady popielatego pyłu po grzywie ogniska. Wiatr roznoszący ziarna przyszłości. W śniegu znaki rozłożone rozdepcz. Drogowskazy przyszłości zignoruj. Idź drogą wśród krwi na liściach. Spermę twarzy omiń. Plamy głosów zostaw. Utoń w czasie, by obudzić się na brzegu. Patrz i krzycz...
Nic nie prowadzi do niczego. Nie Umiem znaleźć swojego miejsca tutaj. Mogę obserwować, myśleć, czuć. Wiem mimo to, że nic się nie zmieni.
W czystości przeszłej rozpaczy patrzę i kłamię sam do siebie, że jestem książką.
Nigdy nie wolno mi się przywiązać do jednego miejsca. Tam gdzie uwiję dom, tam zginę.
Żadne święto nie pobudzi umarłej religii. Żaden mesjasz nie uratuje tego narodu. Znów przyszła pustka. Niepotrzebne ślady na drodze. Niepotrzebne odbicia twarzy w tamtych twarzach. I głosy, które milkną, zanim zaczną mówić. Zamilkły, zanim sam zacząłem mówić. Albo niewiele później.
Zimny wiatr wieje po twarzy i nie mogę znaleźć ciepła, które sprzedałem powietrzu tej drogi. Nie ma liści na drzewach. Brak mojej twarzy sprzed roku....
Oczyszczony ze złudzeń był jak zdrowa ryba, która nie brudzi rzeki. Tylko krew w nim była dalej tak samo gorąca. Nikt nie mógł już zobaczyć jego wiary, jego żalu.
Któregoś dnia śmiał się ze swojej samotności jak z niezłego dowcipu.