cytaty z książki "Problem cierpienia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W naszych przyjemnościach Bóg zwraca się do nas szeptem, w naszym sumieniu przemawia zwykłym głosem, w naszym cierpieniu- krzyczy do nas; cierpienie to Jego megafon, który służy do obudzenia głuchego świata.
Cierpienie jest nie tylko złem natychmiastowo rozpoznawalnym, lecz także złem, które nie daje się zignorować. Możemy spoczywać w zadowoleniu, ignorując nasze grzechy i naszą głupotę; każdy kto obserwował żarłoków ładujących w siebie najbardziej wyszukane potrawy niemal bez świadomości, co jedzą, przyzna, że nawet przyjemność można zignorować. Lecz cierpienie nalega, aby się nim zająć. W naszych przyjemnościach Bóg zwraca się do nas szeptem, w naszym sumieniu przemawia zwykłym głosem, w naszym cierpieniu - krzyczy do nas; cierpienie to Jego megafon, który służy do obudzenia głuchego świata.
Moje własne doświadczenie jest mniej więcej takie: posuwam się po ścieżce życia zadowolony z siebie, w moim zwykłym, upadłym, bezbożnym stanie, pochłonięty wesołymi spotkaniami z przyjaciółmi, które czekają mnie jutro, czy odrobiną pracy, która łechce mą próżność dziś, wakacjami czy też nową książką, gdy nagły, przeszywający ból brzucha, grożący poważną chorobą, lub tytuł w gazecie grożący nam wszystkim zniszczeniem, nagle rozwala cały domek z kart. W pierwszej chwili jestem zdruzgotany i całe moje małe szczęście wygląda jak zepsute zabawki. Następnie powoli i niechętnie, kawałek po kawałku, usiłuję doprowadzić się do takiego nastawienia umysłu, w jakim cały czas powinienem się znajdować. Przypominam sobie, że wszystkie te zabawki nigdy nie miały zawładnąć mym sercem, że moje prawdziwe dobro jest w innym świecie, a moim jedynym prawdziwym skarbem jest Chrystus. I udaje mi się, być może z łaski Boga, na dzień lub dwa stać się stworzeniem świadomie zależnym od Boga i czerpiącym swą siłę z właściwych źródeł. Jednak w chwili gdy groźba znika, cała moja natura rzuca się z powrotem do zabawek. Nie mogę się nawet doczekać, niech mi Bóg wybaczy, by wygnać z mego umysłu tę jedyną rzecz, która mnie wspierała w tej groźnej chwili, bowiem kojarzy mi się teraz z marnością tych kilku dni. Zatem okropna konieczność udręki staje się aż nazbyt oczywista. Bóg miał mnie jedynie przez czterdzieści osiem godzin i to tylko dzięki zabraniu mi wszystkiego innego. Niech tylko na chwilę schowa do pochwy swój miecz, a ja zachowam się jak szczenię, gdy znienawidzona kąpiel dobiegła końca - otrząsnę się z wody, jak tylko potrafię, i popędzę, aby ponownie zanurzyć się w coś przyjemnie brudnego, w najbliższą grządkę z kwiatami, jeśli nie w najbliższą kupę gnoju. Oto dlaczego udręki nie mogą ustać, dopóki Bóg nie ujrzy nas stworzonymi na nowo lub dopóki nie zrozumie, że nasza odnowa jest sprawą beznadziejną.
Człowiek nie może umniejszyć Bożej chwały, odmawiając Mu czci, tak jak szaleniec nie może zgasić słońca, pisząc słowo "ciemność" na ścianach swojej celi.
Gdyby istniała konieczność kultywowania jednej cnoty kosztem wszystkich pozostałych, żadna nie zasługiwałaby na to bardziej niż miłosierdzie; każdy chrześcijanin musi odrzucić ze wstrętem ukrytą propagandę okrucieństwa, która próbuje wygnać miłosierdzie ze świata poprzez pogardliwe określanie jej mianem "humanitaryzmu" i "sentymentalizmu". Problem polega jednak na tym, że ową "życzliwość" przypisujemy sobie niezmiernie łatwo, nie mając ku temu podstaw. Każdy z nas uważa, że jest życzliwy - o ile w danym momencie nie dzieje się nic, co by go irytowało. W ten sposób łatwo rozgrzeszamy się z wszystkich innych wad, przekonani, że mamy "serce na właściwym miejscu" i że "nie skrzywdzilibyśmy muchy", chociaż tak naprawdę nigdy nie uczyniliśmy najmniejszej ofiary dla drugiego stworzenia. Wystarczy tylko, że jesteśmy szczęśliwi, a już myślimy, że jesteśmy "dobrzy"; nie byłoby nam równie łatwo uznać siebie w tych samych okolicznościach za osobę powściągliwą, cnotliwą czy pokorną.
Zakładamy i często wierzymy, że to, co jest w istocie negatywnym nawykiem, stanowi wyjątkowy, jednorazowy akt. Odwrotny zaś błąd popełniamy odnośnie do naszych cnót - jak słaby tenisista, który mówi, że miał "zły dzień", podczas gdy tak naprawdę zaprezentował swoją normalną, kiepską formę, a swoje rzadkie sukcesy uważa za "rzecz normalną".
Artysta, który wykonuje szybki szkic, aby zabawić dziecko, nie musi zadawać sobie wiele trudu: nie będzie poprawiał swego obrazka, nawet jeśli nie uzyska dokładnie takiego efektu, jaki pragnął. Jeśli jednak ten sam artysta pracuje nad dziełem życia - swoim "opus magnum", które kocha (choć oczywiście w inny sposób) równie mocno, jak mężczyzna kocha kobietę lub matka dziecko - wkłada w swoją pracę wiele wysiłku i niewątpliwie wysiłek ten byłby udziałem również samego obrazu, gdyby ów był istotą czującą. Można sobie wyobrazić taki "czujący obraz", który - po kolejnym ścieraniu gumką, zdrapywaniu i męczących poprawkach - pragnie jedynie być małym szkicem, jaki robi się w minutę. W ten sam sposób żal, że Bóg nie zgotował nam bardziej chwalebnego lub mniej żmudnego losu, jest dla nas czymś naturalnym. Jednak żal ten oznacza w istocie, że chcemy, aby Bóg kochał nas mniej, nie więcej.
Musimy wystrzegać się poczucia, że "bezpieczeństwo leży w liczebności". To naturalne czuć, że skoro – jak utrzymują to chrześcijanie – wszyscy ludzie są źli, owo zło na pewno da się łatwo wybaczyć. Skoro wszyscy uczniowie oblali egzamin, z pewnością zadania były zbyt trudne. Nauczyciele w danej szkole mogą żywić takie przekonanie, dopóki nie dowiedzą się, że w innej szkole ten sam egzamin zdało 90% uczniów. Wówczas zaczynają podejrzewać, że to nie autorów zadań należy winić...
...Mądrze jest rozważyć możliwość, że cała ludzkość (będąca w istocie drobiazgiem we wszechświecie) tak naprawdę stanowi jedynie taką lokalną niszę zła – odizolowaną złą szkołę lub grupę, w której minimalna przyzwoitość uchodzi za heroiczną cnotę, a całkowite zepsucie za wybaczalną niedoskonałość. Lecz czy istnieje jakiś dowód – poza samą doktryną chrześcijańską – że jest tak faktycznie? Śmiem twierdzić, że tak. Przede wszystkim są pośród nas owi dziwni ludzie, którzy nie akceptują lokalnych standardów i ukazują niepokojącą prawdę, że całkiem inne zachowanie jest rzeczywiście możliwe. Co gorsza jest faktem, że ludzie ci, rozsiani po różnych epokach i kulturach, podejrzanie często zgadzali się ze sobą w głównych kwestiach – jak gdyby wszyscy pozostawali w kontakcie z jakąś większą „opinią publiczną” poza naszą niszą...
...Lecz nawet teraz każdy, kto zastanowi się nad tym przez chwilę, zobaczy, że gdy spotykamy nieprzyjaciela, to zaniedbanie będzie kosztować każdego z nas życie...
Jeśli Wszechświat jest tak zły - lub choćby w połowie tak zły - jak to w ogóle możliwe, że ludzkie istoty zaczęły uznawać go za rezultat działalności mądrego i dobrego Stwórcy? Zgoda, ludzie są głupi - lecz nie aż tak.