cytaty z książki "Księga niepokoju Bernarda Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Samotność mnie pustoszy, towarzystwo mnie męczy.
Literatura to najprzyjemniejszy sposób ignorowania życia.
...nieświadomość to fundament życia. Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić.
Nie znam przyjemności większej niż możliwość spania. Totalne wygaszenie życia i duszy, całkowite oddalenie wszystkich bytów i ludzi, noc bez pamięci i iluzji, brak przeszłości i przyszłości […]".
Myślę, że nikt tak naprawdę nie dopuszcza możliwości rzeczywistego istnienia drugiej osoby. Może zaakceptować fakt, że ta osoba żyje, że czuje i myśli tak jak on, jednak zawsze będzie między nimi pewna nieokreślona różnica, zmaterializowana przewaga. Istnieją postaci z przeszłości i postaci ożywiane przez literaturę, które są dla nas bardziej rzeczywiste niż te ucieleśnione obojętności, które mówią coś do nas zza lady, zerkają na nas w tramwaju lub ocierają się o nas na martwej przypadkowości ulicy. Inni ludzie są dla nas zaledwie tłem - przeważnie niedostrzegalnym tłem znajomej ulicy.
Mądry jest ten, kto żyje monotonnie, bo wówczas każdy drobny incydent staje się czymś wspaniałym (...) Kto poluje na lwy, po zabiciu trzeciego już nie odczuwa przyjemności i zatraca poczucie przygody.
Z nastaniem lata robię się smutny. Zdawałoby się, że blask letnich dni, choćby był cierpki, powinien sprawiać przyjemność tym, którzy nie wiedzą, kim są. Ale nie, mnie przyjemności nie sprawia. Zbyt duży jest kontrast pomiędzy kipiącą bujnością zewnętrznego życia a tym, co myślę i czuję (...)
Kobieta to dobre źródło marzeń. Nigdy jej nie dotykaj.
Chmury...Istnieję nieświadomie i umrę niechcący. Jestem przerwą miedzy tym czym jestem, i tym czym nie jestem, między tym o czym marzę, i tym, co zrobiło ze mnie życie, abstrakcją i cielesną przeciętnością rzeczy nijakich, pośród których ja też jestem nijaki.
Zawsze obce mi było pragnienie, aby mnie rozumiano. Być rozumianym to prostytuować się
Jesteśmy, kim nie jesteśmy, a życie jest krótkie i smutne. Dźwięk fal pośród nocy to dźwięk nocy; a ilu go słyszało we własnej duszy niczym nieustającą nadzieję, która rozbija się w mroku z głuchym grzmotem nieprzebranej piany! Ile łez wypłakali ci, którzy dostali, co chcieli, ile łez stracili ci, którym się powiodło! I wszystko to podczas mojej przechadzki nad morze było dla mnie sekretem nocy i poufnością otchłani. llu nas jest! Ilu z nas się oszukuje! Jakie morza w nas szumią podczas nocy naszego bycia, rozbijając się o brzegi, które czujemy, zalewani przez emocje! To, co się zagubiło, to, czego należało pragnąć, to, co się dostało i spełniło przez pomyłkę, co kochaliśmy i straciliśmy, a potem, pokochawszy to jako utracone, pojęliśmy, żeśmy tego nie kochali; wszystko, co wydawało nam się naszymi myślami, a było naszym uczuciem; wszystko, co było wspomnieniem, a co braliśmy za emocję; i całe morze, grzmiące i zimne, nacierające z wielkiej otchłani nocy, aby z sykiem omiatać plażę podczas mojej nocnej przechadzki na plażę...
Czy ktoś w ogóle wie, co myśli lub czego pragnie? Kto wie, kim jest dla samego siebie? Ile rzeczy sugeruje nam muzyka, sprawiając tym przyjemność, bo są to rzeczy niemożliwe? Ile rzeczy przypomina nam noc, każąc nam je opłakiwać, choć nigdy ich nie było? Jak oswobodzony głos spokoju, ciągnący się w nieskończoną dal, skłębione fale eksplodują, zamierają, i na całej niewidzialnej plaży daje się słyszeć syk toczonej śliny.
Nie znać siebie znaczy żyć. Znać siebie znaczy myśleć.
Czytam i staję się wolny.
Każdy z nas ma w sobie dwie osoby, kiedy więc dwoje ludzi spotyka się, zbliża i łączy, byłoby czymś niezwykle rzadkim, gdyby zgadzała się ze sobą cała czwórka.
Zajmujesz przerwy w moich myślach i szczeliny w moich uczuciach.
Świat należy do tych, którzy nie czują. Najważniejszy warunek, jaki musi spełniać człowiek praktyczny, to nie mieć wrażliwości.
Bo jestem tak duży jak to co widzę, a nie taki, ile mam wzrostu.
Asystowałem incognito przy stopniowym obumieraniu mojego życia, przy powolnym rozkładzie wszystkiego, czym chciałem być.
Wydaje się wręcz, że los zawsze dążył do tego, abym kochał i pragnął tego, co on trzymał w zanadrzu tylko po to, abym następnego dnia się przekonał, że tego nie mam i mieć nie będę.
Zawsze chciałem być lubiany. Obojętność otoczenia zawsze mnie bolała. Osierocony przez Fortunę, pragnę być, jak wszystkie sieroty, obiektem czyichś uczuć. Zawsze cierpiałem głód, bo to pragnienie nigdy nie zostało zaspokojone. Tak się przystosowałem do tego nieuniknionego głodu, że czasami wątpię, czy naprawdę chcę jeść.
Tak czy inaczej, życie mnie boli.
I tak, nie umiejąc wierzyć w Boga ani w zwierzęcą zbiorowość, nabrałem - jak wszyscy inni ludzie na skraju - tego dystansu wobec wszystkiego, który nazywa się powszechnie Dekadencją. Dekadencja to całkowita utrata nieświadomości, a nieświadomość to fundament życia. Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić.
Gramatyka jest instrumentem a nie prawem. Niech przestrzega gramatyki ten, kto nie potrafi myśleć o tym, co czuje. Niech posługuje się nią ten, kto umie rozkazywać własnej ekspresji.
Ranię się życiem i innymi ludźmi. Nie mogę stanąć z rzeczywistością twarzą w twarz. Już samo słońce zniechęca mnie i przygnębia. Jedynie w nocy - i tylko gdy jestem sam ze sobą, obcy, zapomniany, zagubiony - odnajduję siebie i swoje ukojenie.
Tak zorganizować nasze życie, aby było tajemnicą dla innych, aby ten, co nas zna, tylko nas nie znał mniej od innych.
Mamy tylko to, z czego rezygnujemy. Dzisiaj świat należy tylko do głupich, nieczułych i porywczych. Prawo do życia i zwyciężania zdobywa się niemal tą samą drogą, jaką zdobywa się skierowanie do szpitala psychiatrycznego; niezdolnością myślenia, niemoralnością i nadpobudliwością.
Są świnie, które brzydzą się własnym świństwem, ale nie uciekają przed nim z powodu tej samej skrajności doznania, która sprawia, że przerażony człowiek nie ucieka przed zagrożeniem. Są świnie przeznaczenia - jak ja - które nie uciekają przed codzienną banalnością, bo hipnotyzuje je własna niemoc. Są ptaki zafascynowane myślą węża; muchy, które idą po gałęzi, niczego nie widząc, aż znajdą się w lepkim zasięgu języka kameleona.
Tak samo i ja prowadzę powoli na spacer po gałęzi drzewa zwyczajności moją świadomą nieświadomość. Tak samo i ja prowadzę na spacer moje przeznaczenie, które idzie naprzód, chociaż ja nie idę; mój czas, który płynie, chociaż ja stoję w miejscu. Nic mnie nie ratuje przed monotonią oprócz tych krótkich komentarzy na jej temat. Zadowalam się tym, że moja cela ma szyby wewnątrz krat i piszę na szkle, w kurzu konieczności, moje imię wielkimi literami; codzienny podpis mojego paktu ze śmiercią.
Ze śmiercią? Nie, nawet nie ze śmiercią. Kto żyje tak jak ja, nie umiera: kończy, więdnie, rozkłada się. Miejsce, w którym stał, trwa, kiedy on w nim nie stoi, ulica, którą chodził, trwa, kiedy go na niej nie widać, dom, w którym mieszkał, jest zamieszkany przez kogoś innego. Oto wszystko i nazywamy to nicością; jednak nawet tej tragedii negacji nie możemy wystawić, licząc na aplauz, bo nawet nie mamy pewności, że to jest nicość - my, rośliny zarówno prawdy, jak życia, kurz, który jest zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz szyb, wnuki Przeznaczenia i pasierbowie Boga, który poślubił Wieczną Noc, kiedy została wdową po Chaosie, naszym prawdziwym ojcu.
Męczy mi zresztą wszelka myśl o konieczności kontaktu z innymi. Zwykłe zaproszenie na obiad przez kogoś znajomego wywołuje u mnie trudny do określenia lęk. Myśl o jakimkolwiek społecznym obowiązku - pójściu na pogrzeb, zajęciu się wraz z innym urzędnikiem jakimś problemem w biurze, odebraniu z dworca jakiejś znajomej bądź nieznajomej osoby - sama ta ewentualność gnębi przez cały dzień mój umysł, a czasami zaczynam się tym martwić już dzień wcześniej i źle śpię(...).
Ja za dnia jestem niczym, nocą zaś jestem sobą.
Co z tego, że będę pyłem, jeśli ten pył to popiół w twoim kominku? Co z tego, że będę pustką, jeśli ta pustka to okno w twoim pokoju? Co z tego, że przemijam, jeżeli przemijam jak czas w twojej klepsydrze i należąc do ciebie trwam; co z tego, że umieram, jeśli należąc do ciebie żyję dalej? Co z tego, że cię tracę, jeśli stracić cię znaczy cię odnaleźć?
Jestem przedmieściami nieistniejącego miasta, rozwlekłym komentarzem do nienapisanej książki. Jestem nikim, nikim. Nie umiem czuć, nie umiem myśleć, nie umiem pragnąć. Jestem postacią z planowanej powieści, przemykającą się, w stanie lotnym i szczątkowym, zanim zdoła zaistnieć, między marzeniami autora, który nie potrafił jej w pełni skonstruować.