cytaty z książek autora "Philip Larkin"
- Dla takich chwil się żyje.
- To znaczy?
- Dla rzeczy, które nas wytrącają z równowagi.
Przypudrowała nos i brodę, w żaden sposób nie umniejszając swojej nieatrakcyjności.
To, że nie widzę sensu w robieniu czegokolwiek, nie znaczy, że widzę sens w nicnierobieniu.
Widok masy dobrze bawiących się ludzi zawsze mnie przygnębia.
Życie nie będzie już tak przyjemne jak dawniej. Będzie ciaśniejsze, mniej różnorodne, bardziej przewidywalne. Nie czekają jej niespodzianki. Nikomu już nie zaufa. Nikogo nie pokocha. A kiedy przyjdzie na nią czas, umrze, nie tylko nie zrobiwszy, podobnie jak większość ludzi, niczego wartościowego, ale też nie zrobiwszy niczego, co chciała zrobić.
Zima tymczasem trwała. Nie była romantyczna ani malownicza: śnieg, powabny na wsi, w mieście miał już parę dni: rozdeptywano go na brązowy proszek i spychano łopatami do rynsztoków. Tam, gdzie leżał nietknięty, na wypalonych budynkach, dachach składów czy szop warsztatów kolejowych, sprawiał, że zdawały się jeszcze bardziej zaniedbane i ponure.
Ani jedna, ani druga nie miała do powiedzenia nic, dla czego warto by było zadać sobie trud mówienia.
Zamknięto drzwi i okna, zaciągnięto zasłony, by zatrzymać we wnętrzu ciepło i światło.
Świat bowiem jakby nieco się usunął, stracił swą bezpośredniość, jak barwny wzór blaknący po wielu praniach. Stał się jak zimowy pejzaż odmalowany neutralnymi barwami albo nadbrzeżny nokturn w wielu odcieniach szarości, jednak nie tak piękny jak one. (…) Świat, który zwykła tak wychwalać, sycić się nim, wikłać się wen, odsunął się i nie czuła się już jego częścią. Odtąd, jeśli potrzebowała pocieszenia, musiała pocieszyć się sama; jeśli miała być szczęśliwa, szczęście musiało zapłonąć za sprawą jej własnej natury. Krótko mówiąc, ludzie zdawali się nie oddziaływać na nią, nie mogli jej w niczym pomóc, a zatem jeśli miała żyć dalej, musiała czerpać siły po temu wyłącznie z samej siebie.
Życie nie będzie już tak przyjemne jak dawniej. Będzie ciaśniejsze, mniej różnorodne, bardziej przewidywalne. Nie czekają jej niespodzianki. Nikomu już nie zaufa. Nikogo nie pokocha. A kiedy przyjdzie na nią czas, umrze, nie tylko nie zrobiwszy, podobnie jak większość ludzi, niczego wartościowego, ale też nie zrobiwszy niczego, co chciała zrobić.
Życie to walka na trzy ręce, zwarcie / Bez ruchu między tym, czego pożądasz, / Tym, co dla ciebie miały składy świata, / A (co najgorsze) potężną, powolną / Maszyną, która niesie, co dostajesz. / W klinczu do siebie ciągną – równoważy / Się pustka : strachów, obowiązków, twarzy. / Sieją się przez nią dni kolejne. Lata.
Jebią ci życie mamcia z tatkiem, / Może i nie chcą, ale jebią, / Oprócz win własnych na dokładkę / Jeszcze ci kilka ekstra wrzepią. / Lecz im zjebali życie inni, / Głupcy w cylindrach i pelisach, / Co albo byli mdławo-sztywni, / Albo się chcieli pozagryzać. / Człowiek drugiemu przekazuje / Rozpacz, wciąż głębszą, jak dno rzeki. / Zwiewaj stąd, póki możesz uciec - / I nigdy nie miej własnych dzieci.
Życie to najpierw nuda, potem strach. Nieważne, / Czy się z niego korzysta, czy też nie – przemija, / Dając to, co wybierze niewiadoma siła, / Wreszcie starość, z jedynym tej starości kresem.