cytaty z książki "Ostatnia tajemnica"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Stanął kiedyś przed dylematem: miłość do ukochanej kobiety albo miłość do matki. Ursel przeciw Sabinie. Przyszłość kontra przeszłość. Wygrało to pierwsze i Piotr musiał ponieść wszystkie konsekwencje tego wyboru - zarówno dobre, jak i złe.
Życie niekiedy weryfikuje nasze marzenia. W miejsce jednych pojawiają się inne. I te drugie wcale nie muszą być gorsze od tych pierwszych.
Nie musisz składać mi takich obietnic. To wasze życie, nie moje. Tylko pamiętaj, że sekrety i niedomówienia mogą wszystko schrzanić. Nie buduje się niczego na kłamstwie.
Łzy nie są dobre, ale jeśli już mają być, to lepiej niech wszystkie wypłyną. Najgorzej jest trzymać je w sobie.
Naprawdę jej się tu podobało. Przemyśl był całkiem inny niż Berlin. Heike dobrze się czuła w wielkim mieście, ale i tutejsze ciasne uliczki miały swój niepowtarzalny urok.
Ludzie pracują na swoją bliskość, a potem trochę na własne życzenie się od siebie oddalają. Zbyt łatwo przyzwyczajamy się do dobrego. Bierzemy niektóre relacje za pewnik i dopiero kiedy się coś popsuje, dochodzimy do wniosku, że może nie pracowaliśmy wystarczająco mocno.
Koperta była całkiem zwyczajna. Biała, gładka w dotyku, nieco większa - pasująca raczej na ozdobną kartkę z życzeniami niż na list, ale Ursel czuła, że to właśnie on jest w środku. Nie żadna oprószona brokatem kartka, tylko arkusz papieru, może kilka, zapisany starannym, odręcznym pismem.
Koperta zdawała się ważyć więcej, niż powinna. To ciężar emocjonalny musiał sprawić, że Ursel trudno było utrzymać ją w dłoni. Przez długi czas podświadomie wyczekiwała takich przesyłek. Wypatrywała małych kopert kryjących słowa, które zburzą jej świat.
Już wtedy kobieta miała swoje lata, co oznaczało, że teraz musiała być naprawdę stara. Zapewne była pomarszczona, schorowana, zgorzkniała. Równie dobrze w tym wieku mogłaby już nie żyć... Właściwie powinna już nie żyć.
Nigdy nie przepadała za tym kominkiem. Dawał przyjemne ciepło, ale rozpalanie a później wynoszenie popiołu było koszmarem.
Nie nosiła pierścionka od dawna, a konkretnie od kiedy zaczęły puchnąć jej palce, ale teraz chciała mieć go przy sobie. Stanowił część jej historii. Mężczyzna, od którego go dostała, najpierw wypełnił jej serce płomiennym uczuciem, by potem pozostawić po sobie ziejąca pustkę. Wyrwę, której nie dało się zasypać.
Miał już swoje lata, a przeżyte wojny i ciężkie czasy odcisnęły na nim piętno. Bez ręki już dawno nauczył się żyć. Czasem żartował, że zapomina o jej braku. Jednak każdego roku dochodziły kolejne problemy zdrowotne. Tadeusz był twardy jak skała i niczego nie dawał po sobie poznać, jednak Sabina wiedziała, że traci siły.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że przystojny, inteligentny, przebojowy mężczyzna, robiący karierę inżynierską, zwrócił uwagę właśnie na nią. Zwykle była tłem, szarą myszką, może i całkiem ładną, ale nie umiejącą wybić się ponad innych.
Marzyła o tym, żeby zostać nauczycielką, ale nie udało jej się ukończyć studium. Nie było jej stać na to, żeby poświęcać czas wyłącznie na naukę.
Bo wiesz, te wszystkie miłostki, fascynacje, zauroczenia... One w którymś momencie przemijają, a zostaje to, co jest pod nimi. Fundament. Na mocnych fundamentach można odbudować choćby Warszawę, ale na słabych nie da się zbudować nawet związku dwojga ludzi. Kiedy nie ma szacunku i zrozumienia, zmiecie go byle wiatr...
Jeździł taksówką niemal przez całe dorosłe życie. Czasem żartował, że do jego największych osiągnięć życiowych należało zostanie ojcem w wyrobienie licencji taksówkarza.
Artura niezmiennie zadziwiało to, w jakim tempie zmieniał się nastrój jego córki. Kładł wszystko na karb dojrzewania, chociaż Sandra była już w szkole średniej i najgorsze powinni mieć za sobą.
Podchodząc do drzwi, Artur faktycznie dostrzegł w korytarzu bagaż. A konkretnie ciemnobrązową, skórzaną walizkę. Wyglądała charakterystycznie. Przywodziła na myśl dawne lata i Artur momentalnie przypomniał sobie swoich dziadków. Mieli identyczną albo bardzo podobną.
Wydawał się krucha i wątła. Miała ciężki, świszczący oddech, a to wrażenie nasilało się, kiedy mówiła. Trochę sapała, jakby samo wydobywanie dźwięków wymagało wysiłków.
Chciała przejechać przez Bramę Przemyską - podwieszony most na Sanie w ciągu wschodniej obwodnicy miasta. Twierdziła, że dawno nie oglądała go wieczorem, kiedy był podświetlony. Dodała, że zawsze wolała oglądać San po zachodzie słońca. Artur się z tym zgodził. To właśnie po zmroku rzeka wyglądała najkorzystniej.
Nie była w tej chwili gotowa, żeby stanąć przed mężem i córką, i udawać, że wszystko jest w porządku. Albo że zwyczajnie miała ciężki dzień.
Wy, pielęgniarki, też przywiązujecie się do pacjentów i czasem po nich płaczecie. Strata nie spływa po człowieku jak po kaczce.
Kiedy kilka miesięcy temu w jej głowie zaświtał pomysł podjęcia wolontariatu w miejskim hospicjum, to właśnie z Martyną podzieliła się nim w pierwszej kolejności. Nie tylko dlatego, że była jej przyjaciółką - przede wszystkim pracowała tam na etacie i znała tę robotę od podszewki.
Nigdy nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem. Od dziecka zmagała się z ostrą astmą, do której doszły potem kolejne problemy z płucami. Regularnie lądowała w szpitalach, a mimo to dożyła osiemdziesięciu lat. To i tak wydawało się więcej niż mogła oczekiwać.
Do południa pozostawało wiele godzin. Obawiała się, ze czas będzie jej tutaj upływał zupełnie inaczej niż w domu. Będzie ciągnął się jak guma, w dodatku taka, którą żuło się zbyt długo i całkowicie straciła smak.
Po chwili namysłu Heike drżącymi dłońmi zaczęła rozrywać bok koperty. Robiła to ostrożnie i powoli, żeby nie uszkodzić tego, co mogło się w niej znajdować. Czuła się przy ty, tak, jakby zaraz miała wypuścić z koperty dżina, który nie tylko nie wróci posłusznie na swoje miejsce, ale sprawi, że nic już nie będzie takie samo.
Sabina uśmiechała się na wspomnienie tego, jak bardzo Marta się starała, żeby poczuła się w Przemyślu, oddalonym o setki kilometrów od Warszawy, gdzie się wychowała, jak u siebie.
Warszawski dworzec główny był kolejową mekką. Przychodzili tu nie tylko podróżni, ale też ci, którzy nie mieli się gdzie podziać. Był miejscem publicznym, czyli niczyim, a jednocześnie każdy rościł sobie do niego prawo.
Często mówił jej, że jest z nią szczęśliwy. Na każdym kroku okazywał swoje uczucie, a ona wierzyła, że robił to szczerze. Była za nim całym sercem.
Podróż była męcząca. W dodatku pociąg wyruszał bladym świtem i aby na niego zdążyć, Sabina musiała wstać i zebrać się w środku nocy. Zmęczenie miało jednak swoje dobre strony. Przede wszystkim nie miała siły myśleć i analizować. Po prostu jechała.