cytaty z książki "Bezdzietne z wyboru"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
LUDZIE POWINNI CZĘŚCIEJ ZASTANAWIAĆ SIĘ NAD SWOIMI DECYZJAMI, A NIE NAD DECYZJAMI INNYCH.
Zresztą Ja matkowanie rozumiem szerzej, jako opiekowanie się osobami zależnymi, istotami zależnymi- jak zwierzętami.
Czy to są nowoczesne czasy, jeśli ludzie boją się reakcji bliskich na wybory najmocniej dotykające ich samych? Pytanie "Dlaczego nie chcesz mieć dziecka?" nie jest sprawą wujka przy wigilijnym stole ani cioci na imieninach. Nie wywołuj bezdzietnych do odpowiedzi. Bo na to, co usłyszymy, możemy nie być przygotowani/ne.
Jeżeli decydujesz się na wychowanie dziecka, to traktujesz je po partnersku od pierwszego dnia do końca życia. Poświęcasz mu wszystko, co potrafisz. Tak wychowali mnie i dalej wychowują rodzice. Tak ja wyobrażam sobie modelowe wychowanie dziecka. Staram się myśleć o dzieciach w korczakowskich kategoriach partnerskich. Do dziecka musisz mówić jak do dorosłego, bo ono tak samo słyszy, tak samo czuje, tylko po prostu nie zawsze potrafi to wyrazić. Trzeba mu w tym pomóc, to wymaga czasu i uwagi.
Kiedy myślę o sobie i moim pokoleniu, to dochodzę do wniosku, że powiedzenie: >>ludzie młodzi nie chcą mieć dzieci<<, jest zupełnie nieprawdziwe. My nie możemy ich mieć! Na niedzietność jesteśmy >>skazani<< przez sytuację społeczną, kulturową, klimatyczną. Na dzieci nie mamy miejsca, pieniędzy, atmosfery. Wszyscy mieszkamy w dwudziestometrowych mieszkaniach, ludzie generalnie nie mają na tyle dużo pieniędzy, żeby samemu się wygodnie utrzymać, mieć oszczędności, a co dopiero podłączyć do tego jeszcze dodatkową istotę. Ludzie w moim wieku dobrze wiedza, że dziecko to dużo pracy i trzeba mieć na to zasoby. Mam tu na myśli zarówno kasę, jak i siły każdego i każdej z nas.
Wiele moich koleżanek, które chciałyby mieć dzieci, nie ma na to po prostu siły. Wiadomo, że w momencie głębokiej depresji to nie jest dobry pomysł, żeby fundować sobie dziecko. To przecież ogromna inwestycja, również emocjonalna. Źródeł problemów psychicznych szukamy w dzieciństwie, w życiu rodzinnym, w relacjach z rodzicami, w dziwnych układach rodzinnych, nie powiedziałabym, że w patologicznych, tylko całkiem zwyczajnych. Wiele z nas dorastało w rodzinach, które były bardzo spoko, tylko na przykład nie było w nich wystarczająco dużo wsparcia. Powoływanie na świat dziecka, które skończy w którymś momencie u terapeuty, u psychiatry - nie mieści mi się to w głowie.
Kiedy tłumaczę, dlaczego nie chcę mieć dzieci, od razu pojawiają się komentarze, żebym nie gadała głupot, bo przecież dzieci po prostu trzeba mieć.
Do powątpiewania ze strony obcych można się jakoś przyzwyczaić. Ale bywa mi przykro, że moja rodzina nie przyjęła do wiadomości tego, że nie chcę mieć dzieci.
To, co jest dla mnie pewne, to to, że nie zgadzam się z opinią, że posiadanie dzieci jest w pewnym wieku koniecznością i celem życiowym każdej dorosłej kobiety. Przez takie postrzeganie kobiet w wieku rozrodczym, które mają mężów albo stałych partnerów, a nie mają dzieci, sama zaczęłam się w pewnym momencie zastanawiać, czy coś jest ze mną nie tak.
Niektórzy uważają, że kobiety, które nie chcą mieć dzieci, są egoistkami, a ja uważam, że jest wręcz przeciwnie. Myślę, że posiadanie dziecka unieszczęśliwiłoby mnie, a to byłoby krzywdzące nie tylko dla mnie, ale również dla niego.
W pracy mam na przykład koleżankę, która mówi o sobie "bezdzietna z wyboru", ale kumpelki suszą jej głowę tekstami: "Jeszcze ci się zmieni". Odpowiada spokojnie, że jej się nie zmieni, bo ma już trzydzieści siedem lat i miała czas, żeby to dobrze przemyśleć. To nie są słowa rzucone na wiatr: nie chcę dzieci, bo to taka fanaberia. Każda z moich bezdzietnych koleżanek ma bardzo mocną argumentację.
Myślę, że jesteśmy jesteśmy coraz bardziej świadome, coraz więcej wiemy, ale też dopuszczamy do głosu pewien dobrze rozumiany egoizm. Mam wrażenie, że kiedyś żyłyśmy w przekonaniu, że macierzyństwo to jest nasza życiowa rola: podstawówka, liceum, studia, ślub, dziecko. Może faktycznie ktoś kiedyś powiedział, że tak ma być, ale my teraz mówimy "sprawdzam!". I okazuje się, że nie mam dzieci, a świat się jakoś z tego powodu nie zawalił.
- Nigdzie nie widzę stuprocentowego szczęścia. Widzę dużo problemów, dużo trudności. I ciągły stres. Ciąża to stres, bo może wszystko jest dobrze, ale nie wiesz, co się wydarzy przy porodzie. A potem już żyjesz w ciągłym stresie, bo boisz się o te dzieci.
- Myślisz, że po urodzeniu dziecka kończy się życie bez trosk?
- Jestem o tym przekonana.
- A jesteś szczęśliwa?
- Tak, jak najbardziej. I sama to sobie powtarzam, nie tylko gdy mnie ktoś o to szczęście pyta, jak ty teraz. Sama do tego doszłam.
- Świadomość, o której mówisz, dotyczy również samego macierzyństwa. Kobiety widzą, ile trudu ze sobą niesie, nawet jeśli mamy zdrowe dzieci, z całkiem "standardowymi" problemami. Jako matkę zawsze irytowały mnie osoby, które z pewną nonszalancją mówiły: "No, w moim życiu pojawienie się dziecka nic nie zmieniło". Zawsze miałam ochotę dopytać: "A przepraszam, kto się twoim dzieckiem w takim razie zajmuje? Bo chyba nie ty".
- No właśnie! Myślę, że świat, w którym żyjemy, coraz śmielej stawia na prawdę. Nie mówi się już tylko o tym, że ciąża jest wspaniała, że to Boże błogosławieństwo. Dziewięć miesięcy, fantastyczne samopoczucie, poród - chwila moment, a potem ma się obok siebie takie słodkie, cudowne dziecko. Niespodzianka! To tak nie wygląda. To jest trudne. Mówi się wiele o depresji poporodowej.
- Zanim włączyłam nagrywanie, powiedziałaś mi, że temat bezdzietnych z wyboru to temat tabu. Dlaczego tak uważasz?
- Myślę, że to niebezpieczny temat, dlatego że jest jeszcze bardzo świeży. Niektórzy o tym myśleli, ale nigdy nie było odważnych, którzy o bezdzietności z wyboru mówiliby na głos. Ludzie nie są gotowi, żeby o tym rozmawiać na spokojnie. Całe zagadnienie rozmnażania, zakładania rodzin jest u nas tematem, na który niewielu potrafi rzeczowo dyskutować.
Te dyskusje bardzo szybko robią się niezbyt przyjemne. Z naszych obserwacji wynika, że ludzie, nie tylko tacy jak nasi rodzice - starsi, więc stereotypowo mnie postępowi - mają tendencję do tego, by twoją decyzję, jakakolwiek by była, traktować jako komentarz do ich decyzji. Moja decyzja o nieposiadaniu dzieci ma być jakimś komentarzem do ich decyzji o posiadaniu, mimo że ja tego tak kompletnie nie postrzegam. Kto chce mieć dzieci, niech je ma, kto nie chce - niech nie ma. Myślę, że ludzie w ogóle powinni częściej zastanawiać się nad swoimi decyzjami, a mniej nad decyzjami innych.
Zastanawiam się w sumie jak to jest, że kiedy ja wpadam na rodzinną imprezę i widzę tych wszystkich ludzi z dziećmi, nie mam w zwyczaju tego komentować. Za to przez ponad dwadzieścia lat mojego związku członkowie rodziny podczas różnych spotkań nieraz naciskali na mnie, na nas. To oni zaczynali temat mojej bezdzietności, co często kończyło niekomfortowymi sytuacjami. Miałam w życiu nawet taki moment, że kiedy ktoś zaczynał mnie stawiać pod ścianą: "A dlaczego nie masz dzieci?", z czystej przekory rzucałam coś w rodzaju: "A skąd wiesz, że nie przeżyłam właśnie kolejnego poronienia?". Skąd w ogóle pomysł, że mam się komuś tłumaczyć ze swoich decyzji? Szczególnie komuś, kto nie ma zielonego pojęcia o moim życiu?
Lubię zawsze powiedzieć w takich sytuacjach o dwóch hierarchiach wartości, które mamy. Jedna z nich to ta, o której mówimy: że jesteśmy tolerancyjni, empatyczni, lubimy pomagać i w ogóle same dobre rzeczy. Ale tak naprawdę to przez nasze zachowania i to, co mówimy i robimy, manifestuje się nasza prawdziwa hierarchia wartości. "Deklaratywnie to wiesz, córciu, ja szanuję wszystkie twoje wybory, ale jednak w nocy nie mogę z jakiegoś powodu spać, jednak trochę mnie męczy, że nie masz w tym wieku stałego partnera/że już masz tego partnera od pięciu lat, a nadal nie ma mowy o jakiejś stabilizacji, o dziecku". Takie myśli i emocje są prawdą o nas samych, a nie to, jak chcielibyśmy myśleć i czuć.
- Poczucie winy mają te kobiety, które starają się i nie mogą zostać matkami, ale towarzyszy ono również tym, które świadomie wybierają życie bez dzieci. Bliscy nierzadko zarzucają im egoizm i myślenie o zaspokajaniu jedynie swoich potrzeb.
- A ja to widzę odwrotnie. Wielu ludzi ma dzieci z egoizmu. Za wszelką cenę chcą się realizować właśnie w ten sposób. To zupełnie jak z osiąganiem innych życiowych celów: dziecko to mój cel, muszę go osiągnąć. Cóż to niby jest, jeśli nie egoizm? Albo realizowanie scenariusza społecznego.
- Mówisz o strachu przed rozwojem ciąży. Jestem ciekawa, na ile widzisz w kobietach strach przed ich obecną sytuacją społeczno-prawną w Polsce? Prawo aborcyjne stało się bardzo rygorystyczne. Czy decyzje polityczne wpływają na decyzje prokreacyjne kobiet?
- Bardzo, i widać to od dłuższego czasu, co najmniej od pięciu lat. Była polityka: "rozmnażajmy się, leczmy, wszystko idzie w dobrym kierunku". Szliśmy w kierunku, że in vitro jest okej, a teraz się cofnęliśmy - in vitro staje się wstydliwe, już nie mówię o dawstwie zarodka czy innych "niesamowitościach", które na Zachodzie są zupełnie oczywiste. Nie tylko zresztą na Zachodzie. Moje pacjentki nierzadko czują się bardzo samotne, wyrzucone poza nawias, mają poczucie, że z niepłodnością, pomimo całej polityki prorodzinnej, pozostają same. Wszystko jest dobrze, o ile rodzisz bez problemów. Jak masz problem, to nie jesteś "nasza", martw się sama i nie zrób czegoś, co jest wątpliwe moralnie. To, co dzieje się światopoglądowo i mentalnie, jest bardzo niekorzystne dla kobiet i ich potencjalnego macierzyństwa.
Jest tysiąc przyczyn, dla których nie chcę mieć dzieci, a nie potrafię znaleźć żadnej, dla której chciałabym je mieć. Często rozmawiam z koleżankami, które mają lub chcą mieć dzieci, i próbuję je wypytać dlaczego. Mają swoje powody, ale ja ich po prostu nie podzielam. Nie ma we mnie cienia marzenia o rodzicielstwie.
(...) We mnie od długiego już czasu nie ma żadnego bodźca, żeby mieć dziecko. Nie wydaje mi się, żeby się to zmieniło. PESEL nie kłamie. Mój mąż ma już ponad czterdzieści lat, ja mam trzydzieści trzy. Obserwuję swoje ciało: kręgosłup nie ten, po nieprzespanej nocy nie jestem w stanie funkcjonować - gdzie tu w ogóle teraz dziecko?! To nie jest samolubne, raczej samoświadome. Macierzyństwo nie byłoby dla mnie dobre i nie zdecyduję się wyłącznie ze względu na męża. To zbyt poważna decyzja. Zdaję sobie też sprawę z tego, jakim obciążeniem jest posiadanie niechcianego dziecka. Sama jestem dzieckiem z "wpadki". Uważam, że dziecko należy mieć wyłącznie wtedy, jeśli jest naprawdę chciane.
- Dla mnie ślub i dziecko nie są równoznaczne. Pewien znajomy, z którym znam się od wielu lat, odezwał się z gratulacjami i spytał, kiedy dziecko, bo przecież twierdziłam, że nie chcę męża, więc pewnie na dziecko też się zdecyduję. Nie wierzy, że w tej kwestii nie zmienię zdania. To mnie irytuje. Ślub jest jednak czymś zdecydowanie innym od powołania dziecka na świat. Irytuję się też trochę sama na siebie. Chciałabym mieć totalny dystans do takich komentarzy. A jednak denerwują mnie, bo mam poczucie, że cały czas muszę komuś coś udowadniać i tłumaczyć.
- Co i komu?
- Mam wrażenie, że moja rodzina powątpiewa w moją decyzję. Podważają mój wybór. To nie fair.
Usiłowałam jej wytłumaczyć, że nie powinna mi tego mówić, bo to jest stawianie mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji, stawianie absurdalnych oczekiwań. Broniła się, mówiąc, że wyraża jedynie swoją opinię. Ale ja nie chcę cudzych opinii na ten temat! To nie jest kwestia ich opinii, tylko mojego przemyślanego i ugruntowanego wyboru.
Wyobrażam sobie różne sytuacje i za każdym razem odpowiedź brzmi: nie. Nie potrafię znaleźć powodu, dla którego chciałabym mieć dzieci. Rozumiem, że ludzie je mają, bo chcą na kogoś przelać miłość czy wychować - jak mój mąż - kogoś lepszego od siebie. Ja tej ambicji nie mam.
Poza tym wszystkim najzwyczajniej w świecie wątpię w to, że mogłabym być dobrą matką. Widzę się jako matkę helikopterową, nadopiekuńczą. Dużo wymagam od samej siebie, więc na pewno byłabym też nadmiernie wymagająca wobec dziecka. Nie wydaje mi się również, żeby mój mąż był człowiekiem, który doskonale nadaje się na rodzica. Brakuje mu cierpliwości i wyrozumiałości, bywa wybuchowy.
Nie ma we mnie chęci, żeby swoje życie układać totalnie pod kogoś. Jestem świadoma, że jeżeli dziecko by się pojawiło, to "znikam" przynajmniej na parę lat i już nigdy nie będę pierwsza, nigdy nie będę priorytetem w moim własnym życiu. Dziecko nim będzie. Teraz sama buduję sobie życie takie, jakie chcę. Jak sobie chcę coś zmienić, to sobie zmienię; jak będę chciała jechać do innego kraju, to sobie pojadę. Dziecko by mnie ograniczyło.
- Czy nie masz poczucia, że czegoś ci w życiu brakuje? Mówi się, że dziecko nas dopełnia, że to spełnienie kobiecości.
- Próbuję zrozumieć ludzi, którzy mają poczucie, że potrzebują dziecka, żeby nadać swojemu życiu sens. Ja tego nie mam i nie czuję, żeby mi czegokolwiek brakowało. Gdyby dziecko się pojawiło, mam wrażenie, że wręcz przeszkadzałoby mi w moim codziennym życiu. Lubię mieć ciszę, spokój. Z dzieckiem czułabym się jak z nieproszonym gościem - obco, jak nie u siebie.
Mam wrażenie, że jest takie społeczne przeświadczenie, że kobiety, które nie chcą mieć dzieci, to totalne potwory, które ogólnie nienawidzą wszystkich dzieci. To nieprawda. Ja nie jestem takim potworem i nie twierdzę, że dzieci powinno w ogóle nie być. Szanuję je; kiedy mogę - pomagam. Są mi po prostu obojętne na tyle, że nie mam poczucia, że muszę mieć swoje.
Mam wrażenie, że przez to, że jestem najmłodsza i nie mam dzieci, zawsze sama będę przez moją rodzinę traktowana jak dziecko. Moje problemy bywają trywializowane. Często słyszę, że co ja tam wiem o prawdziwym życiu, że moje problemy to nie są żadne problemy. "Jeśli nie masz dzieci, to tak naprawdę nigdy nie byłaś zmęczona!" - podobne stwierdzenia padają często.