cytaty z książki "Vincent"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Przynajmniej raz w życiu trzeba się zakochać. W innym wypadku człowiek będzie tkwił w zgubnym przekonaniu, że miłość jest piękna.
Dlaczego tuż po narodzinach nikt nie uprzedza nas, że ludzie to najpaskudniejsze ze wszystkich żyjących stworzeń? Może dorastając w tej świadomości, o wiele łatwiej znosilibyśmy dotykające nas w dorosłości okrucieństwo?
Wbrew ogólnie przyjętym zasadom każda emocja miała specyficzny zapach.
Radość była orzeźwiająca niczym deszcz w upalny poranek. Złość przywodziła na myśl woń stali i zimowej nocy. A smutek i rozpacz pachniały nad wyraz słodko, niemal uwodzicielsko.
Czyż najbardziej niebezpieczne nie było szczególnie to zło, które potrafiło omamić tak skutecznie, że wydawało się dobrem?
Kiedy ktoś choć raz znajdzie dla siebie miejsce w naszym sercu, odchodząc, już na zawsze pozostawia je pustym. Tej pustki nie sposób czymkolwiek zapełnić. Należy po prostu pogodzić się z tym, że istnieje, aż pewnego dnia przestanie nam o sobie przypominać. Stanie się mniej dokuczliwa, mniej bolesna, ale nigdy nie zniknie.
- Kim byłaś, zanim powiedzieli ci, kim masz się stać?
To pytanie, choć z pozoru proste i nic nie znaczące, sprowadziło ciężar, który osadził się na sercu Eleanor.
Żył więc tak, jak umiał. Nawet jeżeli inni ani trochę tego nie pochwalali.
Czyż w życiu nie chodzi o odnalezienie tego, w czym jest się najlepszym, i kurczowe trzymanie się tego, nie zważając na to, co pomyślą o nas inni?
Jak proste byłoby życie, gdybyśmy z łatwością potrafili przestać kochać tych, którzy nas skrzywdzili? Jednak niekiedy nienawiść nie przychodzi nawet wtedy, gdy tak bardzo pragniemy ją poczuć.
Brzydkie kaczątka nie mogą pływać wśród łabędzi, nawet jeśli uparcie wierzą, że ich skrzydła też kiedyś staną się białe.
Ludzie byli bowiem tak prostymi do odgadnięcia istotami. Pogrążeni w smutku i rozpaczy, łapali się nawet najbardziej absurdalnej i niedorzecznej okazji, by wyrzucić z siebie to, co od dawna spędzało im sen z powiek.
Im starszy się stawał, tym częściej łapał się na momentach takich jak ten - gdy znużenie zaczynało ciążyć mu na duszy, a to, co dotychczas przyprawiało go o szybsze bicie serca, stawało się o wiele mniej ekscytujące, niż by tego pragnął.
- Będziesz szczęśliwa - zapewnił. - Ale najpierw pozwól mi sprawić, że będziesz silna”.
Ludzie o wiele bardziej niż na szczęście i powodzenie innych uwielbiali patrzeć na ich smutek i cierpienie. Rozkoszowali się nim i w głębi swoich zepsutych serc cieszyli się, że to nie oni płaczą.
Największą wadą ludzi było to, że zaślepieni szczęściem, zbyt mocno przywiązywali się do tego, co nie było im dane na zawsze – do miejsc, rzeczy, uczuć i do siebie nawzajem. Kiedy więc nad- chodził czas, gdy zmuszeni byli się z tym wszystkim pożegnać, pojawiało się cierpienie. Dogłębne i straszliwe, bo zbyt długo żyjąc w przekonaniu, że podobne nieszczęście nie stanie na ich drodze, stawali się ślepi.
W tamtej chwili Eleanor pojęła, że czas wcale nie leczył ran, nie koił nienawiści, nie niósł obojętności. On jedynie sprawiał, że przyzwyczajaliśmy się do bólu, jakby był naszym najwierniejszym przyjacielem. Uczyliśmy się z nim żyć, każdego dnia wmawiając sobie, że jest z nami coraz lepiej. Nie istniało bowiem nic bardziej głodnego kłamstwa niż złamane ludzkie serce.
Nienawiść, moja droga Eleanor, jest o wiele lepsza niż obojętność. Jeżeli cię nienawidzą, to znaczy, że ich obchodzisz.
Kiedy po raz drugi postanowiła się odezwać, jej głos przypominał zduszony szept:
- To po prostu dziwne, jak krótki termin ważności ma to, co wydawało nam się wieczne. Dziwne i cholernie smutne.
- Pewna starsza kobieta kiedyś powiedziała mi, że przynajmniej raz w życiu trzeba się zakochać. W innym wypadku człowiek będzie tkwił w zgubnym przekonaniu, że miłość jest piękna. Chwilę później ukradłem jej złoty naszyjnik, ale chyba miała rację.
- Więc… – Eleanor rozłożyła ramiona. - Jak wyglądam?
Z ust złodzieja wyrwało się ciche westchnienie. Przybliżając się o krok, odpowiedział:
- Jak najpiękniejsza zdobycz, którą zamierzam skraść.
Wymówił te słowa bez cienia zawahania, jakby w tej chwili Eleanor Cullen była piękniejsza nawet od diamentowego pierścionka, który jeszcze do niedawna zdobił jej palec. I niech mu sam Diabeł świadkiem, że naprawdę tak było.
Być może właśnie to było największą głupotą – pokochanie kogoś tak mocno, że w przypływie tej miłości człowiek ofiarowywał każdą cząstkę siebie, bezmyślnie, łatwowiernie, naiwnie pragnąc otrzymać to samo w zamian.
- Zamierzam zrobić coś złego - wyznała szczerze. - I chyba przydałoby mi się towarzystwo.
Na bladej twarzy złodzieja odznaczył się uśmiech. W tym z pozoru normalnym geście odnaleźć można było odrobinę szaleństwa, która, ku zaskoczeniu Eleanor, nie przerażała jej już aż tak bardzo.
- To najbardziej kusząca propozycja, jaką mogłaś mi złożyć - przyznał, odstawiając kieliszek na stolik. Następnie wstał i wyciągnął ku dziewczynie dłoń o smukłych palcach.
- Nie są niebieskie - stwierdził nagle.
- Co?
- Twoje oczy - wyjaśnił. - Wiedziałaś o tym, że w mroku wyglądają zupełnie inaczej? Przypominają… - Zawiesił głos. - Nie jestem pewien. Wciąż szukam odpowiedniego określenia. To doprawdy frustrujące.
Niekiedy słowa dotykają o wiele mocniej niż spojrzenie czy czyny. A te konkretne, na dodatek wypowiedziane ustami złodzieja, dotknęły Eleanor o wiele bardziej, niż śmiałaby to przyznać. Być może w tym szaleństwie, którym z powodzeniem
mogłaby określić swoje obecne życie, powoli zaczynała tracić zmysły?
Ci tutaj różnili się tylko jednym - w przeciwieństwie do ludzi takich jak Vincent starali się schować swoje paskudne dusze pod ubraniami z materiałów najlepszej jakości i za zegarkami za kilka tysięcy dolarów.
Była to najgorsza choroba naszych czasów – piękne opakowania skrywające gównianą osobowość.
Pewnego dnia polubisz to uczucie, a potem przy odrobinie nieszczęścia kompletnie się w nim zakochasz. Bez reszty. Bez opamiętania. I właśnie wtedy, najdroższa Eleanor, już nigdy nie poczujesz nawet najdrobniejszego ukłucia tego, co nie pozwoliło ci ukraść jabłka. To będzie dzień, w którym przestaniesz być człowiekiem i staniesz się złodziejem.
Brzydkie kaczątka nie mogą pływać wśród łabędzi, nawet jeżeli uparcie wierzą, że ich skrzydła też kiedyś staną się białe.
-Bo kiedy nie masz obok siebie już nikogo, desperacko szukasz kogokolwiek, kto mógłby sprawić, że przestaniesz być sama.
Jakim cudem nie zdołała go usłyszeć?
- Spóźniłeś się - zauważyła.
- Złodzieje się nie spóźniają - odparł. - Potrafimy kraść czas
równie skutecznie jak pieniądze. - Odwrócił ku niej bladą twarz.
- Zawsze, gdy na mnie patrzysz… - Przechyliła głowę, dotykając policzkiem jego nagiej piersi.
Złodziej poczuł ukłucie ciepła. Opuszkami palców wciąż powoli sunął w górę i w dół jej pleców.
Eleanor dokończyła:
- Czuję ciężar.
- Ciężar? - powtórzył, nie wiedząc, co miała na myśli.
- Trudno to wyjaśnić - mruknęła. - Więc… dlaczego mi się przyglądasz?
Vincent omiótł wzrokiem jej twarz.
- Bo to coś nowego. Ty jesteś czymś nowym, Eleanor.