cytaty z książki "Pandemia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) Mężczyźni często tak robią, podejmując decyzje, których następstwa sterczą jak ostre rybie ości, do czasu, aż kobiety nie znajdą sposobu na owinięcie i ukrycie ich niewielkimi, ale codziennymi, drobniutkimi staraniami, dzięki którym życie znów staje się zrozumiałe, a wszystko, co się wydarzyło, nie tylko można wytłumaczyć, lecz także usprawiedliwić.
Nie wasza sprawa, co wy za jedne, wy smętne kury, trzy lata z nim żyję — każdego dnia, każdej nocy, wiem, jaką ma twarz, kiedy śpi, kiedy się gniewa, i umiem zrobić tak, żeby on się uśmiechnął, słyszę jego myśli i widzę, że każdego z tych dni — absolutnie każdego — on jest szczęśliwy, i dlatego właśnie ja jestem jego prawdziwą żoną, i żadna zapłodniona komórka jajowa — ani ich trzy, ani dziesięć — nie ma z tym w ogóle nic wspólnego. Jeśli one powiedzą mi jeszcze coś, uderzę którąkolwiek z tych bab, nic mnie nie powstrzyma.
W powietrzu wisiał złowrogi lęk, którego nikt z nas nie potrafiłby wyjaśnić, ale każdy go odczuwał.
Bywają takie przebudzenia, szczególnie jeśli nadchodzący dzień nie niesie ze sobą niczego dobrego, gdy nie daje się osłonić uszu przed dźwiękami, a oczu przed światłem, a ty ze wszystkich sił starasz się znów zapaść w sen.
W takich czasach jak te przyjęte normy moralne przestają obowiązywać.
- Zaczekaj!
Zatrzymał się i odwrócił twarz w moją stronę.
Mogłabym powiedzieć: "Dlaczego ty?", mogłabym zaproponować: "Pójdę z tobą", mogłabym mu zawisnąć na szyi, sprzeczać się, próbować zyskać na czasie i zatrzymywać go. Mogłabym po prostu powiedzieć: "Kocham cię". Tylko że wszystko to było bezsensowne i niepotrzebne. Gdybym wierzyła w Boga, przeżegnałabym się - myślałam, patrząc mu w oczy.
Kto to wymyślił: mieszkanie okno w okno, drzwi w drzwi? Kto zdecydował, że tak bezpieczniej? Jakby żyjący obok ciebie ludzie, tacy sami przecież jak ty, nie zmieniali się w najgorszych twoich wrogów, jeśli posiadasz coś, co im właśnie teraz jest bardzo potrzebne.
Ludzie, ludzie - myślałam ze smutkiem, śledząc drogę - jak was wszędzie dużo, jak tłumnie i jak ciasno mieszkacie, i nie ma dokąd od was uciec, jak daleko człowiek by wyjechał.
Bóg z wami, ludzie, sami sobie radźcie ze swymi chorobami, lękami, spalonymi samochodami, z wolą przeżycia. Ja chcę tylko jednego - znaleźć się od was jak najdalej.
Jesteś dobrym człowiekiem. Słyszysz? Dobrym. Po prostu teraz jesteśmy na strzelnicy. Cała ta droga, cała ta planeta to jedna, ogromna, pieprzona strzelnica.
(...) Chciałabym wiedzieć, co jeszcze skrywało się poza kadrem. Ile pozostało tych rzeczy ważnych i nic nieznaczących drobiazgów, które przydarzały się mu beze mnie? I których prawdopodobnie nigdy nie będę mogła z nim dzielić - w odróżnieniu od niej.
Kto by pomyślał, że pierwszym silnym uczuciem, które mnie przepełni, od kiedy zrozumiem, że nie umrę, będzie właśnie złość?
Ile czasu powinno minąć, zanim i dla niego stanie się jasne, że to próżne starania, że on, tak jak i my, jest bezsilny wobec tej złowieszczej, bezlitosnej symetrii, wobec zasad, zgodnie z którymi w naszym obecnym świecie nie może istnieć żaden kredyt, żaden awans?
W tym nowym zepsutym świecie z jego bezlitosnymi prawami, których przyszło nam uczyć się z marszu, musieliśmy wyprzeć się zasad, w które przywykliśmy wierzyć, reguł, których uczono nas przez całe życie.
- W tym kartonie było trzydzieści puszek wieprzowiny. To trzydzieści dni życia, które darowałeś nieznanemu człowiekowi. Przecież miałeś pistolet, czemu nie strzelałeś?
- A dlatego, że on tak własnie powiedział: "No, strzelaj!". Rozumiesz?! - wrzasnął Andriej i uniósł głowę. - Byłem pięć kroków od niego, a on stoi, trzyma ten karton, karton się rozerwał, gdy go wyciągał, i kilka puszek konserw wypadło w śnieg, a ten odwraca się do mnie i mówi: "Jazda, strzelaj, jeśli chcesz. My mamy głodne dzieci, a na tym przeklętym osiedlu znaleźliśmy tylko pół worka przerośniętych kartofli. Strzelaj! My i tak tutaj zdechniemy". Nie potrafiłem. Oddałem mu ten karton. Pewnie nie jestem gotowy na to, żeby zabić człowieka z powodu trzydziestu puszek wieprzowiny. Pewnie w ogóle nie jestem gotowy zabić człowieka.
Takie sceny często pokazują w kinie: krew, leżący na ziemi człowiek i obok niego klęcząca, krzycząca kobieta. Wszyscy już milion razy widzieliśmy taki obraz, ale okazaliśmy się na to nieprzygotowani. Także dlatego, że oprócz tych trzech składników: krew, człowiek na ziemi i kobieta obok, wszystko pozostałe wyglądało zupełnie inaczej. Ona, krzyknąwszy tylko raz, natychmiast umilkła i zrobiło się bardzo cicho, bo ani jedno z nas nie wypowiedziało słowa. Nawet nikt się nie poruszył, jakbyśmy znali scenariusz, którego nie wolno było zmienić, zepsuć jakimś niepotrzebnym słowem czy gestem.