cytaty z książki "Komornik. Rewers"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Chodziło mi to po głowie już dłuższą chwilę. Patrząc w jego oczy, niemalże odczytywałem czającą się tam odpowiedź… Ale On chciał, żebym go o to zapytał. Jak każda istota nadrzędna, delektował się swą wyższością – a zarazem był w czysto ludzki sposób głodny mojej uwagi.
Zebrałem w sobie wszystkie siły, a potem wyrzuciłem jednym tchem:
- Kim tak naprawdę jesteś?
Spojrzał na mnie, w jego oczach błysnęło coś… niemalże ludzkiego. Uśmiechnął się szeroko:
- Jam jest bestia straszna, sroga, jam jest szatan, śmierć i trwoga; dowodziłem na Wołyniu, pociągałem spust w Katyniu, prowadziłem Tupolewa, celowałem prosto w drzewa...
Nie mogłem w tamtej chwili myśleć, bo gdybym myślał, to zrobiłbym coś zupełnie innego.
- Ale jest jedna rzecz, obok której nie jesteśmy w stanie przejść obojętnie - i wy, ludzie, i ja. Wiesz może, co to takiego?
Zastanowiłem się chwilę.
- Bycie ignorowanym - odpowiedziałem.
- Dokładnie tak, Ezekielu. Możemy znieść wiele, ty i ja, ale tylko przy świadomości, że komuś na tym zależy.
Jonasz patrzył mi się wciąż prosto w oczy.
- Niczego nie żałuję. – powiedział tylko. – Ani jednej chwili Przed, ani momentu Po. Każda chwila mojego istnienia miała przyczynę, sens i cel… I dlatego też mimo, że jestem już martwy, to żyłem po tysiąckroć bardziej niż ty, Komorniku.
Jestem kobietą, nie muszę tłumaczyć się z braku logiki w postępowaniu.
- Ja obstaję przy swojej wersji, Ezekielu: zostałem oszukany. Nie pierwszy raz zresztą, ale tym razem w wyjątkowo paskudnym stylu. Naprawdę, myślał by kto, że zrobiłem wszystko, by udobruchać swego Ojca. Ale nie, rozumiesz? Jemu nadal było mało. Cholerne, zadawnione urazy…
Zamrugałem, nie nadążając za tokiem myśli. Mój rozmówce przewrócił ostentacyjnie oczami, zrobił rękoma gest, jakby tłumaczył coś od początku pięciolatkowi.
- Popatrz: załóżmy, że masz ojca i kilku braci. Okej, dasz radę sobie to wyobrazić? No, zuch chłopak. I pewnego dnia twój stary po pijaku przynosi do domu małpę. No dobra, mówisz: małpa to małpa, niech będzie. Czego się dla ojca nie robi, co nie?
Nieśmiało przytaknąłem.
- No…
- Ale staremu tego mało. On tej małpie zaczyna budować wielkie terrarium, bo mówi, że teraz ta małpa jest dla niego najważniejsza. Zaczyna z nią rozmawiać, uczyć ją sztuczek, szyć jej ubranka… A ty i twoi bracia w odstawkę, rozumiesz? Bo teraz liczy się tylko ta pierdolona małpa. Ale to jeszcze nie jest najlepsze, poczekaj! Bo pewnego dnia ojciec każe wam się zebrać w salonie i…
- …I oddać tej małpie pokłon. – sapnąłem.
- Do-kład-nie-tak. – Mężczyzna rozciągnął się złym uśmiechem. – Małpa jest teraz równa wam, mówi Ojciec. Kocham ją ponad wszystko inne! A ty patrzysz, jak twoi braciszkowie posłusznie, po kolei podchodzą, klękają i całują tę małpę w dupę. Małpa, rozumiesz, nawet nie ma pojęcia, co się dzieje, bo właśnie obiera banana…I w końcu przychodzi twoja kolej. Patrzysz na tę śmierdzącą małpę, rozumiesz, i czujesz, jak coś w tobie pęka. Mówisz: Ojciec, ale zaraz, chwila, to przecież tylko małpa. A my jesteśmy twoimi dziećmi! Mieszkamy przecież razem, gotujemy ci zupę, prasujemy koszule! Logiczne, nie? A ten niewdzięcznik, wyobraź sobie, dostaje szału. Wygania cię z mieszkania i zrzuca ze schodów. Wysyła jeszcze za tobą twojego młodszego brata-koksiarza, który na kopach wynosi cię z bloku i mówi, że od dziś masz mieszkać w piwnicy.
Nie miałem oporów natury moralnej, bo zarówno samą moralność, jak i kwestie wszelakich umów społecznych już dawno schowaliśmy do kieszeni. (…) Ani śladu emocji, zero ludzkich odruchów, czy wahania.
...człowiek plany robi, a Pan Bóg się z nich śmieje... i woła Diabła, żeby mu raźniej było.
Jesteś tak bardzo ludzki, tak beznadziejnie przywiązany do własnych iluzji.
Najchętniej zatrzymałbym się w ogóle, położył i sobie cichutko umarł, ale był to luksus, na który nie było mnie akurat stać.
- Nie musisz robić nic szczególnego - mówiła do Anioła Maryam. - Wystarczy, że będziesz dla mnie. Dobrze? Ja nikogo nie mam, ty też. Więc będziesz mój.
Prawda jest taka, że gdy jest się w pomieszczeniu pełnym przerażonych, wściekłych ludzi, kiedy każdy próbuje coś zrobić, większość strzela, inni wrzeszczą, a spora część albo już umiera, albo zaraz zacznie… No, wtedy nawet pokonanie głupich kilku kroków staje się niewyobrażalnie skomplikowaną, akrobatyczną odyseją.
Człowiek przeważnie głupieje, gdy agresję wobec niego przejawia coś mniejszego i słabego, co jednak robi dużo szumu i zamieszania. Na przykład, nie wiem - kura. Albo kobieta.
Mój Boże! To było - to było tak nieludzko ludzkie, że aż mnie ścisnęło w dołku. Taką rozmowę bez słów można było widzieć w każdym związku ze stażem, w każdym kochającym się małżeństwie… Kiedyś.
A teraz trzeba było dwojga chodzących trupów, żeby to zobaczyć.
Cierpienie i wycieńczenie zlały się w jedno. Nadeszła apatia.
- Wszystko będzie dobrze.
Zarzuciła mi na szyję małe, szczupłe łapki, przyciągnęła bliżej.
- Obiecujesz? - zapytała smutnym głosikiem, wyginając buzię w podkówkę.
- Obiecuję - szepnąłem jej na ucho.
Po początkowym okresie niedołężności szybko zyskiwał w moich oczach, bo może i był nieszczególnie bystry, ale za to wytrzymały jak muł. Ot, taki typ żylastego robola, którego stawiasz na cały dzień przy betoniarce i każesz mieszać beton. Cztery łopaty piachu, łopata cementu, chlust wody i od początku. I tak dziesięć godzin z przerwą na bułkę i oranżadę, a potem typ normalnie, na własnych dwóch idzie do domu. Pije na umór, o szóstej wstaje i tak w kółko.
Uśmiechnęła się tak promiennie i szczerze, że aż mnie coś ścisnęło w dołku.
Należało się jej pozbyć.
Jak najszybciej.
Powinienem mieć wyrzuty sumienia, że ich okradam. Ale nie miałem. Ani wyrzutów, ani zapewne nawet tego, co miałoby je powodować.
I w tym właśnie momencie Azrael załkał. Właśnie “załkał” - urywanym, krótkim szlochem dziecka, któremu zabrano lizaka. Płaczem człowieka, który właśnie rozstał się z miłością swojego życia. Żałością starca rozumiejącego, że najlepsze już dawno za nim. Spojrzał na mnie z pełnym zrozumieniem sytuacji i zajęczał przeciągle. Potem szarpnął się i zwinął w kłębek, drżąc z bólu.
W takich chwilach wychodzą na jaw wszystkie ludzkie słabości, dają znać o sobie strachy. Podświadomie każdy ma nadzieją, że jeśli się schować, zamknąć oczy i siedzieć cicho, to cały ten koszmar go ominie. Że może ktoś inny coś za niego zrobi. Że… że cokolwiek! Że może nie trzeba nic.
A potem okazuje się, że jest za późno.
Powiedz mi, Ezekielu… Czy to normalne odczucie? Chwila euforii, a potem jałowa pustka w duszy?
Nie ukatrupiło mnie zimno, nie dorwali Wysłannicy, nie dał mi rady nawet chodzący trup Jonasz. Ale jeśli coś mnie kiedyś zabije, to właśnie ludzkie odruchy.
Bo życie mnie jednego nauczyło: jeśli ktoś w takiej bitwie ma zginąć, to zawsze będziesz to właśnie ty.
Szedłem przez tę krainę, nieruchomą i cichą, niczym w formalinie zatopioną. Słychać było tylko chrzest moich kroków i cichy oddech, jedyną zmianą w krajobrazie był wąski, zygzakowaty ślad stop, ciągnący się za mną aż do horyzontu pośród czarno-białego bezkresu pustki.
I tak nie miałem na świecie nic, i tak byłem nikim. Tutaj, w Rewersie, mogłem przynajmniej myśleć i robić, co chcę.
Mając przy sobie widmo jedynej istoty, jaką w życiu naprawdę kochałem czystą i bezwarunkową miłością.
«Jestem ten, który jestem» - cytat z Pisma nie dawał mi spokoju. Ja też byłem tutaj tym, czym byłem. (…)
Poza dobrem i złem, poza jakąkolwiek moralnością, przynależnością czy obowiązkiem.