cytaty z książki "Jeszcze dzień życia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludzie tak znikają bez śladu, tak zupełnie bezpowrotnie, najpierw ze świata, a potem z naszej pamięci.
(...) kto za dużo pyta, dostaje za dużo odpowiedzi.
Na jednej półkuli chrapanie, przewracanie się z boku na bok, na drugiej już wstawanie, gotowanie mleka, golenie i pudrowanie. A potem na odwrót. Człowiek budzi się i nie myśli, że może zaczyna ostatni dzień życia. Wspaniałe uczucie, ale tak już zwyczajne, że nikt tam nie zwraca na to uwagi.
[...] istota władzy polega na tym, że musi ona manifestować swoją siłę.
Wojna jest rzeczywistością tylko dla tych, którzy tkwią w jej zakrwawionym, wstrętnym, brudnym wnętrzu. Dla innych jest stronicą książki, obrazem na ekranie, niczym więcej.
Kiedy strach nadejdzie,sen rzadko sie zdarza.
[...] w naszym myśleniu przeszłość zajmuje więcej miejsca niż przyszłość.
Pojęcie totalności istnieje w teorii, ale nigdy w życiu. Nawet w najbardziej szczelnym murze istnieje jakaś szczelina (albo mamy nadzieję, że istnieje, a to coś znaczy). Nawet kiedy mamy wrażenie, że nic już nie działa, coś działa i umożliwia minimum egzystencji. Choćby otaczał nas ocean zła, będą z niego wystawać zielone i żyzne wysepki. Widać je, są na horyzoncie. Nawet najgorsza sytuacja, jeżeli w niej się znajdziemy, rozkłada się na czynniki pierwsze, a wśród nich będą takie, których można się uchwycić, jak gałęzi krzaka rosnącego na brzegu, aby stawić opór wirom ściągającym na dno. Ta szczelina, ta wyspa, ta gałąź utrzymują nas na powierzchni istnienia.
Nie wiem, czy zdarzył się kiedyś wypadek, żeby całe miasto przepłynęło ocean, ale tym razem tak właśnie było. Miasto wypłynęło w świat, w poszukiwaniu swoich mieszkańców. Byli to dawni mieszkańcy Angoli, Portugalczycy, którzy rozproszyli się po Europie i Ameryce. Część z nich udała się do Południowej Afryki. Wszyscy oni wyjechali z Angoli w pośpiechu, uciekając przed pożogą wojenną, przekonani, że w kraju tym nie będzie więcej życia i że pozostaną tylko cmentarze. Ale zanim wyjechali, zdążyli jeszcze zbudować w Luandzie drewniane miasto, do którego zapakowali wszystko, co było w mieście kamiennym. Na ulicach pozostało tylko tylko tysiące samochodów pokrytych kurzem, które zjadała rdza. Pozostały też mury, dachy, asfalt na jezdniach i żelazne ławki na bulwarze.
W Europie, powiedział, uczyli mnie, że front to okopy i zasieki, które tworzą wyraźną i wiadomą linię. Front na rzece, wzdłuż drogi albo od wioski do wioski. Można to wykreślić ołówkiem na mapie, można pokazać palcem w terenie. A tutaj front jest wszędzie i nigdzie. Ta ziemia jest zbyt wielka, a ludzi zbyt mało, żeby istniał liniowy front. To świat dziki i nie urządzony, trudno z nim współżyć. Nie ma wody, bo tu dużo pustyń. Nie można dłużej zatrzymać się tam, gdzie nie ma źródeł, a źródło od źródła daleko. Tu, gdzie stoimy, jest woda, a następna woda dopiero sto kilometrów dalej. Każdy oddział trzyma się swojej wody, bo inaczej zginie. Jeżeli między jedną wodą a drugą jest sto kilometrów odległości, to ta przestrzeń jest niczyja, nikogo tam nie ma. Więc front u nas nie jest liniowy, tylko punktowy i w dodatku ruchomy. Są setki frontów, bo są setki oddziałów. Każdy oddział jest frontem, potencjalnym frontem. Jeżeli nasz oddział zderzy się z oddziałem przeciwnika, to dwa potencjalne fronty zamienią się we front realny: następuje bitwa. Teraz jesteśmy trzyosobowym frontem potencjalnym, który zmierza na północ. Jeżeli wpadniemy w zasadzkę, staniemy się frontem realnym. To jest wojna zasadzek. Na każdej drodze, w każdym miejscu może być front. Można objechać ten kraj i wyjść cało, a można zginąć na najbliższym metrze. Nie ma zasady, nie ma metody. Wszystko zależy od szczęścia i przypadku. Jest wielki bałagan na tej wojnie. Nikt dokładnie nie orientuje się w sytuacji.
Język bantu nie zna czasu przyszłego, dla ludzi Bantu nie istnieje pojęcie przyszłości, nie dręczy ich myśli, co stanie się za miesiąc, za rok.
Pierwszeństwo mają kobiety ciężarne. Dlaczego one? Czy ja mam być gorsza, bo urodziłam pół roku temu? Dobrze, pierwszeństwo mają ciężarne i z niemowlętami. Dlaczego one? Czy mam być gorsza, bo mój syn skończył trzy lata? Dobrze, pierwszeństwo mają kobiety z dziećmi. Tak? A ja, dlatego że jestem mężczyzną, mam tutaj zginąć? I oto co silniejsi ładują się do samolotu, a kobiety z dziećmi kładą się na betonie, pod kołami, tak żeby piloci nie mogli ruszyć.
Mnie jest szkoda tych chłopców, bo oni powinni dorastać do czytania i pisania, do budowania miast i leczenia ludzi. A muszą dorastać do zabijania. Muszą dorosnąć do tego, żeby po naszej stronie było coraz mniej ślepej strzelaniny, a po tamtej, coraz więcej śmierci. Jakie mamy inne wyjście w tej wojnie, której nie chcieliśmy?
Niektórzy myślą, że wojna to miłe, lekkie draśnięcie w nogę. Nieprawda. Wojna to głowy rozbite na miazgę, pourywane nogi, faceci czołgający się w kółko z rozwalonymi flakami, faceci oblani napalmem, ale ciągle jeszcze żywi. Człowiek robi się od tego twardy. Znajdujesz na przykład rannego Kubańczyka, przewracasz go na plecy, a on robi jakiś taki ruch. Myślisz, że sięga po broń i wykańczasz go z miejsca. A może po prostu chciał wyciągnąć fotografię swojej żony i powiedzieć:<
Dzieło nieśmiertelne czy zdawkowe romansidło są dla uchodźcy jednakowo uciążliwe z prostej przyczyny: papier jest ciężki.
Spojrzałem do kalendarza, bo nie miałem już poczucia czasu, to znaczy czas zatracił dla mnie wszelką podzielność, wszelką wymierność, rozleciał się, rozpełznął jak zwłókniały tropikalny opar. [...] Życie biegło mi od zdarzenia do zdarzenia, w nieokreślony sposób zmierzało do niewiadomego celu.