cytaty z książki "Dzisiaj narysujemy śmierć"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Słucham i myślę: o czymś bardziej okrutnym już pewnie nigdy nie usłyszę, nic bardziej okrutnego człowiek na pewno wymyślić nie zdołał. Ale nie. To, o czym słyszę dzisiaj, jest niczym wobec tego, o czym usłyszę jutro. To, o czym piszę teraz, jest niczym wobec tego, o czym napiszę później.
Ocalili mnie od śmierci, ale nikt nie ocalił mnie od tego, co potem.
I ziemia teraz o ciałach przypomina. Niepokoi, dręczy. Ruszysz motyką, a ona cię oskarża. Ziemia - sumienie. Ziemia mroczne archiwum, baza danych, twardy dysk. Ziemia - prokurator. Wszędzie kości. Sterczą. Turlają się czaszki. Jednakowo pęknięte.
(...) Pamiętaj, że śmierć może przyjść z ręki bliźniego, brata, sąsiada. Nigdy nie bądź pewny, że nie skończysz jak my. Albo jak nasi mordercy.
Kiedy dziewczynę oddaje się za mąż, trzeba dostać coś w zamian. Rodzina pana młodego musi dac krowę. Bo tylko krowa może zapełnić pustkę po córce.
Cudowna funkcja szafy! Ile szaf w historii świata uratowało prześladowanych! Przed strzałem, ogniem, gazem, maczetą. Ile istnień szafa ocaliła! Gdzie te szafy teraz wszystkie są? Kto o tych szafach pamięta? O szafach ratowniczkach? O szafach Sprawiedliwych wśród Mebli Świata? Kto spisał ich historię? Kto zapisał los każdej szafy z osobna? Szafa powinna doczekać się pomników, sławiących ją pieśni, dziękczynnych poematów i drzewek pamięci.
A chciałbym jeszcze o kilka spraw polskiego misjonarza zapytać: gdzie, jego zdaniem, mieszka Jezus Chrystus? W kawałku opłatka z maki i wody? Czy raczej w człowieku, który w Niego wierzy? I o cierpieniu świadka warto by z kapłanem porozmawiać. Świadek jest trochę ofiarą i trochę sprawcą. Patrzy na zabijanie i ucieka. Co taki świadek myśli po latach, co czuje? Nic? czy dziś tak tylko udaje?
Kat(...) skazał się na wieczną mękę. Porzucił człowieczeństwo. Definitywnie. Jest pośród ludzi, lecz żyje w nieludzkim świecie. Pośród bliskich, ale obok nich. Dręczą go jego własne dzieci. Bo przypominają mu o świecie, do którego już nie należy. I do którego wstępu już nie ma. (...) skoro wrócił do domu, rodzina ma wobec niego oczekiwania. Głośno woła go do świata żywych. Dla kata nie ma powrotu. Kat ma wilczy bilet, wszczepiony w ciało jak czip. Bo kat z rozkoszą ślizgał się na krwi ofiar. On chce wokół siebie ciszy. Kat żąda milczenia.
Będzie rysował Leonard, jej syn. Jego urodziła pierwszego, potem jeszcze trzech. Ale najpierw matka musi wyjść z ciemności, w której wtedy została. Z której oni w inną ciemność wybiegli.
Tysiące trumien. W jednej szczątki nawet pięćdziesięciu osób. Przez sto dni zabijano tu dziesięć tysięcy ludzi dziennie, czterystu w ciągu godziny, siedmiu w ciągu minuty.
Kiedy człowiek zbyt długo jest konfrontowany ze śmiercią staje w przedsionku śmierci. Śmierć w nim zamieszkuje. Jego ciało się zamyka. Odcina od świata. Ciało jest samo pośród ludzi. Straciło więzi z bliskimi, których najpierw zamieniono w zwierzęta, a potem zabito. Ale i z tymi, którym udało się ocaleć, z rodziną, z przyjaciółmi. Ciało nie chce kontaktu.
Zgwałconą kobietę. Tę, która urodziła dziecko z gwałtu. Tę, która od gwałciciela dostała chorobę. A gdyby była profesorką uniwersytetu? Albo ministrem od spraw kobiet? Prezydentem kraju? Kogo wtedy najpierw w niej zobaczysz? Mądrą profesorkę? Sensowną panią polityk? Powiesz: ta zgwałcona Rwandyjka jest świetna. Nie dajesz jej szansy na bycie kimś innym. Kaci zatruli i twoje myśli: najpierw widzisz jej hańbę. Może myślisz o tym bez pogardy, nazywasz to krzywdą albo cierpieniem. Ale to jej cierpienie widzisz przede wszystkim. I zawsze tak będzie. Każda inna informacja - co robi, jak myśli, kim jest - będzie jedynie dodatkiem do jej zgwałconego ciała. Gdziekolwiek mieszkasz, i ty ją teraz zabijasz. Bronisz się? Zaprzeczasz? A jaka jest twoja pierwsza myśl o jej dziecku? Kim ono jest?
Tak chyba boli żal za życiem, jak myślisz, biały człowieku?
Świadek jest trochę ofiarą i trochę sprawcą. Patrzy na zabijanie i ucieka.
Te, które z jakichś powodów (urody, wszy, wieku, okresu, połogu) nie powodowały u morderców wzwodu, były gwałcone jakimś drągiem, czymkolwiek, co było wystarczająco podłużne, twarde i duże. Aż do momentu, kiedy przestawały oddychać.
Wyobraźmy sobie ciało zgwałcone przez dziesiątki mężczyzn z maczetami w rękach. W tym strzępie jeszcze krew pulsuje, lepi się na kikutach. Bo ciału obcięli ręce, które próbowały chronić podbrzusze. Co taka kobieta, jeśli cudem ocalała, myśli o swoim ciele? Że dzięki niemu mordercy nie zabili jej od razu. Że uratowała ją pochwa, że tylko dzięki pochwie żyje. Jest przedmiotem. Wiadrem na spermę.
Za państwowe pieniądze sprowadzono z Chin kontenery pełne tanich błyszczących maczet.
Spychacze zniszczą dom po domu, zrównają z ziemią każdą ścianę. Zostawią goły plac, gotowy pod nowe budynki. Przyjdą nowi ludzie. Przyniosą swoje nowe myśli. Nie będzie wspomnień, nie będzie pamięci.
To wapno - ulubiona substancja tych, którzy spychają swe ofiary do masowych grobów. Sprawdzona przez historię, przetestowana na wszystkich kontynentach.
Identyfikacja ma sens, kiedy jest dla kogo identyfikować. Kiedy żyją najbliżsi ofiar. Pozostałym rozpoznawanie starych trupów nie jest do niczego potrzebne.
I ja się powoli przyzwyczajam. Słucham i myślę: o czymś bardziej okrutnym już pewnie nigdy nie usłyszę, nic bardziej okrutnego człowiek na pewno wymyślić nie zdołał. Ale nie. To, o czym słyszę dzisiaj, jest niczym wobec tego, o czym usłyszę jutro. To, o czym piszę teraz, jest niczym wobec tego, o czym napiszę później.
Niektórzy z bliznami na czole, widać zabójca uderzył maczetą nie dość silnie albo nie dość precyzyjnie i krwawiącemu dziecku udało się uciec.
Można sobie wyobrazić – i tak na pewno się zdarza – że ocalona sierota śpi teraz w jednym łóżku z dzieckiem mordercy. Albo jeszcze inaczej: ocalona sierota śpi ze sprawcą. Bo tamtej wiosny bywało i tak, że kilkuletnie dzieci Hutu (niektóre zapewne są dziś studentami na uniwersytecie w Butare) biegały po łąkach pokrytych setkami ciepłych trupów Tutsi i nawoływały swych ojców: tatusiu, ten jeszcze zipie, tatusiu, tamten mrugnął okiem. I tatuś nadchodził.
Ocalili mnie od śmierci, ale nikt nie ocalił mnie od tego, co potem.
- Tylko drugi ocalony mnie zrozumie - mówi Leo. - Nikt inny.
Być może Innocent z łatwością przekonał nieznajomych morderców, że jest dzieckiem Twa, i dostał prawo do życia. Gdyby trafił na znajomych, przekonanie na nic by się nie zdało.
Ocalili mnie od śmierci, ale nikt nie ocalił mnie od tego, co potem.
Radości z narodzin dziewczynki towarzyszy żal, że jest darem przechodnim (...) Najbardziej cierpi wdowa, za którą mąż nie dał krowy, kiedy był na to czas. Czyli na ślubie. Taka żona była dana na kredyt. On nie zdążył jej spłacić i gdzieś przepadł [zapodział się albo został zamordowany]. Niezapłacona, a więc niczyja. Każdy ma do niej prawo, każdy może ją sobie wziąć. (...) Zgwałcona przed ślubem dziewczyna nie jest warta nawet krowy.
- Hi, I'm Leo - słyszę zza pleców, kiedy patrzę na czarno-białe twarze zawieszone w szklanej gablocie. Ale ja nie potrzebuję teraz towarzystwa, potrzebuję ciszy. Chcę być tylko z tymi
zza szyby. Oni na mnie patrzą.
- Ścięli ich aż pół tysiąca w ciągu jednego dnia - mówi do mnie Leo. To jest drugie zdanie naszej znajomości.
Trzecie, czwarte i piąte:
- Przez wiele dni gnili na tym trawniku dookoła. Teraz są tutaj. Czasem tu przy nich sobie siedzę.