cytaty z książki "Poezje wybrane"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Umieranie
Jest sztuką tak jak wszystko.
Jestem w niej mistrzem.
Wycierpiałam okrucieństwo zachodów słońca.
Wypaliłam się do korzenia.
Moje czerwone włókna płoną jak druciana ręka.
Rozpadam się na kawałki wirujące jak maczugi.
Tak gwałtowny wicher
Nie zniesie obojętności: muszę krzyczeć.
Trudno jest opisać zmianę jaką wniosłeś w moje życie.
Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,
Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłam
Trwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.
(...).
Lubię smutne widoki.
Nieokreśloność tej chmury, na przykład!
Powleczonej bielmem jak oko
Oko ślepego pianisty
(...).
(...)
Mam wrażenie, że wysłano mnie w przestrzeń
Jak cienką nic nie znaczącą przesyłkę.
(...).
Herr Boże, Herr Lucyferze,
Strzeż się,
Strzeć.
Z popiołów
Rudowłosa powstanę jeszcze,
By pochłaniać ludzi jak powietrze.
Czuję biel tutaj pod kamieniami,
Gdzie drobne mrówki toczą jajka, gdzie tuczy się czerw.
Śmierć może zbieleć w słońcu lub poza nim.
Śmierć bieleje w jajku i poza nim.
Nie rozróżniam innych kolorów pośród bieli.
Biel jest barwą mego umysłu.
(...) Licząc do dwóch
Czuję, jak ciemność wymazuje mnie jak kredę z tablicy.
Nic już nie wiem.
(...) Uczę się spokoju tak leżąc tu samotnie,
Gdy światło pada na te białe ściany, na łóżko i na ręce.
Jestem nikim; (...).
Zamieszkuje mnie krzyk,
Nocą wzlatuje,
By wczepić swe haczyki w obiekt miłości.
Przeraża mnie ta ciemna istota
Uśpiona we mnie:
Cały dzień czuję jej delikatne obroty i złośliwość.
Chmury przepływają i nikną.
Czy to twarze miłości blade, bezpowrotnie stracone?
Czy to dla nich niepokój targa mym sercem?
Słowa
Słowa
Topory,
Po ich ciosie dzwoni las,
I te echa!
Echa biegnące we wszystkie strony,
We wszystkie strony jak konie.
Sok
Tryska jak łzy, jak
Woda co pragnie
Ustalić swe lustro
Nad głazem,
Spycha i toczy,
Białą czaszkę
Wyżartą przez zielska wodorostów.
Po latach
Spotykam je na drodze -
Znużone słowa bez jeźdźców,
Niestrudzony stukot kopyt,
A tymczasem
Nieruchome gwiazdy z dna stawu
Rządzą życiem.
Herr Boże, Herr Lucyferze, Strzeż się, Strzeż. Z popiołów Rudowłosa powstanę jeszcze, By pochłaniać ludzi jak powietrze.
To pokój, w którym nigdy nie byłam.
To pokój, w którym nie mogłam oddychać,
Ciemność skupiona w sobie jak nietoperz,
Brak światła
Poza latarką i jej nikłym pomarańczowo-
Żółtym odblaskiem na groźnych przedmiotach -
Dno głupoty. Rozkład.
Posiadanie.
To one mną zawładnęły.
Ani okrutne ani obojętne.
Matko chrząszczy, zwolnij uścisk swej ręki.
Przelecę ponad świecą jak ćma nie tknięta płomieniem.
Zwróć mi moją postać. Gotowa jestem odtworzyć dnie,
Gdy łączyłam się z pyłem w cieniu kamienia.
Kostki u nóg błyszczą. Blask ogarnia moje uda.
Jestem zgubiona, zgubiona w osłonach tego światła.
A cóż jeśli niebo tutaj nie jest odmienne,
Tylko moje oczy stały się bystrzejsze?
Taki przepych gwiazd wprawiłby mnie w oszołomienie.
Przywykłam do kilku zwykłych i stałych gwiazd;
Sądzę, że nie życzą sobie tej ozdobnej dekoracji,
Licznej kompanii ani południowego klimatu.
Są zbyt purytańskie i osamotnione -
Gdy jedna z nich spada, pozostawia pewną przestrzeń,
Poczucie pustki w dawniej jaśniejącym miejscu.
A teraz odwrócona od mej ciemnej gwiazdy
Oglądam te konstelacje w umyśle.
Nieogrzane łagodnym powietrzem brzoskwiniowego sadu.
Zbyt wielki tu spokój; te gwiazdy traktują mnie nazbyt przyjaźnie.
(...).
(...)
Mgły ścierają skały do zaniku, potem je wskrzeszają,
Unosząc się bez nadziei jak westchnienia.
Przechadzam się pośród nich, wpychają mi do ust watę.
Gdy uwalniam się od nich, mam na ciele perły łez.