cytaty z książek autora "T.S. Eliot"
Tylko ci, którzy ryzykują pójście za daleko dowiedzą się jak daleko można dojść.
Najczęściej bierzemy siebie tak, jak coś oczywistego. Bo nie można inaczej, gdy się wie tak mało o tym, jakim się jest właściwie.
I wszystko będzie dobrze
I wszelkie sprawy ułożą się dobrze
Gdy języki płomieni splotą się
W węzeł ognistej korony
A ogień i róża - staną się jednym.
Cień
Jest tylko tam, pod czerwoną skałą
(Wejdźże w ten cień pod czerwoną skałą).
Ja pokażę ci coś, co różni się tak samo
Od twego cienia, który rankiem podąża za tobą
I od cienia, który wieczorem wstaje na twoje spotkanie.
Pokażę ci strach w garstce popiołu.
Nie ustaniemy w poszukiwaniach,
A kresem wszelkich naszych poszukiwań
Będzie dojście do punktu wyjścia
I poznanie tego miejsca po raz pierwszy.
Czy się odważę
Zakłócić spokój wszechświata - dziś, tutaj?
W jednej minucie jest czas
Na wszystkie plany i zmiany, które druga odwróci minuta.
Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie?
Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja
Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi
Zawsze ktoś jeszcze idzie obok ciebie, […]
– Kim jest ten, który idzie po twej drugiej stronie?
Czas przeszły i obecny czas
Oba obecne są chyba w przyszłości,
A przyszłość jest zawarta w czasie przeszłym.
Jeśli czas cały wiecznie jest obecny,
To cały czas jest nie do odkupienia.
To, co być mogło, jest abstrakcją,
Stale trwającą możliwością
Tylko w świecie rozważań.
To, co być mogło i to, co było,
Jeden wskazują cel, który zawsze jest obecny.
Dudni w pamięci echo kroków
Wzdłuż korytarza, którym nie poszliśmy,
Do furtki, której nigdy nie otworzyliśmy,
Do różanego ogrodu.
Poezja to nie danie upustu wzruszeniom, ale ucieczka od wzruszenia, to nie wyrażanie osobowości, lecz ucieczka od osobowości.
Ale oczywiście jedynie ci, którzy posiadają osobowość i doświadczają wzruszeń, rozumieją, co to znaczy pragnąć dystansu od nich.
Ale słyszę za sobą, tam skąd wicher dmucha,
Grzechot kości i chichot od ucha do ucha.
DEDICATION TO MY WIFE
To whom I owe the leaping delight
That quickens my senses in our wakingtime
And the rhythm that governs the repose of our sleepingtime,
the breathing in unison.
Of lovers whose bodies smell of each other
Who think the same thoughts without need of speech,
And babble the same speech without need of meaning...
No peevish winter wind shall chill
No sullen tropic sun shall wither
The roses in the rose-garden which is ours and ours only
But this dedication is for others to read:
These are private words addressed to you in public.
Czy się ośmielę?” „Czy się ośmielę?”
Czas aby zawrócić i zejść ze schodów
Z plamką łysiny na czubku głowy –
Powiedzą: „Jakże mu włosy zmarniały!”
Mój żakiet, kołnierzyk sztywno dopasowany pod brodą,
Mój drogi, a skromny krawat, zwykłą szpilką podpinany –
Powiedzą: „Jakże mu schudły ręce i nogi!”
Czy się ośmielę
Wszechświat niepokoić?
My stoimy obecnie nie przed wyborem pomiędzy kilkoma abstrakcyjnymi formami, ale przed wyborem pomiędzy kulturą pogańską (z konieczności upośledzoną) a kulturą religijną (z konieczności niedoskonałą).
Nie możemy ustawać w poznawaniu. Jego końcem będzie przybycie do miejsca, w którym zaczynaliśmy i poznanie go po raz pierwszy.
Problem polega na tym, że świadome poczucie bezsensu jest czymś dobrym jedynie w młodości. Nie można żyć „bólem istnienia” do późnej starości. Nie można być stale dekadentem, ponieważ dekadencja oznacza spadanie, a trudno mówić o kimś, że spada, jeśli dawno już osiągnął dno. Wcześniej czy później trzeba przyjąć pozytywny stosunek do życia i społeczeństwa. Byłoby zbytnim uproszczeniem powiedzieć, że każdy poeta musi w naszych czasach albo młodo umrzeć, albo wstąpić do Kościoła katolickiego lub partii komunistycznej, lecz najczęściej ucieczka od poczucia bezsensu odbywa się wzdłuż tych dróg. Istnieje inna śmierć niż śmierć fizyczna i istnieją inne sekty i wyznania niż Kościół katolicki i partia komunistyczna, lecz prawdą jest, że po przekroczeniu pewnego wieku albo zaprzestajemy pisać, albo poświęcamy się celom nie tylko estetycznym.
(Orwell o kwartetach Eliota)
s.41.
Muzyka słyszana tak głęboko, że jej nie słyszysz, gdyż ty jesteś muzyką, dokąd muzyka trwa.
Musimy pamiętać, że tak jak Europa stanowi całość (i wciąż mimo okaleczeń i zniekształceń pozostaje organizmem, z którego musi wyrosnąć wszelka większa światowa harmonia), tak i europejska literatura stanowi całość, której poszczególne człony nie mogą rozwijać się pomyślnie, jeśli jeden i ten sam strumień krwi nie krąży w całym tym ciele. Strumieniem takim literatury europejskiej jest łacina i greka i nie są to dwa systemy obiegu krwi, ale jeden, ponieważ poprzez Rzym wyprowadzamy nasz rodowód z Grecji.
Poprzez niszczenie zwyczajów społecznych, poprzez rozluźnianie naturalnej ludziom świadomości zbiorowej i zamienianie jej w świadomość poszczególnych jednostek, poprzez równouprawnienie opinii wydawanych przez najgłupszych, poprzez zastępowanie edukacji instruktażem, poprzez popieranie raczej sprytu niż mądrości oraz siły przebicia raczej niż kwalifikacji, przez lansowanie idei dawania sobie rady, której alternatywę ma stanowić beznadziejna apatia, liberalizm może przygotować drogę swojemu całkowitemu zaprzeczeniu: systemowi sztucznej, mechanicznej lub zbrutalizowanej kontroli będącemu desperacką odpowiedzią na powstały chaos.
Czy się ośmielę?” „Czy się ośmielę?”
Czas aby zawrócić i zejść ze schodów
Z plamką łysiny na czubku głowy –
Powiedzą: „Jakże mu włosy zmarniały!”
Mój żakiet, kołnierzyk sztywno dopasowany pod brodą,
Mój drogi, a skromny krawat, zwykłą szpilką podpinany –
Powiedzą: „Jakże mu schudły ręce i nogi!”
Czy się ośmielę
Wszechświat niepokoić?
Nie zostałem prorokiem - nie ma tu nic wielkiego;
Przebłysk własnej wielkości ujrzałem na chwilę
I ujrzałem, jak odwieczny sługa z chichotem podaje mi płaszcz
I krótko mówiąc, mocno się przeraziłem.
Nie! Nie jestem Księciem Hamletem, nikt mnie nie brał za niego;
Jestem członkiem orszaku, tym, który
Uroczystości dodaje powagi,
Zagra w dwóch lub trzech scenach.
Doradzi księciu, jest do usług,
Skwapliwie spełnia polecenia,
Jest polityczny, przezorny, dbały o każdy szczegół,
Czasem zaiste prawie śmieszny –
Prawie, czasem, Błazen.
Wszyscy mamy pretensje do tego, / by być wyjątkiem niezwykłym / w powszechnym zniewoleniu. / Lubimy się zjawiać w gazetach / byle we właściwej kolumnie. / Wiemy o kolejowym wypadku / wiemy o nagłych zakrzepach / i powolnym twardnieniu tętnic. / Lubimy by dobrze o nas myślano / żebyśmy sami mogli dobrze myśleć o sobie. / I każde kolejne wyjaśnienie nas zaspokaja: / Pytamy tylko by nas uspokajać / co do hałasów w piwnicy / i okna, którego nie powinno się było otwierać. / Dlaczego wszyscy zachowujemy się tak, jakby drzwi mogły się nagle otworzyć, zasłony rozsunąć / jakby piwnica mogła ujawnić coś strasznego, zniknąć dach, / i przestalibyśmy być pewni co realne a co nierealne? / Trzymajmy się mocno, mocno, musimy nalegać że świat jest tym za co myśmy zawsze go brali.
Życie spędziłem na próbach zapomnienia siebie, / utożsamiania się z kolejną rolą wybieraną, / by ją grać. A im dłużej coś pozorujemy, / tym trudniej potem odrzucić ten pozór, / zejść ze sceny, przebrać się w ubranie własne / i mówić od siebie.