cytaty z książki "W poświacie księżyca"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wszystkie te chwile zatracą się w czasie... jak łzy w deszczu.
-Smakuje Ci jedzenie?-spytałam z kąśliwym uśmieszkiem,widząc, jak pakuje do ust pokaźną porcję smażonego ryżu.
-Nieźle się z czyjegoś powodu spracowałem-odciął się z błyskiem rozbawienia w oczach-Umieram z głodu,
-Nie przypominam sobie,żebym to ja nalegała.
Uniósł brwi.
-Szybciej, Logan, szybciej...
Zaczerwieniłam się i kopnęłam go, na co tylko roześmiał się pogodnie.
-Jesteś świntuch-burknęłam,czując, jak palą mnie policzki.
-Na to się akurat nie uskarżaj,skarbie.
Zdarzają się w życiu chwile, które zmieniają nas bezpowrotnie. Czasem wspaniałe i dramatyczne, piękne lub tragiczne, ale zawsze intensywne. Czasem ledwie zauważalne, jak kroki kogoś przechodzącego za zamkniętymi drzwiami. Co sprawia, że nie wydają się znaczące.
(...) skąd można wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę ze stanu uczuć Logana. Jesteś pod tym
względem ciemna jak tabaka w rogu.
- To tak, jakby się miało kontakt z innym językiem i nikogo, kto by pomógł go zrozumieć.
- Masz na myśli kontakt z nastolatką? - uśmiechnęłam się do niego ze współczuciem.
- Nie. Z kobietami w ogóle.
- Gdzie jest Maia? - spytałam natychmiast, bo przecież miał trzymać ją od nas z daleka.
Pochylił się, pocałował mnie lekko w usta, po czym usiadł na oparciu fotela, który zajmowałam.
- Zostawiłem ją w holu studia tatuażu. Cole powiedział jej, że może spędzić dzień, studiując sztukę tatuażu.
- Och zapomniałam o tym powiedzieć - wtrąciła Shannon.
- Powinna spędzać dzień w studiu tatuażu? - wyraziłam wątpliwość, robiąc niechętną minę.
- Dlaczego nie? - Hannah wzruszyła ramionami. - Tylko zażywają crack i tatuują niemowlęta.
- Jak widzę, macie wspólne upodobanie do sarkazmu - zauważyłam z przekąsem.
- Ale jeśli chodzi o Logana, nie masz oporów przed konfrontacją... - Shannon uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie ma to jak w domu - powiedziałam, zamykając oczy w obronie przed ich docinkami.
- Zawsze myślałam, że ta fraza idzie w parze z ciepłymi kapciami - skomentowała Joss.
Otworzyłam powieki i warknęłam:
- Nie należy zaprzyjaźniać się z inteligentnymi kobietami. Są przerażające.
- Twoja buńczuczna pewność siebie staje się dla ciebie samego niebezpieczna.
- No dobrze, wystarczy. Dajcie jej pooddychać. - Beth zatoczyła ręką półokrąg, pokazując na nas wszystkich. - A przede wszystkim dajcie jej wreszcie zobaczyć prezenty. - Uśmiechnęła się promiennie, odstąpiła krok i kiwnęła do Mai zachęcająco głową.
Parsknęłam. Maia zaś uśmiechnęła się dyskretnie i powiedziała:
- Chyba powinnaś przewartościować swoje priorytety, Beth. Oddychanie jest jednak ważniejsze.
Rozległy się pojedyncze śmiechy, a Beth skrzywiła się.
- Ja tylko... Na urodzinach najważniejsze są prezenty.
Joss trzymająca w ramionach Ellie, swoje najmłodsze dziecko, posłała spojrzenie mężowi.
- Czego ty uczysz nasze dzieci?
Luke, ich ośmioletni syn, skrzyżował ramiona na piersi i popatrzył wyzywająco na siostrę.
- Nieprawda, Najważniejsze jest jedzenie.
- Czego ty uczysz nasze dzieci? - zrewanżował się żonie Braden.
Logan przycisnął czoło do mojego i zachichotał.
- Czy możemy coś zrobić - odezwała się Maia - żeby... no... wszyscy nie patrzyli tak na mnie?
- Dlaczego? - Beth to wyraźnie rozbawiło. - To twoje urodziny i tobie należy się cała uwaga. To jest właśnie, po prezentach i jedzeniu, najlepsze w urodzinach.
- Niemożliwe, że jesteś moim dzieckiem - roześmiała się Joss.
- Nie uciekniesz od tego, matko - odcięła się Beth, biorąc się pod boki.
Roześmieliśmy się wszyscy, najgłośniej Braden. Joss uśmiechnęła się doo córki, a potem zrobiła przesadnie zgorszoną minę, na co Beth pokazała język, po czym też się do niej uśmiechnęła.
- Pamiętaj, że ty też od tego nie uciekniesz - odwzajemniła się córce Joss.
- Jestem młodsza, mam szansę - kontynuowała Beth.
- Spróbuj dziecko, a pobiegnę za tobą.
- Nie poprosi o mój przyjazd. I właściwie powinnam być za to wdzięczna, Jej obecność w moim życiu była toksyczna jak jad węża. Wciąż walczę z tym, czym mnie zatruła podczas ostatniego pobytu w domu. Kolejne ukąszenie mogłoby się okazać śmiertelne.
I tak podsumowałam swoje relacje z kobietą, która mnie urodziła. Wyszłam z hotelowego pokoju z ciężkim sercem, ale i ze świadomością, że wreszcie będę mogła żyć normalnie.
Nigdy nie widziałam tak
niezwykłych oczu. Jasnych, czystych, niewiarygodnie pięknych fiołkowych, okolonych czarnymi
rzęsami. Zmiękczały surowość jego rysów.
Co będzie, to będzie. – Wzruszył ramionami.
– Uważaj – ostrzegłam go – gówniane machismo nie jest mile widziane w tym mieszkaniu.
– Gówniane machismo? – Uniósł wymownie brew.
– Dokładnie tak, jak słyszysz. Wyczuwam to na milę.
Stanowiłyśmy doskonałą
ilustrację powiedzenia o ćmie lecącej do świecy.